Balony pełne marzeń

Monika Łącka

publikacja 03.10.2013 15:43

W sobotę 5 października ulicami Starego Miasta przejdzie VI Marsz Nadziei i Życia.

Balony pełne marzeń Zielony marsz wlewa w serca osób chorych onkologicznie radość i nadzieję Grzegorz Kozakiewicz

B.W. na ostrą białaczkę szpikową choruje od kwietnia. O czym marzy? O rzeczy najbardziej oczywistej, najprostszej i najtrudniejszej zarazem…

„Chcę pokonać komórki rakowe, by przejść do następnego etapu, czyli do przeszczepu. Dawcą szpiku kostnego będzie mój brat. Bardzo bym chciała doczekać tej chwili, a potem zupełnie wyzdrowieć, bo dopiero teraz zrozumiałam, jaki piękny jest świat” – wyznaje B.W.

Pan Lucjan, pacjent oddziału przeszczepowego krakowskiej Kliniki Hematologii, marzy, aby zielony balon, w którym ukryty zostanie jego list, wyprzedził go w podróży do nieba... Gdy ta pierwsza część marzenia spełni się, chciałby też pojechać na rowerze do Włoch. Razem z żoną, rzecz jasna. – Za rok, następnym balonem do nieba, wyślę kartkę z podróży! – nie ma wątpliwości pan Lucjan. – Wiem jednak, że aby marzenia mogły się spełniać, potrzeba wielu wrażliwych ludzi, którzy ofiarują chorym życie, czyli szpik kostny – dodaje.

List o tańcu z wnukiem

Marzenia B.W., pana Lucjana, i wielu, wielu innych osób walczących z białaczką i różnego rodzaju nowotworami krwi (i nie tylko) zostaną odczytane już za tydzień, w sobotę 5 października, w Urzędzie Miasta Krakowa, podczas VI Marszu Nadziei i Życia.

– Maszerując, otwieramy chorym onkologicznie drzwi do zwykłego świata, do normalnego życia. A wszystko po to, by osoby zdrowe usłyszały ich głos, marzenia, tęsknoty – mówi Ula Smok, założycielka i prezes Fundacji „Podaruj Życie” – Ośrodek Pomocy Osobom z Chorobami Krwi i Nowotworami. Wie coś o tym, bo przed laty też walczyła z białaczką.

Kiedy chorowała, niewiele mówiło się o białaczce, a gdy ktoś dostawał taką diagnozę, to bliscy zamiast go wspierać, ukradkiem żegnali się z nim... – Dziś wiemy, że z białaczką i innymi nowotworami można wygrać, lecz nadal często czujemy się zagubieni, gdy z rakiem walczy ktoś z rodziny, przyjaciół. Nie wiemy, jak się zachować, o czym rozmawiać. A chory wcale nie chce nadzwyczajnego traktowania, taryfy ulgowej, litości. Po pierwszym szoku, pomimo cierpienia, nie chce być w centrum uwagi – podkreśla Ula Smok.

Potrzebuje natomiast zrozumienia i zwykłej codzienności, która dodaje sił. Marzy, snuje plany na przyszłość, chce cieszyć się drobiazgami, których zdrowi często nie doceniają. Dzieci marzą, by pójść do szkoły (!), albo zagrać w piłkę z kolegami. Dla dorosłych największym marzeniem może być nawet zjedzenie kromki chleba albo lodów śmietankowych. Podczas chemioterapii nie zawsze jest to możliwe.

– Pewna pani napisała nam list – chciałaby móc zatańczyć z wnukiem w dniu jego 18. urodzin. Wnuk ma dopiero 9 lat, a jego babcia stara się wygrać najważniejszą walkę życia… – opowiada Ula Smok i dodaje, że marsz i czytanie listów chorych oraz osób, które chorobę już pokonały, wlewają w serca nadzieję.

– Diagnoza: nowotwór oznacza długotrwałe leczenie. Nietrudno wtedy o zwątpienie. Historia kogoś, kto przeżywa to samo, albo kogoś, kto chorobę ma już za sobą i cieszy się życiem, jest jak zastrzyk nowej energii. Bo skoro komuś się udało, to dlaczego mnie miałoby się nie udać? Marsz pokazuje też, że chorzy nie są sami, że jest wiele osób, nawet nieznajomych, którym ich los nie jest obojętny – przekonuje prezes Fundacji „Podaruj Życie”.

Uratuj życie

Marsz z roku na rok przyciąga coraz więcej osób, także tych, które z chorobą nowotworową nie miały do tej pory nic wspólnego. A jednak nawet one czują, że na ten temat warto rozmawiać. Bo od mówienia o chorobie do decyzji, by zbadać się (profilaktycznie, żeby sprawdzić, czy ze zdrowiem wszystko jest w porządku), a potem oddać niewielką ilość krwi i powiększyć rejestr potencjalnych dawców szpiku kostnego, droga jest niedaleka.

– Ważne, żeby ta decyzja była świadoma i dobrze przemyślana. Bo jeśli ktoś rejestruje się, a potem, przed oddaniem szpiku, nagle wycofuje, to odbiera choremu nadzieję. Tak nie wolno – podkreśla Ula Smok.

Na szczęście coraz więcej osób wie, że oddanie szpiku jest dla dawcy całkowicie bezpieczne i bezbolesne. – Warto być „w pogotowiu”, czyli w bazie dawców, bo uratowanie komuś życia to najpiękniejsza rzecz, jaką może zrobić człowiek. Zarejestrować się można nawet „przy okazji”: podczas różnych imprez, festynów – mówi Łukasz Kapłański, wolontariusz Fundacji „Podaruj Życie”. Na białaczkę najpierw zachorował jego sąsiad, potem kolega, a trzy lata temu brat. – Choć jesteśmy zupełnie do siebie niepodobni i lekarze nie wierzyli, że będę mógł być dawcą, to okazało się, że tylko ja mam pełną zgodność genetyczną. Dziś największą radością jest to, że możemy być razem. Brat jest zdrowy – cieszy się Łukasz.

Zielony Marsz Nadziei i Życia cieszy się też coraz większą popularnością wśród osób znanych i lubianych. W ubiegłych latach listy chorych w UMK czytali już m.in. Magdalena Walach, Artur Dziurman, Piotr Cyrwus, Jan Peszek, Martyna Kliszewska, Łukasz Nowicki, Ewa Wachowicz. – Aktorzy i piosenkarze (np. Justyna Steczkowska) chętnie angażują się także w inne nasze kampanie (np. oddają swoje torebki na licytację albo rejestrują się w bazie dawców). A gdy już wezmą udział w jednej akcji, to dziękują, że mogli zrobić coś dobrego i zgłaszają się do kolejnej – mówi U. Smok. W tym roku listy w UMK przeczytają Urszula Grabowska, Maja Ostaszewska, Tadeusz Huk, Beata Chmielowska-Olech, Małgorzata Kalicińska i Błażej Peszek. Start o 14.00. Od 13.30 pod Wieżą Ratuszową będą też trwały występy artystyczne (na scenie pojawi się m.in. klasa 2c ze Szkoły Podstawowej nr 98, z Nikolą, najmłodszą wolontariuszką fundacji na czele), a balony na zakończenie marszu poszybują do nieba ok. 15.00.