Szybciej niż żołnierze

Jan Głąbiński

|

Gość Krakowski 22/2017

publikacja 01.06.2017 00:00

Dla niektórych najtrudniejszy jest przedostatni dzień, gdy trasa wiedzie przez tzw. piaski. W marszu nie pomagają odciski, kontuzje, kilkudniowe zmęczenie, poparzenia słoneczne. Zdecydowanie jednak pomaga świadomość, że Jasna Góra jest już blisko.

Szybciej niż żołnierze Pielgrzymi z Mszany Dolnej idą najdłużej, bo aż tydzień Jan Głąbiński /Foto Gość

Elżbieta na swoim koncie ma już kilka wyjść pielgrzymkowych, a idzie zawsze w V członie PPK. Po raz pierwszy wybrała się tak do Czarnej Madonny już w 2002 roku. Była wtedy w drugiej klasie liceum. Rok później modliła się w intencji zdania matury i o dobry wybór drogi życiowej.

Nie odkładamy spraw na potem

– Najtrudniejszy jest przedostatni dzień pielgrzymowania. Idziemy wówczas prawie 50 km do Poczesnej. Wstajemy skoro świt i bardzo sprawnie przechodzimy długie, około 10-kilometrowe odcinki, w tym trasę wiodącą przez tzw. piaski, która wielu osobom mocno daje się we znaki – mówi Ela. Zaraz jednak dodaje, że długa droga, trudne warunki pogodowe i odciski na stopach to wspaniała okazja do pokonywania swoich słabości. – Do pójścia na pielgrzymkę nie można zmuszać, ale zdecydowanie można polecić ten niezwykły kilkudniowy czas! Każdy, kto się wybierze, sam doświadczy, że pielgrzymka daje niepowtarzalną siłę i entuzjazm, i to na długo! – cieszy się. Bartek w pielgrzymkach bierze udział od wielu lat i niemal zawsze jest pielgrzymem funkcyjnym, czyli odpowiadającym np. za kierowanie ruchem. – Podczas ostatnich pielgrzymek nawet awansowałem i zostałem głównym porządkowym – śmieje się. – Pielgrzymka to czas, kiedy w sytuacjach ekstremalnych poznajemy drugiego człowieka, ale także siebie samego. Spoglądamy w swoje wnętrze. Nie odkładamy na potem do rozwiązania jakichś spraw, załatwiamy je na pielgrzymce, bo przecież nie mamy wtedy innych obowiązków...

Dostępne jest 36% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.