Zatrzymanie Brunona K., podejrzanego o przygotowywanie zamachu na władze państwowe, wywołało szok w Krakowie. 45-letni chemik był bowiem pracownikiem naukowym Uniwersytetu Rolniczego.
Prof. Włodzimierz Sady, rektor Uniwersytetu Rolniczego, powiedział, że nie znał i nie zna osobiście zatrzymanego, a o całej sprawie dowiedział się od przedstawicieli ABW. – Na naszej uczelni jest zatrudnionych ok. 1500 pracowników, nie jestem w stanie wszystkich poznać – mówił dzisiaj rektor.
Podkreślił, że na uniwersytecie nie ma materiałów wybuchowych, ponieważ nie prowadzi on tego typu badań. Katedra Chemii i Fizyki, w której pracował zatrzymany mężczyzna, posiada jednak różnego rodzaju środki chemiczne niezbędne do badań. Rektor zaznaczył, że sam nie jest chemikiem i nie może ocenić, ani jakiego dokładnie rodzaju są to odczynniki, ani czy materiały wybuchowe mogły powstać na uczelni. – Są bardzo szczegółowe procedury postępowania ze środkami trującymi, szkodliwymi i niebezpiecznymi i były one przestrzegane – powiedział.
Do tej pory nie docierały ani do rektora, ani do przełożonych zatrzymanego żadne skargi. Również w przeprowadzanych ocenach pracy dydaktycznej nie wyróżniał się on – ani pozytywnie, ani negatywnie.
– Nie znam dokładnych okoliczności zatrzymania – powiedział prof. Sady. Wyjaśnił, że pracownik ABW przyszedł do niego w piątek po południu, już po zatrzymaniu podejrzanego mężczyzny, z prokuratorskim nakazem rewizji. Rektor nie zna jednak efektów tego przeszukania.
Prof. Sady przyznał również, że zatrzymany przestanie być pracownikiem uczelni. Zgodnie z postępowaniem administracyjnym, pozostanie nim jeszcze przez trzy miesiące. – Nie tylko ja jestem zaskoczony, ale i cała społeczność akademicka – powiedział na zakończenie.
Brunon K. został osadzony w jednym z krakowskich aresztów śledczych. – Zakwalifikowano go jako więźnia szczególnie niebezpiecznego – powiedział kpt. Tomasz Wacławek, rzecznik Służby Więziennej. Wobec takich więźniów stosuje się specjalne środki bezpieczeństwa. Zwiększa się ochronę przy doprowadzaniu i konwojowaniu oraz monitoruje stale celę, w której przebywa.
Wizerunek Brunona K. przestał być tajemnicą. Jego portret znajduje się m.in. na Facebooku. Teraz jest jednak częściowo przysłonięty. Jedna ze studentek, która miała zajęcia dydaktyczne z Brunonem K., umieściła tam zdjęcie z nim i koleżankami z grupy. Wszyscy są uśmiechnięci. – Był ponoć lubianym wśród studentów wykładowcą, typem gaduły – powiedział pracownik Uniwersytetu Rolniczego. – Pracownicy katedry, w której pracował, prowadzą zajęcia dydaktyczne z chemii na wszystkich kierunkach uczelni – dodał. Brunon K. nie miał dwóch palców u rąk. Opowiadał ponoć studentom, że stracił je w trakcie jednego z eksperymentów pirotechnicznych.
Mężczyznę zatrzymano 9 listopada. Sąd aresztował go na trzy miesiące. Grozi mu do 5 lat więzienia. Jak poinformowała prokuratura, celem zamachu miał być Sejm podczas posiedzenia z udziałem prezydenta, premiera i ministrów. Podejrzany o przygotowywanie zamachu na władze państwowe miał kierować się motywami o charakterze nacjonalistycznym, ksenofobicznym i antysemickim. Jak poinformowała prokuratura, podejrzany przyznał się do części zarzutów – prowadzenia szkoleń dla osób, które zwerbował, oraz przeprowadzenia próbnych detonacji.
Warto przypomnieć, że Brunon K. nie był jedynym „bomberem” z Krakowa. W 1994 r. miasto terroryzował Sylwester A. z Trzebini, podpisujący się pseudonimem „Gumisie”. Podkładał ładunki wybuchowe i żądał od władz miasta pół miliona marek pod groźbą detonacji. Ładunki podkładał m.in. w kościele Mariackim i na dworcu PKS. Jednak nie doszło do ich detonacji.
Wybuchły jednak ładunki podkładane w 2011 r. przez Rafała K. z krakowskich Swoszowic. W czterech eksplozjach rany odniosło 5 osób. Rafał K. miał się mścić za domniemane krzywdy. Po aresztowaniu i badaniach psychiatrycznych został uznany za niepoczytalnego.