– Zbyszek był takim człowiekiem, jakich mało jest we współczesnym świecie. Dobroć od niego wręcz biła. Był też takim człowiekiem, który – gdy spotyka się go po raz pierwszy – wydaje się najbliższą osobą na świecie – wspomina Zbigniewa Wodeckiego Anna Dymna.
Na koncert „Kolędy do nieba” w styczniu 2015 r. artysta wpadł, pędząc na koncert w Bielsku-Białej.
Monika Łącka /foto gość
Ci, którzy znali zmarłego 22 maja artystę, rodowitego krakowianina, jednym głosem mówią, że był zawsze pogodny i serdeczny. Nigdy też niczego nie odmawiał, zwłaszcza jeśli chodziło o udział w koncertach dobroczynnych.
„Lubię wracać tam, gdzie byłem”
– W sercu mam słowa, które kiedyś usłyszałam od Zbyszka: „Pani Jolanto, ja zawsze zagram charytatywnie, żebym tylko nie był w trasie!”. Tym samym potwierdził to, co zrobił nieco wcześniej... – rozpoczyna opowieść Jolanta Janus, organizatorka m.in. koncertów charytatywnych „Kolędy do nieba”. Gdy w styczniu 2015 r. we współpracy z prof. Robertem Kabarą dopinała na ostatni guzik przygotowania do pierwszego koncertu na rzecz Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu, marzyła, aby do grona wokalistów dołączył Zbigniew Wodecki. – Zaprosiliśmy kilkoro świetnych wykonawców: Katarzynę Oleś-Blachę, Ewę Wartę-Śmietanę, Przemysława Firka, Mariusza Pędziałka, Leszka Długosza, Aleksandrę Rytwińską i Agnieszkę Schimscheiner. Cały czas było nam jednak mało. Chcieliśmy dzięki wsparciu piosenkarzy – występujących za darmo! – zebrać jak najwięcej pieniędzy na zakup drogiego i pilnie potrzebnego sprzętu medycznego – mówi J. Janus. W końcu udało jej się zdobyć numer telefonu Z. Wodeckiego, a kiedy muzyk dowiedział się, o jakie przedsięwzięcie chodzi, jęknął do słuchawki, że nie da rady, bo tego dnia o godz. 19 gra koncert w Bielsku-Białej. Po chwili jednak zapytał: „A o której macie ten koncert?”.
Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.