- Jesteśmy tu dziś, bo wierzymy, że Bóg jest naszym Ojcem, który nas prowadzi, a jego troska o nas przerasta nasze najśmielsze oczekiwania. Przykłady na to możemy mnożyć - zapewniają Marta, Marcin, którzy na ewangelizację przyszli z synkiem Wojtkiem.
- Często doświadczamy, że to, co jeszcze wczoraj wydawało nam się po ludzku niemożliwe, jutro Bóg nam daje. I to daje nawet więcej, niż prosiliśmy, a wtedy ręce po prostu opadają z zaskoczenia i można tylko dziękować. Kiedyś wydawało nam się, że nie będziemy mieć za co żyć, bo ja wychowywałam dziecko, a mąż dostał wypowiedzenie z pracy. Nagle dostał inną propozycję i teraz jest bardzo dobrze. Nie wierzyliśmy, że będziemy mieć mieszkanie, a dziś mieszkamy "na swoim", bo Bóg bardzo nam pomógł - opowiada Marta, a Marcin dodaje, że choć są "zewangelizowani", to nawrócenia wciąż, jak każdy, potrzebują. - Dlatego takie spotkania są potrzebne. Bo tylko Bóg jest święty, a my mamy iść Jego śladami - przekonuje.
Sobotnia ewangelizacja w ramach "Jestem! W Hucie" rozpoczęła się już o godz. 9, w hali "Hutnika", od spotkania prowadzonego przez inicjatywę Alpha (kursy organizowane przez Alphę poznał już cały świat i wszędzie, gdzie Alpha się pojawia, Duch działa bardzo mocno). Wzięło w nim udział ok. 20 osób, które najpierw oglądnęły tematyczny film, a potem dyskutowały o wierze i życiu przy suto zastawionych stołach.
- Nie chcę robić nic innego, jak mówić o Jezusie. I tak czuje każdy, kto spotkał go bardzo osobiście. Wtedy po prostu trzeba się tym dzielić - mówi Ela Dudek z Alpha Polska. - Ci, którzy przychodzą kursy Alphy są zaskoczeni widząc ładnie przygotowane stoły, smaczną kolację (dziś z racji wczesnej pory proponujemy ciasteczka), kwiaty. A my po prostu chcemy dbać o innych, bo na tym polegają proste gesty miłości. Jeśli przygotowuję zwykłą kanapkę, i robię to z myślą o tym, że przy stole będziemy rozmawiać o Jezusie, to w prostą czynność wkładam miłość. A ktoś jedząc ją może poczuć miłość Bożą. Nazywamy to ewangelizacyjną mocą kanapki - opowiada Ela.
W spotkaniu wzięły udział m.in. 11-letnia Gabrysia i 15-letnia Renia. - W mojej klasie tylko 5 osób, razem ze mną, chce słuchać tego, co ksiądz mówi na lekcjach religii. Reszta nie pozwala mu prowadzić lekcji. Jestem tu, bo wiarę przekazali mi rodzice, a Bóg jest moim Stworzycielem i Przyjacielem. Gdyby Jezus stanął tu dziś między nami, to chciałabym Go zapytać, jaki jest sens życia, po co tak naprawdę żyjemy - mówi bardzo dojrzale, jak na swój wiek, Gabrysia.
Z kolei Ula i Marcin, małżeństwo z 4-letnim stażem, na spotkaniu Alphy pojawili się, bo wciąż szukają "czegoś więcej" na drodze swego duchowego rozwoju. - Najchętniej czegoś dla rodziców z dziećmi, a tu właśnie mogliśmy przyjść z córeczką - mówią. Dla Marcina Bóg jest przewodnikiem. Dla Uli - Tatą, kimś, do kogo może zwrócić się w każdej chwili. - Wiara wypełnia sensem nasze życie. Ula wierzy od zawsze, ja jestem "nowo wierzący", dopiero od 7 lat, odkąd się poznaliśmy. Żona stała się ręką, która poprowadziła mnie do Boga i teraz razem w tym wzrastamy - opowiadają.