Noc z 31 października na 1 listopada pokazuje nam niebo i świętość, czyli radość, a nie duchy i upiory - przekonują Kasia Cudzich-Budniak i Mikołaj Budniak z Fundacji im. Andrzeja Cudzicha, organizatorzy pierwszej Krakowskiej Nocy Światła.
Połączyła ona dwa kościoły: św. Józefa w Podgórzu i św. Katarzyny na Kazimierzu, a przyszli na nią zarówno ci, którzy są bardzo blisko Pana Boga, jak i ci, którzy stoją nieco dalej od niego. Tak jak Joasia, która na Noc Światła przyszła z ciekawości, choć… nie tylko.
- Informację o tym wydarzeniu najpierw zobaczyłam na Facebooku, a potem na plakatach. Chciałam przekonać się, o co w tym wszystkim chodzi i mieć argumenty dla moich znajomych, bawiących się dziś na halloweenowych imprezach, że w Kościele można znaleźć naprawdę ciekawe inicjatywy. Na co dzień może nie jestem najbliżej Kościoła, nie zawsze przychodzę w niedzielę na Mszę św., ale gdzieś w głębi serca chcę, by Bóg mnie dotknął i mocniej przyciągnął do siebie - opowiada.
Noc rozpoczęła się już o godz. 16, rodzinną imprezą w Kamieniołomie przy podgórskim kościele św. Józefa, czyli… Balem Wszystkich Świętych dla dzieci. Maluchy na anielską zabawę przyszły z rodzicami, którzy inicjatywę bardzo chwalili. - Noc Światła i taki bal to wspaniała alternatywa dla Halloween, które jest nie tylko obce nam kulturowo, ale przede wszystkim duchowo. A my chcemy uczyć dziecko, że choć w święto Wszystkich Świętych cmentarze się odwiedza, to przecież ten dzień można przeżyć wesoło. Chrześcijanie mają przecież cieszyć się, iż życie nie kończy się wraz ze śmiercią, bo jest życie wieczne - mówi Laura, mama małego Alana, który na bal przyszedł przebrany za św. Franciszka.
Następnie, o godz. 18, przyszedł czas na najważniejszą część Nocy Światła, czyli na uroczystą wigilijną Eucharystię, której w kościele św. Katarzyny przewodniczył bp Grzegorz Ryś. - Pamiętajmy, że w święto Wszystkich Świętych głosimy wielką chwałę Boga w spotkaniu z człowiekiem, często biedniuteńkim, który w Panu odnalazł paschalne szczęście. To święto wskazuje nam na Zmartwychwstanie - przypominał w homilii bp Ryś.
Jak zauważył, nawiązując do słów Ewangelii przypadających na 1 listopada, Góra Błogosławieństw ściśle łączy się Golgotą, jednak człowiek ma czasem problem z właściwym odczytaniem Chrystusowych błogosławieństw. - Bo co to za szczęście być głodnym czy prześladowanym? Tak można pomyśleć. A jednak Bóg obiecuje głodnym, że będą nasyceni. W dodatku łatwo oskarżyć Boga, że to od niego pochodzą smutek, głód, nędza. A jednak one nie od Boga pochodzą! I nie wolno Go o to oskarżać. Pewnie i na tej Mszy są osoby, które są radosne czy najedzone, jak i takie, które są ubogie, niewiele dziś jadły i cierpią niedostatek. I to właśnie na nie Bóg patrzy ze szczególną czułością. On wybiera to, co najsłabsze - przekonywał bp Grzegorz Ryś, dodając, że właśnie w takim momencie ucisku i nieszczęścia Bóg szuka nas najmocniej i chce, byśmy się do Niego zwrócili, by w naszych sercach łaska mogła się "rozpanoszyć".
- W chwili, gdy Boga znajdziemy, wszystko inne przestaje się liczyć. I odwrotnie - nie można przyjąć miłosierdzia ani Boga zobaczyć, jeśli człowiek jest zamknięty na Bożą łaskę; jeśli w jego sercu rządzi brak przebaczenia, nienawiść, jakieś złe relacje, zniewolenia - podkreślał biskup.
W podobnym duchu świadectwem dzielił się Maciej Czaczyk, zwycięzca II edycji Must Be The Music, a obecnie kleryk WSD w Szczecinie, który był gościem specjalnym nabożeństwa intermedialnego, czyli koncertu ewangelizacyjnego, jaki po Mszy św. rozpoczął się w drugiej części kościoła.
- Kiedyś byłem egocentrycznym egoistą, a pycha to jest coś, co z nieba spycha nas w otchłań. Byłem coraz bardziej pyszny, może nawet gburowaty. Zapomniałem, że talent to jest prezent od Pana Boga. Miałem innego bożka - gitarę - wyznaje Czaczyk. Jak opowiada, wychował się w katolickiej rodzinie, w dzieciństwie nawet chciał być księdzem. Z biegiem lat zmienił jednak plany - wtedy już chciał być słynnym muzykiem, człowiekiem szczęśliwym - ale na własną rękę.