publikacja 09.01.2014 10:23
Damy i kawalerowie Medalu św. Brata Alberta oraz osoby niepełnosprawne zdobią niezwykły kalendarz na 2014 rok.
Praca na profesjonalnym planie zdjęciowym była ciężka, ale równocześnie okazała się dobrą zabawą Archiwum Fundacji im. św. Brata Alberta
– Gdy o pomyśle na kalendarz opowiedzieliśmy ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu, prezesowi fundacji, dostaliśmy zielone światło. Dopiero niedawno przyznał się, że do końca nie dowierzał, że uda się zrealizować ten szalony i ambitny plan, bo oprócz postawienia na piedestale osób niepełnosprawnych, chcieliśmy też zaangażować w projekt laureatów przyznawanego od 1997 r. Medalu św. Brata Alberta – śmieje się Grzegorz Popadiak, współtwórca kalendarza.
A pomysł na stworzenie tak oryginalnego kalendarza zrodził się ponad dwa lata temu. Potrzeba było tylko iskry, by od idei przejść do konkretnych czynów.
– Fundacja im. św. Brata Alberta kalendarze wydaje od dawna, ale do tej pory zawsze zdobiły go prace osób niepełnosprawnych, czyli naszych utalentowanych podopiecznych, którzy potrafią namalować przepiękne obrazy – mówi G. Popadiak. – Wiedząc, że możemy liczyć na pomoc świetnego fotografa Mirosława Mroza i jego Studia Fotografii Reklamowej „Studio 22”, wraz z Arkadiuszem Tomasiakiem, sekretarzem fundacji, postanowiliśmy w końcu, że tym razem warto pokazać autorów tych wszystkich pięknych obrazów. Bo zadaniem fundacji nie jest chowanie ich pod bezpiecznym kloszem – my chcemy oddawać ich społeczeństwu – dodaje.
Bardziej karkołomnym zadaniem wydawało się przekonanie do pomysłu „vipów”, czyli laureatów Medalu św. Brata Alberta. Wszystkich dotychczasowych jest kilkudziesięciu. Twórcy kalendarza zdecydowali się postawić na tych najbardziej rozpoznawalnych – aktorów, muzyków, sportowców. Na celowniku znalazło się w sumie 13 osób: Małgorzata Kożuchowska (styczeń), Lidia Jazgar (luty), Marek Kamiński (marzec), Agnieszka i Ula Radwańskie (kwiecień), Natalia Partyka (maj), Ewelina Flinta (czerwiec), Roman Kluska (lipiec), Ewa Błaszczyk (sierpień), Adam Nowak (wrzesień), Emilian Kamiński (październik), Anna Dymna (listopad) i kard. Franciszek Macharski (grudzień). Okazało się jednak, że wszyscy propozycję przyjęli z wielkim entuzjazmem i, mimo chronicznego braku czasu, na sesję zdjęciową postanowili go znaleźć.
13 dam i kawalerów Medalu św. Brata Alberta propozycję fundacji, by stworzyć "kalendarz z gwiazdami", przyjęło z wielkim entuzjazmem Archiwum Fundacji im. św. Brata Alberta – Planowaliśmy, że całe przedsięwzięcie rozpoczniemy od osób, które znamy najlepiej i byliśmy pewni, że się zgodzą. Na pierwszy ogień 25 lipca miała iść Lidia Jazgar. Życie napisało jednak inny scenariusz, a ja przeszedłem wszystkie szczeble, by dotrzeć do kardynała (którego serdecznie pozdrawiamy i życzymy powrotu do sił) – opowiada G. Popadiak.
Najpierw zapukał na furtę klasztoru sióstr albertynek, gdzie mieszka ksiądz kardynał. Potem dostał wewnętrzny numer siostry Dolorosy opiekującej się kardynałem. Następnie bezpośredni numer jej telefonu, a w końcu numer osobistej komórki kard. Macharskiego. Gdy zadzwonił, usłyszał, że za godzinę ma się pojawić w klasztorze. Rozmowa „na żywo” trwała 45 minut. Kardynał wydawał się być przychylny pomysłowi, ale dopiero w ostatniej chwili powiedział: „Dobrze, pomogę”. – Gdy wracałem, zadzwoniła s. Dolorosa, że ustalony na sesję zdjęciową dzień odpada, bo kardynał ma wtedy mnóstwo spotkań. Chwilkę później zadzwonił kardynał z pytaniem: „co robimy?”. Ustaliliśmy nowy termin, 25 lipca, czyli przed Lidią Jazgar – mówi G. Popadiak.
Na planie zdjęciowym kardynał był chyba nawet mniej skrępowany od sprawców zamieszania… – Nie tylko chętnie pozował do zdjęć, ale też siedział z nami przy kawie, herbacie i paluszkach, żartował i przekomarzał się tak, jakby czas przeznaczony na sesję zatrzymał się. Gdy w końcu musiał już iść, odprowadzałem go do drzwi. Nagle, idąc za mną, zniknął. Okazało się, że po cichu wrócił na plan, raz jeszcze spojrzał na wszystkich i dopiero wtedy poszedł – wspomina Grzegorz Popadiak.
– Z każdą z tych osób wiążą się anegdoty, które przytrafiały nam się podczas pracy. Gdy pozowałam w towarzystwie dzieci, to na planie mieliśmy bunt – jedna z dziewczynek, Oliwka, powiedziała nagle, że więcej w obiektyw patrzeć nie będzie. Dopiero gdy skończyliśmy pracę, uśmiechnęła się i wtedy zrobiłam jej mnóstwo zdjęć – śmieje się Anna Dymna.
Kalendarz można kupić we wszystkich 29 placówkach fundacji (m.in. w Radwanowicach, Krakowie, Chrzanowie, Trzebini, Chełmku, Libiążu). Jego ceną jest dobrowolna wpłata-cegiełka na cele Fundacji im. św. Brata Alberta. Można go też zamówić (telefonicznie lub mailowo), a gdy wpłacimy datek na konto fundacji, listonosz dostarczy go do domu.