Przecież sprawa jest oczywista. Dla środowisk liberalno- lewicowych wolność głoszenia poglądów dotyczy tylko ich poglądów. Podobnie jest z demokracją i prawem do rządzenia - są OK tylko jeśli to oni wygrają wybory.
'Zwolennicy aborcji prawdopodobnie przestraszyli się konferencji naukowej, podczas której mieli przemawiać wybitni przedstawiciele świata medycznego - z wyjątkiem jednego prelegenta, który choć nie ma wykształcenia medycznego, ma ogromną wiedzę związaną z tematem aborcji'.
Czy do tej planowanej konferencji mieli swobodny dostęp prelegenci, którzy obstają za pełnym (lub ograniczonym) prawem kobiet do dokonania aborcji? Czy też raczej - jak przypuszczam - miała to być impreza od początku nacechowana ideologicznie w stronę anty-aborcyjną, a etykieta "naukowości" miała za zadanie tylko przydać jej pozorów obiektywizmu? Jeśli to drugie, to możemy tu co najwyżej mówić o starciu dwóch ideologii: jednej przy pomocy protestu i blokady, drugiej - przy pomocy pseudo-naukowej manipulacji.
I co w tym niby złego, że konferencja naukowa jest przez jedną stronę prowadzona? Nikt nie broni proaborcjonistom robić sobie swoich konferencji naukowych. To właśnie liberalne myślenie każe nazywać ruch pro-life "ideologią" (jakby ideologicznym było stwierdzenie, że dziecko jest człowiekiem), i od razu wyciągać konsekwencje antyideologiczne (no bo skoro pro-life to ideologia, to przecież od razu też pseudonauka).
Czy do tej planowanej konferencji mieli swobodny dostęp prelegenci, którzy obstają za pełnym (lub ograniczonym) prawem kobiet do dokonania aborcji? Czy też raczej - jak przypuszczam - miała to być impreza od początku nacechowana ideologicznie w stronę anty-aborcyjną, a etykieta "naukowości" miała za zadanie tylko przydać jej pozorów obiektywizmu? Jeśli to drugie, to możemy tu co najwyżej mówić o starciu dwóch ideologii: jednej przy pomocy protestu i blokady, drugiej - przy pomocy pseudo-naukowej manipulacji.
Udowodnij proszę pseudonaukowość tej konferencji.