Mistyczka

Piotr Stefaniak

publikacja 28.09.2012 12:32

Niewiele osób wie, że na cmentarzu Rakowickim spoczywa mistyczka, o której jest coraz głośniej.

Mistyczka Archiwum sióstr dominikanek

24 września minęła 75. rocznica, gdy Zofia Irena Renke złożyła śluby zakonne w ściśle klauzurowym klasztorze dominikanek w podczęstochowskiej wsi Święta Anna.

Była zwykłą, biało odzianą mniszką. Zwykłą nie znaczy zwyczajną, gdyż to ona otrzymała 15 maja 1940 r., podczas wizji wewnętrznej, od Jezusa nowe imię – Tradita Gratiae Dei (Oddana Łasce Bożej). Jej krótkie życie (zmarła bowiem 22 maja 1942 r. w Krakowie, mając jedynie 37 lat) było intensywną przygodą, której perspektywą był Bóg, a także człowiek oraz umiłowana ojczyzna - Polska.

Pamiętając o najbliższych krewnych siostry Angeliki, którzy żyją współcześnie nie możemy nie przywołać jej bezpośrednich przodków, których postawy  i wybory zaważyły na całym życiu tej młodej kobiety. Rodzina jej dziada macierzystego Franciszka pochodziła ze znakomitego o średniowiecznej metryce rodu rycerskiego książąt Podmaniczkych z Górnych Węgier. József przybył z Węgier, z Monor na Śląsk, do Kochłowic, i tam w 1812 r. poślubił wcześniej przechodząc z kalwinizmu na katolicyzm Mariannę Labrygę.

Ich syn, także Józef osiadł w Królestwie Kongresowym, w Skierniewicach. Następne pokolenie przeniosło się do Piotrkowa i tam Franciszek Podmaniczky poślubił Walerię Szczepkowską. Mając w pamięci swe książęce pochodzenie rodzina nie zaakceptowała tego małżeństwa traktując je jako mezalians. Sam Franciszek wziął udział, tak jak jego ojciec w zrywie i jako polski patriota walczył podczas Powstania Styczniowego. W między czasie doczekał się czworga potomków, w tym córki Zofii, która urodziła się w Piotrkowie w 1883 roku.

Dzieci państwa Podmunickich (tak bowiem zostało przekręcone ich węgierskie nazwisko) zostały wychowane w polskiej tożsamości narodowej i w głębokim patriotyzmie. W pamięci jednak zachowało się też i to, że byli węgierskiego pochodzenia, co dodatkowo uwidaczniała ich madziarska uroda. W dniu 17 września 1903 roku panna Zofia Podmunicka poślubiła cztery lata starszego Ignacego Renke, młodego człowieka, który stopniowo piął się po szczeblach kariery urzędniczej jako carski inspektor urzędu skarbowego. Sam Ignacy został wychowany w głębokim polskim patriotyzmie i religijności.

Jego ojciec Michał także był weteranem zrywu niepodległościowego z 1864 r. Dziad zaś do Piotrkowa przybył przez Częstochowę z terenów Śląska, gdzie państwo Renke zaliczali się do rodzin mieszczańskich. Po dwóch latach małżonkowie doczekali się swego pierworodnego dziecka, dziewczynki, która przyszła na świat w Piotrkowie 28 października 1905 r. Została ochrzczona w średniowiecznej piotrkowskiej farze pw. św. Jakuba Apostoła  w dzień Wszystkich Świętych 1905 roku i otrzymała znamienne dla jej ścieżki życia imiona: Zofia Irena. Po niej państwo Renke doczekali się jeszcze trzech synów: Jerzego Mirosława (w 1909), Wiesława Ignacego (w 1912) i Janusza Stefana (w 1915).

Gdy wybuchła I wojna światowa władze carskie podjęły ewakuację rodzin urzędniczych z terenów, które zajęły wojska niemieckie i austriackie. Także państwo Renke zostali objęci tą akcją i poprzez Kijów trafili na Ukrainę, do Jekaterynosławia nad Dnieprem, czyli obecnego Dniepropietrowska. Tam też po ukończeniu szkoły powszechnej dwunastoletnia Zofia Irena, którą pieszczotliwie w domu zwano Irą, rozpoczęła naukę w Polskim Gimnazjum Koedukacyjnym im. T. Kościuszki. To tam odznaczająca się szczególną wrażliwością, wybitną inteligencją, wesołością i żywością usposobienia dziewczynka rozkochała się w pięknej bezkresnej przyrodzie.

W szkole zaś poznała i rozmiłowała sie w polskiej literaturze oraz historii. Gdy w 1918 roku na Ukrainę wkroczyły wojska niemieckie rodzina Renke zdecydowała się powrócić do Piotrkowa i w 1918 roku, mimo, że ich dotychczasowe mieszkanie było zajęte, postanowiła osiedlić się w rodzinnym mieście. Pan Ignacy zdobył mieszkanie dla rodziny przy ówczesnej ulicy Tomickiego 3 (dziś Pruchnika) i podjął pracę w pobliskim Radomsku. W tym czasie Ira uczęszczała na pensję znanej wówczas nauczycielki Henryki Domańskiej, w której w 1923 r. uzyskała świadectwo dojrzałości. Po maturze opuściła Piotrków za radą przyjaciela ojca, profesora Jana Karola Korwin-Kochanowskiego podjęła studia w Uniwersytecie Warszawskim na kierunku historycznym. Równolegle kształciła się w studium pedagogicznym. Studiowała panna Renke w stolicy w latach 1923-1926. Następnie podjęła w Warszawie pracę nauczycielską i pozostawała na etacie do 1935 roku.

W czerwcu 1935 r. powróciła do Piotrkowa i już we wrześniu wstąpiła do kontemplacyjnego klasztoru dominikanek w Świętej Annie koło Radomska. Tam po rocznym postulacie 13 września 1936 r. została obleczona w habit i przyjęła zakonne imiona siostra Angelika Maria. Odbywszy nowicjat kanoniczny została przez mniszki przypuszczona do pierwszych ślubów zakonnych, które złożyła na ręce przeoryszy Stanisławy Falkenstein 24 września 1937 r. Po trzech latach siostra Angelika złożyła 24 września 1940 r. uroczystą profesję wieczystą. I choć chciała być w klasztorze nieznaną światu mniszką ukrytą w cieniu klauzury, za wysokim murem i podwójną kratą, to jej życie zakonne potoczyło się zgoła inaczej. Dotąd zdrowa i wielce żywotna młoda siostra, która tak ofiarnie pracowała w refektarzu zachorowała. W klasztorze z powodu jej czerstwego wyglądu nikt nie dowierzał w jej zły stan zdrowia aż do czasu, kiedy choroba ujawniła swe ostre stadium. Wówczas w styczniu 1941 r. z bólem opuściła klasztor, aby poddać się leczeniu. Od lutego 1941 r. była pacjentką Miejskich Zakładów Sanitarnych w Krakowie na Prądniku Białym, tych samych, gdzie leczyła się św. Faustyna Kowalska, jej rówieśniczka i duchowo pokrewna dusza. Z powodu mocno zaawansowanej choroby płucnej rokowania co do stanu zdrowia Angeliki były pesymistyczne. Organizm coraz bardziej się wyniszczał i w piątek 22 maja 1942 r., o godzinie piątej rano rozpoczęła się agonia 37-letniej mniszki, która zmarła o godz. 6.45. trzy dni później odbył sie jej pogrzeb na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, gdzie spoczęła w grobowcu rodziny dominikańskiej. I choć zmarła przebywała niewiele czasu w klasztorze i ledwie zakosztowała jego stylu życia, to okazała się wybitną przedstawicielką polskiej mistyki monastycznej XX w. i pozostawiła o sobie pamięć kogoś szczególnie wybranego przez Boga.

Kobieta nowoczesna

Choć zmarła siostra Angelika 70 lat temu, to śmiało możemy stwierdzić że była kobietą nowoczesną i nam bardzo współczesną. Chodzi mi zwłaszcza o jej wrażliwość, perspektywę postrzegania świata oraz duchowość. Juz jako dziecko odstawała od wczesnej metody wychowawczej. Nie byłą dobrze ułożoną dziewczynka. Zawsze ciekawa świata, ludzi i zdarzeń, angażowała się z temperamentem i całą siłą swej energii oraz inteligencji najpierw w życie szkolne, następnie społeczne i polityczne. Jako uczennica należała do harcerstwa. Gdy podczas I wojny światowej przebywała na Ukrainie, to wówczas jej romantyczna dusza uczyła się na Słowackim i Mickiewiczu patriotyzmu i głębokiego poczucia polskości. Po powrocie do Piotrkowa, gdy nasz kraj był zagrożony przez bolszewicką nawałę, Ira niesiona była mocnym wewnętrznym poczuciem patriotycznym. Swą rolę w ten tragiczny czas 1920 r. piętnastolatka upatrywała w aktywności w harcerstwie, oddając się z werwą i poświęceniem inicjatywom jej hufca spierającego na wszelkie możliwe sposoby walczących na dalekim od Piotrkowa froncie żołnierzy.

Potem, już jako studentka Uniwersytetu Warszawskiego okazała się osobą mocnego charakteru i jakby wykraczającą z ram swego pokolenia. Obok intensywnego studiowania czynnie udzielała się społecznie i politycznie. Nie zaniedbywała także swego życia duchowego. Jej fenomenem i mądrością było równoważenie działań w każdej sferze ludzkiego istnienia.

Ponieważ nie dysponowała wystarczającymi środkami materialnymi, które umożliwiłyby jej dalsze studia – pragnęła uzyskać doktorat – musiała opuścić uczelnię i podjąć pracę pedagogiczną. Znalazła zatrudnienie w dwóch szkołach, jednej dla dziewcząt i drugiej, zawodowej. Ponadto angażowała się bardzo społecznie. Pracowała w świetlicach, a latem z dziećmi i młodzieżą wyjeżdżała na wycieczki i obozy. Obok tego interesowała się głęboko sprawami społecznymi i politycznymi kraju. Nieobca jej była także polityka, bowiem identyfikowała się z narodową prawicą kierującą się katolickimi wartościami. Pomimo opuszczenia uniwersytetu panna Renke wiodła intensywne życie naukowe. Poszerzała swe umiejętności pedagogiczne. Przez jakiś czas była słuchaczką w Wolnej Wszechnicy Polskiej, jednak zrezygnowała, gdy się zorientowała, że trafiła do socjalizującego a nawet komunizującego środowiska.

Praca więc zawodowa i społeczna a także krąg zainteresowań prywatnych i społecznych Iry uprawnia nas do tego, aby widzieć w niej kobietę nowoczesną i prekursorską w okresie, kiedy wiele jej rówieśnic, warszawianek uważających się za kobiety światowe i biegnące z duchem czasu poprzestawały na wykształceniu średnim i częstokroć zawężały swój krąg zainteresowań do prac domowych i życia towarzyskiego. Zofia Irena Renke chciała inaczej. Ona pełnymi garściami z jednej strony czerpała z tego, co mogło jej dać społeczeństwo z drugiej zaś odpłacała mu swoim znojem oraz zdolnościami.

Nowoczesność panny Renke ujawniała się nie tylko w czasie jej studiów i pracy zawodowej oraz społecznej. Progresywność także ją cechowała w życiu zakonnym. Drażniła ją mnisza rutyna i pewnego rodzaju duchowa niemrawość. Szybko zaczęła przekraczać bezpieczny konwenans. Ujawniał się on zewnętrznie choćby w tym, że utrzymywała ożywione kontakty z siostrami drugiego chóru, tzw. konwerskami. Wówczas w klasztorach podział na chóry był mocno zarysowany i raczej mniszki chórowe nie wchodziły w bliższe relacje z konwerskami. Tymczasem siostra Angelika bez żadnych obiekcji kontaktowała się z tymi siostrami i nie odczuwała w stosunku do nich żadnych narzuconych przez pradawny zwyczaj barier. Inną progresywnością młodej mniszki było podejście do ślubu posłuszeństwa. Nie postrzegała go, jak to wówczas bywało w zwyczaju jako „ślepego”, tylko rozumnego i wypływającego ze świadomego wyboru. Umiała więc przełożonym zwrócić uwagę, zawsze jednak w wielkim takcie i poddaniu, na złe ich rozeznanie danej sytuacji. Znała też mocno wartość swego zakonnego powołania i osadzała je w prawdziwej ewangelicznej pokorze drwiąc sobie niemiłosiernie z fałszywej, częstokroć w klasztorze wynikającej z lenistwa i wygody.

Ogarniając więc całość życia panny Renke, zarówno w tzw. świecie, jak i w klasztorze klauzurowym oraz w szpitalu, możemy z całą pewnością orzec, że była ona kobietą nowoczesną, i jej ścieżka życia i wybory dla nas jawią się w świeżych barwach. Nic nie utraciły na swej aktualności i mogą być dla każdego z nas czytelnym znakiem naszych wyborów.

Mistyczka

Wydawać by się mogło, że kobieta nowoczesna nie może być mistyczką. Otóż nie ma bardziej złudnego założenia. Przekonuje nas o tym siostra Angelika. Nim jeszcze została zakonnicą poczuła, że jej życie wewnętrzne nosi szczególe piętno, że właśnie ona została wybrana. I nie było w tym ani krzty megalomanii, czy histerii albo co gorsza obłędu. Ona zbyt była pragmatyczna, zbyt mocno chodziła po ziemi i wprzęgnięta była w realia codzienności, aby ulegać złudzeniu.

Podczas rekonwalescencji po trudach pracy zawodowej i społecznej w sanatorium w Zakopanem oddawała się lekturze dzieł wybitnych mistyków św. Tomasza à Kempis i św. Teresy od Dzieciątka Jezus. To wiedza stamtąd płynąca  wraz z urokiem przyrody spowodowały, że panna Renke z Tatr wyniosła nienasycone pragnienie Boga, co zaowocowało intensywnym życiem modlitewnym. Odkryła wówczas w sobie powołanie do kontemplacyjnego życia zakonnego. Jej spowiednikiem był wtedy bardzo pragmatyczny kapłan, ks. Zygmunt Choromański, który utwierdził Zofię w słuszności obranej drogi. Wstąpiła do klasztoru juz jako mocno dojrzała i uformowana kobieta: liczyła już sobie trzydzieści wiosen. Atmosfera w kontemplacyjnym konwencie, gdzie cały rytm podporządkowany był uroczystej chwale Bożej dobrze na nią wpływał, choć nie obyło się bez kryzysów i zniechęceń. Podczas takich chwil miała wrażenie, ze jest zamknięta gwałtem i ze chce  uciec choćby kominem. Z drugiej jednak strony miała tę pewność, że jest na swoim miejscu i że w klasztorze ma się zrealizować ścieżka jej życia.

Już jako postulantka zaczęła odczuwać szczególną mistyczną więź z Bogiem. Po Komunii świętej miała wrażenie, że pochylona u stóp Bożych, pije z rany Chrystusowej. A zimowego poranka oczami duszy widziała Maryję idąca do kościoła wzdłuż klęczników. Przygotowując się do obłóczyn otrzymała od Pana wskazówkę życiową tak dla niej charakterystyczną: nie przywiązywać się do niczego i w najniestosowniejszej chwili przyjąć dobrze to, co Bóg ześle.

Czas nowicjatu był dla siostry Angeliki radosny, choć nie brakło i buntu – czuła się przemocą zamknięta w klasztorze, chciała uciec od samej siebie, od życia, od klasztoru, a także zawrócić z drogi powołania zakonnego w tym konwencie. Jednak wiedziała, że Jezus chce ją mieć w Świętej Annie.

W Wielki Piątek 1937 r. usłyszała, że została wybrana, aby przez ofiarę w duchu „świętej godziny” współpracować z Jezusem w dziele odkupienia. Odtąd stało się jasne, że zażyłość z Bogiem jest jej szczególnym darem. W tym kontekście odczytać należy fakt zaistniały podczas dziękczynienia po Komunii, gdy odczuła, że otrzymała od Jezusa Jego Serce, by ofiarować Je Bogu Ojcu, oraz iż Jezus zabrał jej serce, by je oczyścić i uczynić swoją ofiarą. W Wigilię Bożego Narodzenia 1937 r. Angelika Renke złożyła pierwszą profesję, z radosnym sercem, czyniąc ze swej woli Bogu ofiarę: spełnię swe zadanie, gdy w całej pełni spełnię wolę Bożą. Jezus da mi wszystko, gdy ja Mu dam wszystko, dla siebie nic nie zachowując.

Życie mistyczne siostry Angeliki przemieniło jej zewnętrzną postawę. Z kobiety roześmianej i pełnej energii przeobraziła się w prostą, radosną i spokojną. W lutym 1938 r. ponaglana przez Jezusa uczyniła akt ofiarowania się Bogu przez ręce Maryi. Niebawem otrzymała Jezusowy nakaz odejścia od siebie i podążania do Boga. Przepojona postawą miłości do Boskiego Serca Jezusa i tajemnicy Ciała Eucharystycznego odczuwała szczególne dotknięcie łaski przejawiającej się odczuciem, że błogosławiąca dłoń Zbawiciela spoczywa na jej głowie. To mistyczne obcowanie znalazło swój wyraz w poufałym zwrocie, którym Jezus 13 lutego 1939 r. pozwolił Siebie nazywać: moim jesteś. W kilka dni później Angelika odnotowała w swych zapiskach: Bóg wprowadza mnie w życie modlitwy i daje dużo światła.

Zrozumiawszy trudy życia klasztornego zdecydowała w Wielką Sobotę 1939 r., że dla niej otwiera się droga koniecznego cierpienia. Nim jednak cierpienie się w niej rozwinęło, bardzo przeżyła napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę i nieszczęścia wynikłe dla ojczyzny. Jezusowi mówiła: chciałabym z moimi rodakami razem cierpieć, by później razem się radować, lecz w odpowiedzi usłyszała znamienne: ze Mną masz cierpieć i ze Mną radować.

Odtąd jeszcze gorliwiej adorowała Jezusa w hostii, otwierając się na liczne wewnętrzne dary. Jako specjalne wyróżniona otrzymała 15 maja 1940 r. apokaliptyczne „nowe imię – Tradita Gratiae Dei (Oddana Łasce Bożej”). Zatem słowa: „Bóg dotyka mnie tak silnie Swą Łaską, że niczego nie pragnę prócz Niego” stały się motywacyjnym dopełnieniem decyzji bycia wyłącznie Jezusową. Z tym nastawieniem 24 września 1940 r. złożyła uroczystą profesję wieczystą.

Wkrótce po ślubach zaczął pogarszać się jej stan zdrowia. Nie sypiała nocami, gorączkowała i odczuwała odrętwienie. Dlatego opuściła klasztor i udała się na leczenie. Przez 20 dni mieszkała w Częstochowie prywatnie, a od 11 lutego 1941 r. przebywała w Sanatorium Miejskich Zakładów Sanitarnych w Krakowie na Białym Prądniku. Ten 15-miesięczny okres należał do najtrudniejszych. Wysoka temperatura ciała, kłopoty z sercem, bezsenność, duszność, silny i długotrwały kaszel, brak apetytu, dopełnione zostały poważnym zachwianiem stanu nerwowego i psychicznego. Pojawił się stan obojętności na życie i śmierć. Gdy tylko było to możliwe, a lekarze zezwolili, s. Angelika uczęszczała do szpitalnej kaplicy, tej samej w której kilka lat wcześniej modliła się św. Faustyna Kowalska, także leżąca w tym sanatorium przeciwgruźliczym.

Mimo chwilowych oznak poprawy, stan zdrowia nie miał pomyślnych rokowań. Angelika świadoma swej ofiary stała się młodą chorą siostrą. W dzień Zielonych Świąt 1 czerwca 1941 r. ofiarowała się Zbawicielowi jako hostia i jej życie wydawało się cudem. Oglądający kliszę rentgenowską lekarz powiedział, że nie rozumie jakim to sposobem siostra żyła, skoro płuco prawe było wapniejące, a lewe zaatakowane odmą z wysiękiem. Podczas choroby Angelika pracowała naukowo (głównie traktat o Duchu Świętym), pisała listy, wykonywała obrazki oraz malowała obrazy z natury. Wszystko to czyniła oczywiście wtedy, gdy dolegliwości nie obezwładniały jej zupełnie.

Chora mniszka szybko postępowała na drodze mistycznego zjednoczenia z Bogiem. 21 czerwca 1941 r. prosząc Go, by uczynił z nią to, co leży w odwiecznych planach Stwórcy, usłyszała znamienne i o niezwykłej wymowie słowa Jezusa: możesz czerpać ze wszystkich skarbów Mojego życia, męki i śmierci. I tak się działo. Jezus opiekował się nią nadzwyczajnie, najpierw swą obecnością i głosem, następnie czynami dowodzącymi troskliwości. Mógł Bóg działać, bo mniszka całkowicie Mu zawierzyła. Zaczęła też osiągać pułap oderwania ducha od zbędnych potrzeb. W liście z 9 września zapisała, iż nie pragnie niczego. Takie ogołocenie było przygotowaniem do wielkiego szczęścia. Otóż na mistyczny sposób 11 października 1941 roku Bóg pozwolił, że dusza s. Angeliki Renke „dotknęła” Go, powodując radość najgłębszą, najpełniejszą, najżywotniejszą, której nie można objąć ani przeżyć, jedynie przez mgnienie zakosztować.

Rytm życia, a raczej trwania w cierpieniu znaczyły: Komunia św., czytanie, pójście do kaplicy i 10 godzin snu. Stan zdrowia jesienią 1941 r. uległ stabilizacji, co nie oznaczało poprawy. Ucisk wysięku na lewe płuco oraz serce, a także stan zapalny prawego płuca były powodem gorączki i wielkiego osłabienia. Czuła się urodzoną dominikanką, kochała prawdę i ludzkie dusze, więc starała się wśród chorych wzbudzać pragnienie Boga. Gdy zbliżały się święta Bożego Narodzenia pragnęła je spędzić pośród sióstr z krakowskiej wspólnoty, te jednak wystraszyły się, że je może zarazić i jej odmówiły rodzinnej gościny. Bardzo ją to zabolało.

Na przełomie 1941 i 1942 r. nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia, także zabiegi medyczne mocno wyczerpywały jej organizm. W kwietniu, po założeniu drugiej odmy, zdrowie siostry się pogorszyło, a duszę ogarnęła oschłość i poczucie opuszczenia. 20 maja 1942 r. okazało się, że jej stan jest beznadziejny. O godzinie 5 rano, w piątek 22 maja rozpoczęła się agonia. Pielęgniarka poprosiła kapłana, by Angelice udzielił wiatyku i namaszczenia chorych. Niedługo po tym spokojnie odeszła do wieczności i na zawsze połączyła swe cierpienia z Chrystusem.

Nam zaś po siostrze Angelice dzisiaj pozostały cenne listy i pisma: „Dziennik duchowy”, dający obraz jej życia wewnętrznego i będący cennym tekstem z dziedziny mistyki monastycznej XX w., Droga Krzyżowa dla dusz zakonnych, „Rozważania o Duchu Świętym” i „Rozmyślania nad tekstami Pisma Świętego”. Należy także podkreślić, że jej rodzinne miasto uczciło pamięć o niej 26 września 2010 r., gdy tego dnia w krużganku dawnego klasztoru dominikanek w Piotrkowie dokonano poświęcenia tablicy ku czci siostry Angeliki Renke, którą ufundowała jej kuzynka, także piotrkowianka, Anna z Justynów Włodarczyk. Piotrków, konkretnie zaś akademicki kościół rektoralny Panien Dominikanek pw. Matki Bożej Śnieżnej w dniach 22 maja – 8 czerwca 2012 r. był miejscem wystawy dotyczącej s. Angeliki, którą przygotował autor artykułu. Wystawa  pod patronatem prezydenta Piotrkowa nosiła tytuł: „Siostra Angelika Renke, mistyczka, dominikanka, piotrkowianka”.