Dziękować za ten dar!

ks. Ireneusz Okarmus

Nie mam najmniejszej wątpliwości, że ostatnie dni to dar Bożej Opatrzności. Kto nie potrafi tego dostrzec, ma problem... z oczami. Także swojej duszy.

Dziękować za ten dar!

Gdyby zestawić apokaliptyczne wizje, jakie snuli - w niektórych mediach - autorzy tekstów prasowych i internetowych, z tym wszystkim, co w ostatnich kilku dniach przeżywaliśmy w Krakowie, to dopiero wówczas moglibyśmy w jaskrawych barwach zobaczyć, jak bardzo mylili się etatowi pesymiści i wynajęci propagatorzy siania zamętu. Ich przepowiednie się nie sprawdziły.

Młodzież, która przybyła na ŚDM, ani nie zniszczyła Krakowa, ani nie wykupiła w całym mieście chleba i wody, ani nie sparaliżowała miasta w takim stopniu, aby nie dało się w nim żyć. Co więcej, młodzi ludzie tak wiele nam dali! Choć przybyli do nas z różnych stron świata, wnieśli w duszę Krakowa na tych kilka dni coś, czego nie sposób zmierzyć żadnym przyrządem - radość, uśmiech, śpiew, optymizm. Znajomi opowiadali, że widzieli, jak grupa Włochów śpiewem i tańcem wprawiała w dobry nastój policjantów będących na ciężkiej służbie. A zachowanie młodzieży wypływało z ich wiary. Tak. Z wiary. To warto podkreślić.

Na osiedlach, na których młodzi mieszkali, a na których na co dzień słychać tylko chropowate (bo wydobywające się z gardeł, które nie gardzą alkoholem) przyśpiewki kiboli, można było natomiast usłyszeć porywające serce piosenki o Jezusie Chrystusie, który nas kocha. Czy to nie dar Bożej Opatrzności dla nas? Kto tego nie potrafi dostrzec, ma problem...

W ostatnich dniach kto tylko chciał, mógł towarzyszyć Ojcu Świętemu, oglądając wielogodzinne transmisje telewizyjne. Dzięki nim można było wejść w atmosferę tego niezwykłego święta wiary i młodości. Moim zdaniem, Telewizja Polska stanęła na wysokości zadania. Dotyczy to nie tylko jakości transmisji od strony technicznej, ale także - a może szczególnie warto to podkreślić - warstwy komentarzy i rozmów, jakie dziennikarze prowadzili w studiu z zaproszonymi gośćmi. Zachwycające i wzruszające były ich świadectwa wiary i niezwykle głębokie wypowiedzi, w których często pojawiało się odniesienie do Boga. Szczególnie zachwycili mnie młodzi ludzie z komitetu organizacyjnego ŚDM. W jakimkolwiek programie się pojawili, mówili językiem wiary. "To Chrystus nas zaprasza i gromadzi na Eucharystię, a papież Franciszek jest następcą św. Piotra i dlatego chcemy go słuchać". To tylko jedna z wielu wypowiedzi, które były dowodem, że młodzi ludzie, zaangażowani w przygotowanie ŚDM, są nie tylko z gatunku tych, co to lubią działać i coś organizować, lecz są już świadomymi apostołami Chrystusa we współczesnym świecie. Ci ludzie to jakaś "wartość dodana", która po ŚDM pozostała, i dopiero będzie teraz procentować. Jestem pewien, że tak będzie. I znów: czy to nie dar Bożej Opatrzności dla nas? Kto tego nie potrafi dostrzec, ma problem...

A czy darem Bożej Opatrzności nie jest i to, że wszystkie wydarzenia odbyły się w spokoju i bezpieczeństwie? Tyle było lęków i obaw... Niebezpieczeństwa, jakie miały czyhać na młodych pielgrzymów na Campus Misericordiae, były opisywane ogromnymi czcionkami na pierwszych stronach gazet. Zagrożenia były przez kilka dni na różne sposoby analizowane. I nie pomagały wtedy zapewnienia organizatorów, że wszystko jest pod kontrolą i nie ma powodu do obaw. Czy autorzy tych tekstów naprawdę chcieli dobra pielgrzymów, czy raczej chodziło im o osiągnięcie innego celu? Mam swoje zdanie na ten temat, o czym pisałem już kiedyś w komentarzu.

Teraz, z perspektywy czasu, warto zauważyć, że czasem my, chrześcijanie, jesteśmy ludźmi tak łatwo dającymi się wyprowadzić z równowagi. Ileż powtarzało się obaw, co to będzie w Brzegach, gdy będzie padać intensywny deszcz? Obawy to rzecz ludzka, ale nieliczenie się zupełnie z Bożą Opatrznością to postawa człowieka małej wiary. Może warto spojrzeć na pogodę podczas ŚDM z perspektywy Bożej Opatrzności. A wtedy każdy, kto ma zdrowe oczy ciała i duszy powie: ostatnie dni to dar Bożej Opatrzności dla nas. Kto tego nie potrafi dostrzec, ma problem... Naprawdę wielki problem.