O. Reginald Wiśniowski - dominikanin niezwykły

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz

publikacja 05.02.2018 12:59

Zmarły wczoraj w Krakowie w 98. roku życia najstarszy dominikanin polski był postacią niezwykłą. Miał do czynienia również z ludźmi niezwykłymi.

O. Reginald Wiśniowski - dominikanin niezwykły O. Reginald łączył gorliwość duszpasterską z dużym poczuciem humoru www.dominikanie.pl

Urodził się 12 listopada 1920 r. w Czortkowie. Do nowicjatu zakonnego przyjmował go 29 lipca 1939 r. w Krakowie o. Michał Czartoryski, obecnie uznany błogosławionym. "Kiedy przekroczyli furtę nowicjacką, oznajmił mu, że od tej chwili nie ma już pana Wiśniowskiego, jest brat Reginald. Wspólnie uklękli przed obrazem Matki Bożej Różańcowej i odmówili Pod Twoją obronę oraz Zdrowaś Mario. Magister pouczył, że tak należy postępować zawsze, ilekroć wychodzi się lub powraca do klasztoru. Zaprowadził go do wyznaczonej mu celi, a następnie pokazał mu nowicjacką kaplicę. »Tu jest Najświętszy Sakrament - powiedział. - On stanowi centrum naszego życia«" - wspominał o. Maurycy L. Niedziela OP, autor biografii o. Czartoryskiego.

O. Reginald poznał także w Krakowie innego wybitnego dominikanina polskiego - o. Jacka Woronieckiego. "Zetknąłem się w swoim życiu z trzema osobami, które trafiły lub trafią na ołtarze. Pierwszym był mój magister nowicjatu bł. o. Michał Czartoryski, drugim kierownik studiów o. Jacek Woroniecki, dziś kandydat na ołtarze. Trzecim - bł. ojciec Pio, z którym spotkałem się w San Giovanni Rotondo w latach 60. - wspominał o. Reginald. - Gdy po Mszy zaprowadzono nas do zakrystii, ktoś wskazał na mnie i powiedział: padre polacco. Wtedy ojciec Pio położył mi rękę na głowie i pobłogosławił. Szybko powstała legenda, że chciałem się u niego wyspowiadać, a Pio miał spojrzeć na mnie i odpowiedzieć: on przecież nie ma żadnych grzechów. Ale to nieprawda” - wspominał w 2007 r. w rozmowie z Pawłem Stachnikiem z "Dziennika Polskiego".

Na kapłana wyświęcił go 17 czerwca 1945 r. w Krakowie inny niezwykły człowiek - bp Michał Godlewski (1872-1956), wybitny historyk Kościoła, wykładowca Akademii Duchownej w Petersburgu i Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Miał powołanie misyjne, chciał jechać do Chin. Nie udało mu się to ani w młodości, ani pod koniec lat 80. XX w. - W rezultacie pojechał w swoje rodzinne strony, należące obecnie do państwa ukraińskiego. Opowiadał mi o swojej pracy w Czortkowie, gdzie pracował od sierpnia 1989 do 1996 r. Jako proboszcz parafii św. Stanisława doprowadził m.in. w 1991 r. do ponownego pogrzebu "męczenników czortkowskich" - 8 dominikanów zamordowanych przez Sowietów w lipcu 1941 r. Był duszpasterzem z krwi i kości. Czortkowscy Polacy katolicy mają mu duszpastersko wiele do zawdzięczenia - mówi Maciej Wojciechowski, krakowski reżyser filmów dokumentalnych o Kresach Wschodnich.

Dla wielu osób był przewodnikiem duchowym. - Tak było z moją mamą Łucją Mazurkiewicz-Herzową. Przyjeżdżała do Krakowa, by wraz z gronem swoich znajomych spotykać się z nim na rekolekcjach i spotkaniach duchowych. Swoje wskazówki duchowe przekazywał jej również m.in. w listach. Gdy mama zmarła w 1980 r., o. Reginald "przejął" duchowo mnie, a z czasem także moją rodzinę. Jedno ze wspomnianych spotkań odbyło się 16 października 1978 r.; studiowałam wówczas romanistykę w Krakowie. Mama zabrała mnie na to spotkanie. Dziękowaliśmy wówczas wraz z o. Reginaldem za wybór Karola Wojtyły na papieża - wspomina Dobromiła Salik, redaktor GN.

Niekiedy radził dobrze także w zwykłych, życiowych sprawach. - Czasem Pan Bóg przemawia do nas przez przypadkowe spotkania i ludzi, których stawia przy nas na dany moment życia. Przed laty pojechałam z moją przyjaciółką do Krakowa. Zaproponowała mi wizytę u swojego znajomego dominikanina - o. Reginalda. Nie byłyśmy umówione i na początku miałam wrażenie, że był zaskoczony naszą wizytą. Potem jednak wywiązała się ciekawa, serdeczna rozmowa - wspomina Elżbieta. - Pytał o nasze sprawy. Ja byłam akurat w trudnym momencie pracy zawodowej. Kiedy usłyszał, że prowadzę jednoosobową firmę krawiecką, powiedział mi, że to dobry zawód i że zawsze będę miała pracę, bo ludzie przecież - jak chleba - zawsze będą potrzebowali krawcowej! Te słowa wtedy mnie podbudowały, a teraz mogę powiedzieć, że były prorocze, bo rzeczywiście moja ścieżka zawodowa potoczyła się bardzo dobrze i do dziś jest moim "powołaniem" - dodaje.

O. Reginald był szczególnym propagatorem Krucjaty Różańca Rodzinnego, zainicjowanej na początku II wojny światowej przez o. Patryka Peytona. W ramach tej krucjaty poszczególne rodziny zobowiązywały się odmawiać codziennie przynajmniej jedną dziesiątkę Różańca. O. Reginald głosił bardzo często rekolekcje różańcowe, których efektem było podejmowanie przez kolejne rodziny idei i praktyki Krucjaty Różańca Rodzinnego.

Współbracia podkreślali jego poczucie humoru. Przytaczano m.in. anegdoty o jego wizycie przy łożu umierającego, mieszkającego wraz z nim w klasztorze współbrata Piotra. "– Wygodne łóżko? – Wygodne – dyszy współbrat. – A nie uwiera w plecy? – Nie, nie uwiera, dziękuję. – A materac nie za twardy? – Nie, wszystko jest w porządku. – To dobrze, bo biorę po tobie" - tak zapisali ów dialog Krzysztof Pałys OP i Szymon Popławski OP w książce "Zapach pomarańczy".

Na temat szczegółów biografii o. Wiśniowskiego czytaj także:

Zmarł najstarszy polski dominikanin