Od Golgoty do La Verny

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 11/2024

publikacja 14.03.2024 00:00

Jest takie miejsce, gdzie wydarzenia Wielkiego Piątku na chwilę stają się rzeczywistością. Wszystko po to, by uczestnicy tego niezwykłego misterium przyszli pod krzyż Jezusa. By trwali pod nim i – naśladując św. Franciszka – jeszcze bardziej go ukochali.

Ecce Homo. Łaski, jakie stają się tu udziałem pielgrzymów, są zapisywane w specjalnej księdze, jednak ich treść ma na zawsze pozostać tajemnicą pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Ecce Homo. Łaski, jakie stają się tu udziałem pielgrzymów, są zapisywane w specjalnej księdze, jednak ich treść ma na zawsze pozostać tajemnicą pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
Monika Łącka /Foto Gość

Janusz Lenar, który w Misterium Męki Pańskiej wystawianym przy klasztorze oo. bernardynów w Alwerni od ponad 20 lat wciela się w postać Jezusa, dobrze to wie: aby wejść w tę rolę i prowadzić innych ludzi przez najważniejsze prawdy wiary, trzeba najpierw ją przeżyć i dobrze zrozumieć. Bo każdego tekstu można się nauczyć, a z biegiem czasu – nawet zostać świetnym aktorem, jednak w opowiadaniu historii zbawienia świata nie o to chodzi. – Zmaganie się z takim scenariuszem wymaga, by jeszcze wyżej ustawić sobie poprzeczkę. Czy to mi się udaje? Mam nadzieję, że wszystkie lata prób i pracy nad misterium pozwoliły mi dojrzeć do roli, która została mi powierzona. Wkładam w nią jakąś część siebie, swojego serca. I jeśli są tego efekty, to oddaję to wszystko na chwałę Bożą – przekonuje.

Gdy rozpoczynają się pierwsze sceny misteriów, wszystko, co jest wokoło, przestaje mieć dla niego znaczenie. – Nieważne nawet, jaka jest pogoda: czy jest piękna wiosna, czy pada deszcz, czy mamy śnieg i mróz. Kiedy gram Chrystusa, ogarnia mnie coś, co nie pozwala czuć ani ciepła, ani zimna. Widzowie często są zdziwieni, że mam na sobie tylko cienką szatę – taką, w jaką ubrany był Jezus, i że nie marznę, gdy ona się rozrywa podczas upadków, i gdy nadchodzi scena ukrzyżowania. Ale inaczej nie byłbym przecież autentyczny – zamyśla się J. Lenar.

Dotknięcie sacrum

Początki Misterium Męki Pańskiej w Alwerni sięgają 1998 r., gdy posługujący w klasztorze o. Florian Mirochna postanowił wystawić je z udziałem młodzieży oazowej, którą się opiekował, a o pomoc poprosił rodziców, także dzieci pierwszokomunijnych. – Przygotowaliśmy wtedy inscenizację wydarzeń Wielkiego Piątku, czyli sąd u Piłata oraz Drogę Krzyżową. Poszło nam tak dobrze, że – nie chcąc tracić zapału – kilka miesięcy później zrobiliśmy także misteria Bożego Narodzenia, a w kolejnych latach rozbudowaliśmy te wielkopostne o Niedzielę Palmową i Wielki Czwartek – wspomina grająca rolę Maryi Aneta Lenar. – Udział w misterium to dla mnie czas przebywania z sacrum i budowania więzi z Matką Bożą, o którą staram się też dbać przez cały rok. Mimo to wciąż czuję się niegodna tej roli, która wymaga ode mnie ogromnej pracy nas sobą. Bardzo też zależy mi, by dla widzów, także tych, którzy są z nami po raz pierwszy, misterium nie było tylko przedstawieniem, ale duchowym doświadczeniem, z którego potem będą mogli czerpać – opowiada A. Lenar, a Jolanta Biel, od 2011 r. koordynująca przygotowanie Misterium Męki Pańskiej, dodaje, że wszystkie osoby zaangażowane w organizację tego wydarzenia mają jeden cel. – Dla nas, należących do grupy duszpasterskiej Pascha, to są niezwykłe coroczne rekolekcje, które traktujemy też jako służbę innym. Jeśli zaś to, co robimy i co wypływa z potrzeby naszego ducha, pomoże komuś zbliżyć się do Boga i lepiej przeżyć Wielkanoc, to radość jest ogromna – mówi J. Biel.

Do 2011 r., by męka Pańska nie była ukazywana zbyt dosłownie, podczas misterium wykorzystywany był teatr światłocieni. Tamtego pamiętnego roku, w marcu, na kilka chwil przed Wielkanocą, w klasztorze wybuchł pożar. – Zniszczenia były wielkie. Równie wielki był ból serca ojców bernardynów i nasz, mieszkańców Alwerni, którzy jeszcze bardziej zjednoczyliśmy się wokół klasztoru, by pomóc zakonnikom przetrwać ten trudny czas – zaznacza J. Lenar.

Okoliczności nie sprzyjały jednak ani wystawianiu radosnej części misterium, czyli obchodom Niedzieli Palmowej, ani inscenizacji ostatniej wieczerzy (Msze św. przez kilka miesięcy odprawiane były w strażnicy). Nie było też mowy o wykorzystaniu gry światłocieni. – Zapadła decyzja, że czas zaryzykować i zagrać wszystkie sceny z pełnym realizmem, ale też z zachowaniem poczucia godności tego, co pokazujemy. Dodatkowe wrażenie robił natomiast krzyż wykonany z belek ze spalonego klasztoru – podkreśla J. Lenar i nie kryje, że zarówno wtedy, za pierwszym razem, jak i przy wszystkich kolejnych misteriach czuje wielkie wzruszenie, gdy gra scenę ukrzyżowania.

Łez nie kryją też uczestnicy misterium, a na ich twarzach maluje się cała paleta emocji. – Chcemy jednak, by ten moment każdy przeżywał w wielkim skupieniu, dlatego miejsce ukrzyżowania znajduje się w pobliskim lesie, a dodatkowo jest oddzielone od ludzi głębokim kanionem – mówi pan Janusz. Co ciekawe, jeszcze mocniej niż scenę Golgoty przeżywa on misteria Wielkiego Czwartku, które są wprowadzeniem do liturgii Mszy Wieczerzy Pańskiej. – Podczas monologu, który trwa aż 40 minut, Jezus tłumaczy, co i dlaczego ma się jeszcze wydarzyć. I ja ciągle na nowo to sobie uświadamiam – zapewnia J. Lenar.

Palec opatrzności

– Uczestnicy misterium pewnie czasem zastanawiają się, czy granie roli Jezusa i innych postaci znanych z kart Ewangelii mobilizuje do bardziej świętego życia w zwykłej codzienności. Uważam, że to pytanie powinno być zadane każdemu chrześcijaninowi, bo wszyscy, którzy przyjmujemy Najświętszy Sakrament, jesteśmy wezwani do tego, by żyć jak Chrystus. Czy więc ktoś, kto mnie obserwuje, zobaczy, że jestem Jego naśladowcą, że żyję Ewangelią? – komentuje o. Filip Czub OFM, wikariusz klasztoru oraz parafii pw. Stygmatów św. Franciszka z Asyżu, i zaprasza do odwiedzenia tego wyjątkowego miejsca – jedynego w swoim rodzaju w całej Polsce, a może też i na całym świecie – będącego wręcz lustrzanym odbiciem włoskiej La Verny.

Alwernia, malownicze miasteczko znajdujące się 40 km na zachód od Krakowa „nie istniałoby bez klasztoru oo. bernardynów”. Tak mawiają jego mieszkańcy. Mają rację, bo zmierzając w stronę Alwerni, jeszcze przed zjazdem z autostrady A4 pomiędzy Krakowem a Katowicami, trudno nie dostrzec wzgórza Podskale, nad którym górują – niczym drogowskaz – klasztor i kościół Stygmatów św. Franciszka z Asyżu.

Fundatorem klasztoru był kasztelan wojnicki i starosta gniewkowski Krzysztof Koryciński, który przed wiekami pielgrzymował do Italii śladami św. Franciszka. Dotarł m.in. do La Verny, gdzie Biedaczyna z Asyżu w 1224 r. otrzymał stygmaty, i zachwycił się tym miejscem. Tak bardzo, że postanowił odwzorować je w swoich posiadłościach. Okazało się bowiem, że wzgórze Podskale jest tak bliźniaczo podobne do La Verny, iż opatrzność musiała chyba maczać w tym swoje palce… Kasztelan Koryciński w 1616 r. podarował więc wzgórze oo. bernardynom, duchowym synom św. Franciszka, którzy w tym miejscu, będącym wygasłym wulkanem porośniętym urokliwym lasem, na dzień dobry poczuli się jak w domu.

– Najpierw został tu wybudowany mały, drewniany kościółek, a w latach 1630–1660 powstał nowy, murowany, do którego później dobudowano małą kaplicę. To właśnie w niej umieszczono słynący łaskami obraz Pana Jezusa Ecce Homo – opowiada o. Czub. Historia tego wizerunku jest zaś niezwykła.

Odpowiedź na miłość

Początkowo znajdował się w kaplicy cesarskiej Konstantego XII, a po upadku Konstantynopola, w 1453 r., dostał się w ręce sułtana, który umieścił go w skarbcu. Amurat IV podarował następnie obraz cesarzowi habsbursko-niemieckiemu Ferdynandowi II, który umieścił go w kaplicy pałacowej. Po jego śmierci nadworny kapelan zabrał obraz do Węgier, a przed śmiercią podarował go urzędnikowi cesarskiemu. Z kolei rodzina ta wręczyła obraz ks. Janowi Michlajskiemu, który osiadł w parafii w Babicach. Poczuwając się do wdzięczności względem bernardynów z Alwerni, którzy pielęgnowali jego ojca w chorobie i pochowali w swoim grobowcu, podarował malowidło klasztorowi, do którego przeniesiono go w uroczystej procesji 2 sierpnia 1686 roku.

– Obraz Ecce Homo wielu osobom kojarzy się głównie z tym, który znamy z krakowskiego klasztoru sióstr albertynek. Są zaskoczone, że nieopodal Krakowa znajduje się miejsce tak bardzo sprzyjające odnowie ducha, w którym pielgrzymi modlą się przed zupełnie innym wizerunkiem Ecce Homo – uśmiecha się o. Filip. Od wieków przybywali tu pątnicy nie tylko z ziemi krakowskiej, ale i śląskiej, a nawet z Czech i ze Słowacji. – Przed cudownym wizerunkiem Pana Jezusa Cierpiącego modlili się także królowie Jan III Sobieski i Stanisław August Poniatowski, jak również polscy kardynałowie. Po ucieczce z obozu w Auschwitz schronienie w klasztornych zabudowaniach znalazł nawet Witold Pilecki – wylicza zakonnik i dodaje, że Jan Paweł II mówił przed laty, iż ujmuje go dyskrecja, z jaką Maryja mieszka w swojej bocznej kaplicy w bazylice w Kalwarii Zebrzydowskiej. – Tutaj jest podobnie, ale to sam Jezus mieszka w skromnej, bocznej, zaciemnionej kaplicy, której klimat sprzyja spotkaniu z Nim i kontemplacji Jego wizerunku – przekonuje o. Filip.

W 2024 r., czyli w roku 800. rocznicy stygmatyzacji św. Franciszka, bernardyni zamieszkujący polską La Vernę zapraszają do udziału w całorocznych obchodach tego jubileuszu. Jego zwieńczeniem będą uroczystości, które odbędą się 14 i 15 września. – Zależy nam, by przypomnieć współczesnemu człowiekowi, że św. Franciszek to nie tylko ktoś, kto kochał przyrodę. To święty, który nade wszystko był miłośnikiem krzyża Chrystusa. On tak bardzo go ukochał i tak bardzo trwał pod krzyżem, że Jezus odpowiedział na tę miłość i podarował mu rany swojej męki, czyli stygmaty – tłumaczy o. Filip.

Szczegółowy program jubileuszu oraz Misterium Męki Pańskiej, które rozpocznie się w Niedzielę Palmową o godz. 14.30, można znaleźć na www.bernardyni-alwernia.pl.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.