W sobotę 9 lipca o godz. 12 w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie-Łagiewnikach zostanie odprawiona Msza św. pogrzebowa w intencji śp. ks. Kazimierza Majera, tragicznie zmarłego wikariusza tej parafii.
Po Mszy nastąpi pochowanie ciała zmarłego kapłana na cmentarzu w Borku Fałęckim.
Ks. Majer niedawno obchodził 15. rocznicę święceń kapłańskich. Przez ostatnich 7 lat pracował w parafii w Łagiewnikach. Był w pełni sił twórczych i całym sercem oddany pracy duszpasterskiej. Jego śmierć dla tych, którzy go znali, jest wstrząsem.
Ks. Tadeusz Dziedzic, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łagiewnikach, wyznaje, że także dla niego tragiczna śmierć ks. Kazimierza jest szokiem, który spotęgowany jest tym, iż ks. Kazimierz prawdopodobnie kilkanaście minut przed śmiercią przesłał mu jeszcze SMS z wakacji. - Napisał do mnie: "Piotrek [czyli brat ks. Kazimierza, także ksiądz - kanclerz krakowskiej kurii - przyp. aut.] idzie z morza, a ja za chwilę idę do morza". To prawdopodobnie ostatni SMS, jaki wysłał do kogokolwiek z urlopu w Krynicy Morskiej - wspomina ks. Dziedzic. - Ks. Kazimierz był kapłanem solidnym, wewnętrznie ułożonym, a pracę duszpasterską, której się podejmował, wykonywał zawsze z wielkim oddaniem. W naszej parafii był duchowym opiekunem 4 kręgów Domowego Kościoła. Na moją prośbę założył też parafialną Caritas - dodaje.
Ks. Rafał Kluska, wikariusz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łagiewnikach, przez ostatnie 3 lata współpracował z ks. Kazimierzem. - Mieszkaliśmy po sąsiedzku. Mogę wiele dobrego o nim powiedzieć, a ani jednego złego słowa. Był pobożny, uczciwy, pracowity, zawsze przygotowany. Wiadomość o jego śmierci była dla mnie ciosem. Różne myśli kotłują się w głowie. Modlę się w jego intencji i też prosiłem o modlitwę ludzi, którzy go znali - mówi.
Ks. Mirosław Kozina, dziś wikariusz parafii Pana Jezusa Dobrego Pasterza w Krakowie, także kiedyś współpracował z ks. Kazimierzem. Było to w parafii Matki Bożej Różańcowej w Krakowie-Piaskach Nowych. - Pracowaliśmy razem 4 lata. Pamiętam, że on wtedy prowadził kręgi Domowego Kościoła, grupę modlitewną i ministrantów. I zawsze to, co robił, wykonywał na 100 proc. zaangażowania. To był perfekcjonista, a przy tym człowiek niezwykle kulturalny - opowiada.
Swoją nietuzinkową osobowością wywierał ogromny wpływ na tych, których formował jako duszpasterz. - Księdza Kazimierza pamiętam i zawsze będę wspominał jako kapłana uśmiechniętego, radosnego i przepełnionego muzyką, którą kochał. Gdy rozpoczął pracę w naszej parafii, ja zaczynałem gimnazjum. Na początku nie byłem zbyt zadowolony, że ks. Kazimierz przejął opiekę nad ministrantami, bo dał się poznać jako kapłan, który trzymał „odpowiedni” poziom dyscypliny. Cotygodniowe obowiązkowe zbiórki, pilnowanie regularnej służby przy ołtarzu, regularne sprawdzanie porządku w szafach z kapturkami i tunikami, co niejednokrotnie kończyło się ujemnymi punktami - wspomina Jakub Fyda i dodaje, że niechęć była obecna tylko na początku, bo oprócz wysokich wymagań, jakie ks. Kazimierz stawiał, dawał też niesamowicie dużo od siebie - przede wszystkim czasu i energii.
W parafii na Piaskach Nowych organizował wiele wyjazdów i wyjść. Każdy, kto w tym czasie był ministrantem, wspomina wyjazdowe mecze piłkarskie, wyjścia w góry i inne wycieczki, które zawsze kończyły się ogniskiem.
- Z ks. Kazimierzem z okresu posługi w naszej parafii kojarzy mi się jeszcze jedno - jego przejawiające się w każdym momencie zamiłowanie do śpiewu i muzyki. W zakrystii często podśpiewywał i wymyślał drugie głosy do pieśni. Pamiętam, jak po Mszach porannych lub czasem przed zbiórkami „nakrywaliśmy” go, gdy siadał na chórze i grał na organach - tak po prostu, przy pustym kościele, grał pieśni religijne, ale także utwory muzyki klasycznej. Bardzo lubiliśmy podsłuchiwać - opowiada J. Fyda.
Wiele osób, chociażby te, które poznały go jako opiekuna kręgów Domowego Kościoła, mówi zgodnie, że ks. Kazimierz był wspaniałym kapłanem, z prawdziwym powołaniem, który potrafił rozmawiać i trafić zarówno do dzieci, jak i do dorosłych.