Wyruszają w sobotę, by znów zawieźć walczącym sąsiadom sprzęt wojskowy i leki. Wsparcie ich przedsięwzięcia wciąż jest potrzebne.
Gdy tydzień temu, w piątek 25 lutego, opublikowali na Facebooku informację, że chcą jechać do Ukrainy, by zawieźć żołnierzom i cywilom żywność oraz hełmy, myśleli, że wszystko, co będą mieli, spakują do samochodu osobowego. Okazało się, że dary (żywność, leki, koce, a także sprzęt wojskowy) wypełniły duży samochód dostawczy. Tym razem pojadą już w dwa samochody, z czego jeden to karetka wypełniona po brzegi sprzętem medycznym.
Zaczęło się od tego, że do pochodzącej z Charkowa Oksany, żony Szymona, odezwała się mieszkająca w Kolonii kuzynka. Mówiła, że jej znajomi z ukraińskiej społeczności szukają tam hełmów, których bardzo potrzeba obrońcom Kijowa, i że może w Polsce będzie łatwiej je znaleźć. Łatwiej raczej nie jest, ale Szymon i Oksana lubią wyzwania, więc zaczęli szukać. Efekt był taki, że oprócz hełmów, które Oksana załatwiała jeszcze w drodze do Ukrainy (Szymon siedział za kierownicą), udało się też zdobyć buty, żywność wojskową, nakolanniki, plecaki, rękawice taktyczne, a nawet kamizelki kuloodporne. Co ważne, cała wyprawa zajęła im niewiele czasu, bo udało się również załatwić pozwolenie na przejazd w ramach transportu humanitarnego. Dotarli do Lwowa, bo tam jest jeszcze w miarę bezpiecznie, a stamtąd samochody, które załadowali, zawiozły wszystkie rzeczy do Kijowa.
- Mimo że Lwów nie jest pod regularnym ostrzałem i nie toczą się tu ciężkie walki, jak w Kijowie czy Charkowie, podczas wypakowywania naszego samochodu i ładowania tych, które pod osłoną nocy ruszyły dalej, towarzyszyły nam syreny alarmowe. Przybiegł nawet do nas młody żołnierz, mówiąc, że niedaleko był wybuch i żebyśmy poszli do schronu. Ostatecznie nie poszliśmy, ale czuliśmy unoszący się w powietrzu zapach prochu. Mieliśmy też wrażenie, że Lwów nie śpi, tylko czuwa, bo kilkanaście kilometrów dalej wybuchają bomby i giną ludzie - wspominają.
Już w drodze powrotnej wiedzieli, że to nie koniec, że muszą działać dalej, bo podstawowe wyposażenie żołnierzy i cywilnych obrońców Ukrainy (buty, odzież - termiczna, taktyczna, hełmy, noktowizory, apteczki) to podstawa. Dzięki temu, że i Szymon, i Oksana są w Krakowie znani (Szymon jest ultramaratończykiem, zrobiło się o nim głośno w 2019 r., gdy samotnie przebiegł Islandię, by zbierać pieniądze na leczenie ciężko chorego chłopca), na ich kolejny apel o wsparcie zakupu wojennego sprzętu odpowiedziało całkiem sporo osób i już jutro będą mogli znów wyruszyć w kierunku naszej wschodniej granicy. I na tym też się nie skończy, bo sprzęt wojenny pewnie jeszcze długo będzie potrzebny Ukraińcom.
Szczegółowe informacje o akcji, a także numer konta na dalsze zakupy można znaleźć na profilach Szymona Makucha oraz Oksany Shmygol na Facebooku.
O akcji napiszemy też w numerze 10. "Gościa Krakowskiego" (na 13 marca).