Usiadłem koło Boga

Monika Łącka

publikacja 06.11.2015 22:53

- Dziękuję wszystkim, którzy ładnie patrzą na innych ludzi. Ja żyję, bo gdy chciałem przejść na stronę Big Bossa, przypomniałem sobie oczy człowieka, który ładnie na mnie spojrzał - wyznaje Tim Guénard.

Usiadłem koło Boga - Któregoś dnia przestałem marzyć. Została we mnie nienawiść. Uwolnił mnie z niej Bóg, którego wtedy jeszcze nie znałem - mówi Tim Monika Łącka /Foto Gość

6 listopada Tim odwiedził najpierw dziewczęta przebywające w ośrodku prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach, a następnie pojawił się na Akademii "Ignatianum". Podczas spotkania wielu z tych, którzy szczelnie wypełnili aulę uczelni, ukradkiem ocierało łzy. Nic dziwnego. Historii Tima nie da się słuchać bez wzruszenia, bo to, co przeżył, trudno sobie nawet wyobrazić. Porzucony przez matkę, która przywiązała go, gdy miał trzy lata, do słupa elektrycznego i zniknęła, oraz skatowany przez ojca, w dorosłym życiu dotknął dna. Odbił się od niego, bo zrozumiał, czym jest przebaczenie, i dziś, jako człowiek "rozkochany w Bogu", podróżuje po świecie, by dawać świadectwo wiary, nadziei i miłości. - Można mieć bardzo zły start w życiu i wyjść na prostą. Jestem tego dowodem - przekonuje.

W dniu swoich 5. urodzin wylądował w szpitalu. To był "prezent" od ojca, który najpierw zafundował mu "świeczki" w oczach (czyli łzy płynące z nieludzkiego bólu, gdy ojciec zbił go, zrzucił ze schodów do piwnicy, a następnie znowu zbił, rozbił oko i uszkodził ucho), a następnie je zgasił. Mały Tim ze śpiączki obudził się po kilku dniach, ale w szpitalu spędził trzy lata. Był cały połamany. - W szpitalu przyglądałem się innym chorym i szybko odkryłem, że jest coś, co mnie od nich różni - ich ciągle ktoś odwiedzał i dawał prezenty. Mnie przez te 3 lata nikt nie odwiedził. Zrozumiałem też, że normalni ludzie rozmawiają ze sobą, używając dobrych słów, dotykają się, przytulają. Ja tego nie znałem. Pewnego dnia stałem się jeszcze złodziejem - wspomina. Zdobył bowiem kawałek papieru, w który zapakowany był prezent jakiegoś dziecka, i do końca pobytu w szpitalu był to jego mały skarb.

Nocami czołgał się na łokciach do łazienki, by tam przyglądać się papierowi. Był na nim miś wypadający z pociągu pełnego prezentów. Tim wyobrażał więc sobie, że miś mówi mu "dzień dobry" i "dobranoc". - Czołgając się do łazienki, uczyłem się chodzić. Upadałem i wstawałem, a ordynator dziwił się, skąd mam w sobie tyle siły. Nie odpowiadałem, bo miałem sekret. Moja siła płynęła z nienawiści. Czułem ją w nocy, a w dzień marzyłem, by rodzice wpadli do pralki i wyszli z niej czyści i dobrzy. Chciałem, by ktoś na mnie ładnie spojrzał, przytulił, pocałował. W końcu któregoś dnia przestałem o tym marzyć. Została tylko nienawiść. Dlaczego? Bo nie znałem wtedy Boga, nawet nie wiedziałem, że istnieje - mówi T. Guénard.

Po wyjściu ze szpitala trafił do sierocińca, potem do różnych ośrodków, do poprawczaka. - Przez wiele lat prosiłem Big Bossa - Boga - bym miał ładne spojrzenie. Takie, jak pies, gdy kogoś kocha i wiernie na niego patrzy. Do dziś zawsze patrzę na ludzi ładnie - prosto w ich oczy. I dziś mówię też innym: "Patrz ludziom w oczy, bo to przywilej" - przekonuje.

Tim spędził też sporo czasu na ulicy. - Pierwsi ludzie, którzy wyciągnęli do mnie rękę, to byli przestępcy. Nauczyłem się rabować banki, choć byłem jeszcze dzieckiem, ale to właśnie ja przejmowałem łup. Chodziłem też do prostytutek po pieniądze. Dopiero trzy lata później zatrzymała mnie policja. Sędzia powiedział, że jestem największym przestępcą we Francji, a ja nie wiedziałem, co to znaczy. Z więzienia uciekłem. Na ulicy przeżyłem rzeczy, które inni oglądają w kinie, płacąc za to, żeby mogli zobaczyć przemoc. W końcu, pewnej nocy, postanowiłem, że przejdę do Big Bossa, bo straciłem wiarę w ludzi - opowiada Tim.

Wtedy jednak w jego głowie jakby włączył się film. Big Boss nie chciał, żeby Tim popełnił samobójstwo. Oczami wyobraźni przypomniał sobie... oczy policjanta, który dwa lata wcześniej ładnie na niego patrzył. - Przypomniałem sobie o tym w dniu, kiedy nie byłem w stanie patrzeć na samego siebie. Dziękuję więc wszystkim, którzy potrafią ładnie patrzeć na innych ludzi, bo może właśnie ratują komuś życie. Jeśli dziś żyję, kocham moją rodzinę, jestem rozkochany w Big Bossie, pomagam młodym ludziom, to najpierw muszę żyć. A życie wiąże się z ładnym spojrzeniem - podkreśla Tim, a mówiąc, cały czas ciepło się uśmiecha i "ładnie patrzy" na słuchaczy. Jak dodaje, kiedyś, gdy będzie już po drugiej stronie, chce w niebie odnaleźć tego policjanta, podziękować mu i ucałować go.

- Pewien dziennikarz zapytał mnie, jak mogę wierzyć w Boga, skoro On dopuścił tyle zła w moim życiu. A ja odpowiadam, że to nie On dopuścił. On mnie uratował. Ja kiedyś usiadłem obok Boga, który jest żywy, i który odwiedza ludzi o pomiętych sercach, by je wszystkie wyprostować. Spotkałem żywego Boga i dziś wiem, że byłem i jestem niepowtarzalnym prezentem od Big Bossa dla rodziców. Choć oni tego nie rozumieli - mówi Tim.

Po spotkaniu w Akademii "Ignatianum" długo jeszcze Tim Guénard podpisywał poruszonym słuchaczom swoją książkę ("Silniejszy od nienawiści", Znak 2009).