Podczas odbierania bagażu po pierwszym dniu XXII Pieszej Pielgrzymki Dominikańskiej pątników minął autobus. Miejska, krakowska linia 238. Tak niewiele udało się przejść.
Pierwszego dnia wędrówki wielu marzyło o deszczu. Temperatura była tak wysoka, że las nie stanowił już chłodnego schronienia, a jedynie duszny, pełen much i komarów szpaler z kamienistą ścieżką. Rozgrzany asfalt przyklejał się do butów, a każdy postawiony z trudem krok wydał się maleńki.
Zostawić wyobrażenia
Pielgrzymującym towarzyszył skwar. Żar lał się z nieba. Termometry wskazywały rekordowe tego lata temperatury. Niemało odcinków pokonywano w pełnym słońcu, bez plamy cienia. Ruszało się z wieloma intencjami, a w końcu modliło się o to, żeby plecy nie bolały. Droga była trudna. Wielu nie dotarło do Częstochowy. Z Krakowa wyruszyło 1480 osób. Prawie 150 z nich lekarz odesłał do domu z różnych powodów – udarów, zapaleń stawów, zwichnięć, poparzeń. Byli i tacy, którzy zwątpili i odpuścili sobie dalszą drogę. – Paradoksalnie nie chodzi o to, żeby dojść, tylko żeby iść – stwierdził o. Dawid. W drodze z wielu rzeczy trzeba zrezygnować. To bardzo trudne, ale okazuje się, że tylu z nich w ogóle nie potrzebujemy.
Podczas wieczornej Mszy św. w przeddzień XXII Pieszej Pielgrzymki Dominikańskiej o. Dawid Kołodziejczyk, dyrektor pielgrzymki, mówił: – Zostawcie wyobrażenia. Patrzcie na ołtarz. O to prosił pątników, a wyobrażeń i wizji tych 7 dni drogi było tyle, ilu uczestników.
Ci, którzy szli po raz pierwszy, słyszeli od innych, że pielgrzymki są po prostu świetne i tyle, że trzeba iść. Wybrali się z ciekawości albo w nadziei na wielki znak, przełom, wstrząs, który zmieni życie. Byli i tacy, którzy nie mieli pojęcia, dlaczego idą, nawet jeśli szli kolejny raz. Niektórzy nieśli ze sobą wiele próśb i podziękowań. Jeśli jednak się już stanęło przed bazyliką Św. Trójcy w najwygodniejszych butach, z plecakiem pełnym wody i ruszyło w stronę odległej jeszcze Jasnej Góry, przestawało być ważne, po co i dlaczego idą inni. Istotne stawało się jedynie, po co i dlaczego idę ja.
Trudno zrezygnować
Sylwestrowi Kaczmarkowi pierwszy raz udało się wziąć udział w dominikańskiej pielgrzymce. Jest po pięćdziesiątce, od czterech lat mieszka i pracuje w Oslo. Spotykał wiele przeciwności, którym trzeba było stawić czoło, żeby spędzić tydzień w drodze do Częstochowy. Mimo to, już planuje powtórkę za rok. – Jeśli się raz zrozumie, co jest najważniejsze, trudno z tego zrezygnować – mówi zapytany, co – jego zdaniem – sprawia, że ludzie chodzą na pielgrzymki od lat. Dużo też jest takich, którzy nie znajdują tego, czego szukali i rezygnują. A przecież jeśli się nie poprosi, nie będzie dane. Trzeba pukać do serc innych ludzi i mieć w sobie dużo samozaparcia. Sylwester nie znał nikogo ze swojej grupy. Wolał dać sobie szansę na spotkanie kogoś, kto inaczej pewnie nie stanąłby na jego drodze.
Do Częstochowy szli różni ludzie. Samotnicy, przyjaciele, narzeczeni, całe rodziny. Szli zakonnicy i zakonnice, księża, członkowie duszpasterstw i wspólnot. Szli pątnicy z Polski, Rosji, Ukrainy, Danii, Stanów Zjednoczonych, Austrii, Francji. Najstarszy pielgrzym miał 78 lat. Najmłodszy – 4 miesiące. Zabranie malucha w taką podróż to dla rodziców ogromne wyzwanie. 7-tniej Ani szło się po prostu źle, a 6-letniemu Piotrusiowi się nie chciało i tyle. Tata niespełna rocznej Krysi stwierdził jednak, że gdyby jej ze sobą nie zabrał, nie poczułby „tego”. „To” dla każdego pielgrzyma jest czymś innym i dla każdego bardzo ważnym.
Od osoby do osoby
Działania Boga w ludzkiej duszy zawsze ocenia się po czasie. – Nikt z nas jeszcze nie wie, co przyniosła ta pielgrzymka – powiedział o. Janusz Pyda podczas Mszy św. na Jasnej Górze. – Pielgrzymka nie dokonuje się z miejsca do miejsca, tylko od osoby do osoby. Nie chodzi o to, żeby było najszybciej i najłatwiej, bo pielgrzymuje się przez rzeczy łatwe i trudne i nic nas nie może zatrzymać – podkreślał kaznodzieja. Przypomniał pątnikom, że Częstochowa jest jednym z najkrótszych postojów. To punkt dojścia i wyjścia jednocześnie. Siedem sierpniowych dni może się wydawać czasem dziwnym, nienormalnym i wyjątkowym. Tymczasem ten czas to najprawdziwsze i najnormalniejsze życie – tyle, że w kondensacie.
Przed Czarną Madonną uczestnicy dominikańskiej pielgrzymki uklęknęli 9 sierpnia. Kiedy stali, patrząc już na wieżę klasztoru, spadł deszcz. Ciepły i lekki.