Pierwszy przejaw miłosierdzia

ks. Jacek Stryczek

|

Gość Krakowski 15/2015

Miłosierdzie zaczyna się tam, gdzie kończy się obgadywanie.

Pierwszy przejaw miłosierdzia

Z jakiegoś bowiem powodu potrzebujemy, a nawet znajdujemy radość w mówieniu źle o innych. Nie wybaczamy, nie zapominamy, ale wypominamy.

Czasami faktycznie mowa jest o realnym złu. Najczęściej jednak jest to opowieść typu: „On to zrobił i mnie jest źle”. Albo: „Ponieważ mnie jest źle, to ktoś musi być winien”. Ludzie niemiłosiernie potrafią obgadywać innych.

A miłosierny człowiek najpierw doszukuje się dobra. I jeszcze bardziej chce widzieć dobro lub choćby nadzieję, że będzie lepiej.

W jakimś sensie człowiek miłosierny „połyka złe wieści” i w swoich wnętrznościach je „trawi”, przeobraża. Nie wychodzą z niego w postaci, w której do niego trafiły. Złe wieści zmieniają się w dobrą nowinę.

To jest niesamowita właściwość ludzi miłosierdzia. Dzięki nim świat staje się lepszy i zmniejsza się „masa całkowita zła”.

Gorzej, jeśli człowiek niemiłosierny „łyknie” małą dawkę zła, a wyrzuci z siebie pomyje złości. Są tacy ludzie, którzy potrafią zmieszać z błotem wszystko i wszystkich. Z tym, że błoto jest w nich.

Ale miłosierni zwyciężą. Jezus powiedział: „Jam zwyciężył świat”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.