Ewangelia była drogowskazem jej życia

Monika Łącka Monika Łącka

publikacja 24.01.2018 19:26

- Helena nadal pełni swoją misję przypominając, że świętość to normalność - mówił podczas Mszy św. w intencji śp. Heleny Kmieć ks. Franciszek Ślusarczyk, przyjaciel jej rodziny. W rodzinnym mieście wolontariuszki modlono się w rocznicę jej śmierci.

Ewangelia była drogowskazem jej życia Msza św. w rocznicę śmierci Heleny Kmieć w jej rodzinnym Libiążu Miłosz Kluba /Foto Gość

Eucharystii przewodniczył biskup senior archidiecezji krakowskiej Jan Zając, prywatnie wujek Heleny.

- Dziękuję, że odpowiedzieliście na zryw serca i przyszliście dziś na tę Mszę św., by być blisko Helenki. Ona chce przytulić każdego z was, którzy pielgrzymujecie do jej grobu, szukając odpowiedzi na nurtujące was pytania. Dziękuję młodym, dla których Helena staje się wzorem na służbę Bogu, i tym, którzy wiecie, że warto pięknie żyć, idąc po śladach ewangelicznych ideałów, spełniając Bożą wolę w swoim życiu i spełniając swoje marzenia, z gotowością oddania życia Bogu za drugiego człowieka - mówił bp Zając, witając zebranych w kościele św. Barbary w Libiążu.

Z kolei ks. Franciszek Ślusarczyk, rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, który Helenę znał od dziecka, w swej homilii zauważył, że Bóg obdarzył jej serce talentami, a ona z Ewangelii uczyniła najważniejszy drogowskaz swojego życia.

- Nikogo nie pouczała, ale dawała przykład i inspirowała, kierując się wskazówkami danymi przez Jezusa. Wiele razy pielgrzymowała też do Matki Pięknej Miłości, na Jasną Górę, by od Niej uczyć się, jak pięknie żyć. Ziarno Dobrej Nowiny padało na urodzajną glebę jej serca - zaznaczył, dodając, że tą Dobrą Nowiną Helena dzieliła się z innymi ludźmi podczas ŚDM i wyjazdów misyjnych.

- Ten ostatni wyjazd został przypieczętowany darem męczeńskiej śmierci. Wiele osób przez ostatni rok mówi, że szkoda, iż tak się stało, bo Helena mogła zrobić jeszcze tyle dobrego. A jednak w świecie wiary nie ma przypadków i inna jest logika Bożej miłości - podkreślał ks. Ślusarczyk.

Opowiadając o Helence, przypomniał również, że wyjazd do Boliwii miał być ostatnim tak bardzo ją pochłaniającym.

- Ona nie szukała chłopaka, ale kandydata na męża. I znalazła. Planowała więc zaręczyny, a w intencji dobrego przeżycia narzeczeństwa i wytrwania w czystości podjęła post od słodyczy w dni powszednie. Myślała o założeniu rodziny. Od roku jej rodzina staje się jednak coraz większa - należy do Bożej rodziny - bo dużo osób poznało i wciąż poznaje Helenę, traktując ją jak kogoś bliskiego, jak przyjaciółkę, przed którą otwiera się serce - mówił ks. Franciszek.

Podkreślał też, że ziarno jej serca owocuje. - Ona nadal pełni swoją misję, przypominając, że świętość to normalność - mówił.

Na zakończenie homilii przytoczył anegdotę z jej życia. Kiedyś nieoczekiwanie wpadła do domu, gdy jej mama przygotowywała obiad. Widząc Helenę w stroju stewardessy, bardzo się ucieszyła i spontanicznie powiedziała: Chyba spadłaś mi z nieba! Helena odpowiedziała żartem, że tak lepiej nie mówić do stewardessy.

- Dziś wierzymy, że Helena często będzie nam spadała z nieba, by pomóc albo powiedzieć na ucho: "Kocham was i dziękuję, że przyszliście dziś do tego Wieczernika" - mówił ks. Ślusarczyk.

Po Mszy św. zebrani w kościele uczestniczyli w adoracji Najświętszego Sakramentu, podczas której rozmawiali z Bogiem o Helence. Następnie został wyświetlony krótki film, który Helena nagrała wraz z Anitą Szuwald dwa dni przed swoją śmiercią. Wolontariuszki pokazują na nim, ile serca włożyły w przygotowanie ochronki, i jak ona będzie wyglądała. Cieszą się też, że już niedługo będą w niej pracowały z potrzebującymi opieki dziećmi.

Całej homilii ks. Ślusarczyka można posłuchać tutaj:

Więcej o Helence można poczytać w serwisie specjalnym "Gościa Krakowskiego": krakow.gosc.pl/HelenaKmiec