"Daj mi człowieka, a ja już znajdę na niego paragraf”, temu źle z oczu patrzy- już widzę coś "masz". Nie chciałbym oceniać kto ma rację, trzeba by więcej informacji przede wszystkim. Jeśli ten człowiek- jest to skandal i powinny iść daleko idące konsekwencje dyscyplinarne, jeśli urzędnicy- cóż zrobić.
Ale ślepe, bezmyślne pisanie takich bzdur. Jaki to ma sens?
A ja ich znam: ze szkoły, z widzenia. Od dłuższego czasu zastanawiałem się kim są, jako rodzina zawsze wyglądali wspaniale - on i ona przytuleni, rozmawiający z synami, żartujący. Co niedziele z synami w kościele w pierwszym rzędzie, razem przystępujący do komunii.
Kto nie dał synowi klapsa niech pierwszy rzuci kamień.
To już nie żarty, niedługo będzie tak jak w Skandynawii: dziecko przyjdzie do szkoły w podartych spodniach - trafi do rodziny zastępczej.
Ja nigdy nie uderzyłem żadnego z mych dzieci, moja żona również. Problemy wychowawcze rozwiązuje się innymi metodami niż biciem. Bicie uczy agresji i ta agresja zostaje już na zawsze w bitym dziecku. Najlepszym przykładem na to są mężczyźni mówiący:" mnie ojciec bił i wyszedłem na ludzi. Tak samo chcę wyprowadzić na ludzi swoje dziecko." Agesja i nieumiejętność radzenia sobie z emocjami przechodzi na następne pokolenie. Z każdym uderzeniem dziecka oddalasz się od niego i nic tego nie zmieni. Bardzo dobrze, że istnieją teraz kursy, na których rodzice stosujący agresję fizyczną w stosunku do swoich dzieci, są uczeni innego rozwiązywania problemów.
Gratuluję i szczerze podziwiam. Też bym tak chciała. Mnie bycie rodzicem (poza wszelkimi pozytywami) otworzyło oczy na trochę bardziej mroczną stronę mojego ja. I już wiem, że nie jestem taka świetna, jak myślałam kiedyś, kiedy z potępieniem patrzyłam na wściekłych na swe pociechy rodziców i "doskonale wiedziałam", jak powinno być lub "co należałoby zrobić". Co oczywiście nie oznacza, że się nie staram, albo że uważam że klapsy są skuteczną i godna polecenia metodą wychowawczą. Moje różne błędy uczą mnie przepraszać, wracać do punktu wyjścia i budować od nowa lepsze porozumienie. Trudne sytuacje, których nie udało mi się uniknąć pokazały mi coś jeszcze - doświadczyłam przebaczenia, na które, wydawało mi się, nie zasłużyłam. Również polecam warsztaty dla rodziców, zwłąszcza te pod hasłem "szkoła dla rodziców". Zwracam jednak uwagę, że są to programy w znacznym stopniu wspomagające autorefleksję, bazujące na zachęcaniu, a nie na donoszeniu na kogokolwiek z powodu braku pełnego przekonania co do proponowanych metod czy trudności w pełnym odejściu od kar fizycznych.
Sądy Rodzinne działają o dziwo tak jakby były anty rodzinne, podobnie jak i inne instytucje, które są powołane aby wspierać i pomagać rodzinom, w tym dzieciom. Zastanawiam się jakie pokolenie wyrośnie z dzieci przy takiej "opiece" i "pomocy" tych instytucji. Może jakiś dziennikarz zainteresuje się bliżej orzekaniem tych Sądów, działalnością MOPR / POPR, RODK, przeanalizuje dane statystyczne GUS dot. np. opieki nad dziećmi po rozwodach. Może wyjść bardzo ciekawy i szokujący materiał.
Człowieku chcesz powiedzieć, że gdy rodzice się rozwiedli i po rozwodzie któreś z nich źle sprawuje opiekę nad dzieckiem to jest wina MOPR i innych instytucji a nie tych rodziców???
Tak a'propos tego zdarzenia przypomniała mi się audycja w radiu Plus Józef sprzed paru lat, kiedy koalicja PO-PSL forsowała ustawę "O przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie". Oczywiście jej celem nie było ograniczenie przemocy, ale praw rodzicielskich. Pisały o zagrożeniu z tym związanym pisma katolickie, min. GN.
W audycji na antenie radia pojawił się ktoś, kogo przedstawiono jako "politologa", a na mnie sprawiał wrażenie zwykłego polit-agitatora. Zresztą sporo takich tam się pojawiało, żeby tłumaczyć różne decyzje PO.
Ten to oświadczył, że ustawa nie jest groźna, bo "nie będzie stosowana". Argument kuriozalny. Dzisiejsze zdarzenie jest do tego tłumaczenia najlepszym komentarzem.
Tu nie ma nic do rzeczy ustawa o jakiej piszesz - dziecko odebrał sąd a nie pracownicy opieki społecznej.
A wiesz jak to wyglądało zanim wprowadzono ustawę, którą tak krytykujesz?
Trzymiesięczne dziecko, pijany facet i jego konkubina, awantura w mieszkaniu (nie pierwsza zresztą), wózek z dzieckiem wyrzucony z impetem z mieszkania zjeżdża po schodach zatrzymując się na półpiętrze, kobieta zabiera dziecko do domu, dalej awantura, powtórka sytuacji z wózkiem.
Dzwonię na policję - policja bezradna. Bez wyroku sądu nie można zabrać dziecka. A jest godzina 2 w nocy.
Chcą zabrać kobietę w z dzieckie w bezpieczne miejsce - ta odmawia.
Błagam policjanów, żeby nie odjeżdżali. Myslą, myślą, w końcu dzwonią po pogotowie. Przyjeżdża lekarz - bez słów orientuje się w sytuacji.
Stwierdza u dziecka wysoką gorączkę, żeby móc zabrać dziecko do szpitala gdzie będzie bezpieczne zanim sąd wyda decyzję.
A co by bylo, gdyby policjanci nie wpadli na pomysł z lekarzem albo lekarz okazał się mniej domyślny?
Drogi NEW, na jakiej podstawie postrzegasz , ze zle patrzy ojcu dzieci z oczu i ze napweno kreci? Ja postrzegam czlowieka, ktory jest oburzony doznana krzywda od urzednikow. Gdzie jest roznicza w postrzeganiu przez nas tego zdjeci? ano WYOBRAZNIA...wiec porusz swoja wyobraznie bardziej...
Co mnie przeraża w tej sprawę i jej podobnych, to rosnące przekonanie urzędników rożnych szczebli, że maja prawo ingerować w każda sferę życia obywateli. Utwierdza się jakieś chore przeświadczenie, że każda aktywność ludzka może i powinna być kontrolowana przez urzędnika. Rośnie nam w oczach system totalitarny jakiego jeszcze nie było w dziejach (być może zwyczajnie wcześniej nie było środków technicznych pozwalających na kontrole w takiej skali).
Do niedawna, ogólne przeświadczenie było takie, za każdy jest z natury całkowicie wolny, ale wszyscy wydzielamy z naszej wolności obszary, które w swojej wolności oddajemy pod nadzór instytucji rządowych dla zachowania dobra wspólnego. Taki obraz rzeczy wyraźnie zanika na rzecz sytuacji w której wszystko jest pod kontrola państwa, a tylko male rzeczy są łaskawie zostawione (póki co) w gestii ludzi.
A ludzie rechoczą jak co dzień do telewizora i mało ich to wszystko obchodzi. Byle był dostatek żarcia i rozrywki.
Petycje pisać do Rzecznika Praw Dziecka a nie do Sądu Rodzinnego. To Rzecznika jest obowiązkiem natychmiast zająć się tą sprawą. Ma na to bardzo szerokie uprawnienia. Natomiast Sędzia Rodzinny który wydał postanowienie o umieszczeniu dzieci nie zmieni pod wpływem licznych petycji. Nie zrobi tego aby udowodnić że nie podlega naciskam.
Petycję wysyłać do Rzecznika Praw Dziecka a nie do Sądu Rodzinnego. To Rzecznik ma instrumenty prawne aby dzieci natychmiast były w domu rodzinnym. Sędzia rodzinny na pewno nie zmieni swojej decyzji pod wpływem nacisku osób wysyłających. Będzie to ingerencja w jego"niezawisłość". Kontakt z Rzecznikiem Praw Dziecka odbywa się za pośrednictwem Biura Rzecznika Praw Dziecka. Wszystkie sprawy mogą Państwo kierować osobiście, za pośrednictwem poczty elektronicznej, telefonicznie lub wysyłając list. Rzecznik gwarantuje zachowanie poufności uzyskanych informacji (należy to zaznaczyć we wniosku). Oto adres: Rzecznik Praw Dziecka ul. Przemysłowa 30/32 00-450 Warszawa telefon: (22) 583 66 00 fax: (22) 583 66 96 Biuro jest czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 08.15 - 16.15. Adres poczty elektronicznej: rpd@brpd.gov.pl
Petycje wysyłać do Rzecznika Praw Dziecka a nie do Sądu Rodzinnego. To Rzecznik jedynie może spowodować że dzieci szybko znajdą się w domu rodzinnym. Zgodnie z przepisami ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka oraz Konstytucją RP - Rzecznik nie zastępuje instytucji i organów odpowiedzialnych za podejmowanie działań związanych z ochroną praw dzieci m.in. organów rządowych, w szczególności: Ministra Zdrowia, Sprawiedliwości, Spraw Wewnętrznych i Administracji, Edukacji Narodowej, Pracy i Polityki Społecznej oraz podległych im jednostek, a także instytucji samorządowych takich, jak: ośrodki pomocy społecznej, domy dziecka, placówki oświatowe. To wskazane podmioty wykonują działania zapewniające dzieciom pełny i harmonijny rozwój, np. o charakterze edukacyjnym, socjalnym, czy zdrowotnym. Odpowiadają również za poszanowanie godności i podmiotowości dziecka m.in. w toku procesów sądowych. Natomiast jeśli Rzecznik Praw Dziecka uzyska informację lub dostrzeże naruszenie praw i dobra dziecka podejmuje czynności, które są przewidziane w ustawie: 1) zwraca się do organów władzy publicznej, organizacji lub instytucji o złożenie wyjaśnień i udzielenie niezbędnych informacji, a także o udostępnienie akt i dokumentów; 2) zwraca się do właściwych organów, w tym Rzecznika Praw Obywatelskich, organizacji lub instytucji o podjęcie prawidłowych działań na rzecz dziecka z zakresu ich kompetencji;
Do pełni szczęścia brakowałoby, żeby dzieci w trybie natychmiastowym zostały adoptowane przez parę gejów, ale tacy ludzie jak Gowin blokują POSTĘP. "Na szczęście" prace nad osiągnięciem największego SZCZĘŚCIA w naszym kraju trwają. Kiedy posłowie i "posłankowie" Ruchu Palikota zasiądą na znak protestu w pierwszej ławie sejmowej(po wypowiedziach Wałęsy), to mogliby przy tej okazji trzymać transparent z żądaniem SZCZĘŚCIA dla dzieci Bajkowskich. To już byłoby jakieś ziarenko na drodze do POSTĘPU.
Kiedyś stanąłem w obronie mojej córki w wiejskiej szkole podstawowej, która była szykanowana przez nauczyciela muzyki (dodam tylko, że córka była najlepszą uczennicą w całej gminie). A pani dyrektor na to, że zastanowi się czy nie przydzielić naszej rodzinie kuratora ... Była czerwona aktywistka poczuła się znowu przy władzy ponieważ jest odpowiedni paragraf - dzieci można odebrać a potem sprawdzić czy było to słuszne. Jak się potem okazało,pani była "w specjalnych układach" z panem muzykiem... Nie dałem sobie w kasze dmuchać i swego dopiąłem. Myślę, że byliśmy "trochę podejrzani", ponieważ mamy piątkę dzieci, a to już przecież zakrawa na patologię. Brońcie swoich dzieci.
A tu relacja dziecka zatrzymanego siłą przez policję:
"Na początku jedna nauczycielka przyszła na lekcji na angielskim i powiedziała, że idziemy do dyrektorki. Myślałem, że to na kolejną taka rozmowę (…). Potem ona nas przyprowadziła pod szatnię a tam czekali źli... Piotrek był już wcześniej wzięty i czekał na nas w samochodzie. A ja ze Staszkiem… Na początku próbowali nas przekonać żebyśmy szli, ale później zaczęli wyrywać nas siłą. Oni powiedzieli „no choć pokażesz nam gdzie masz kurtę”. Powiedziałem nie. Wtedy mnie policjant wziął za jedną rękę drugi za drugą. Trzymali mnie tak, że rękoma nie mogłem ruszyć. Zabrali nam telefony, gdy próbowaliśmy zadzwonić. Potem krzyknąłem pomocy i nikt nie usłyszał bo była lekcja i byliśmy na korytarzu i tam nikogo nie było. (…)" cytat za www.niezalezna.pl
Czy to nie jest przemoc wobec dzieci? Sady i policja wiedzą lepiej, czego dzieciom i rodzinie potrzeba?
Tak wygląda liberalne państwo po pięciu latach rządów PO-PSL.
Jeśli coś negatywnie wpłynie na całe życie tych chłopców, na ich psychikę, to na pewno nie ojcowski klaps, ale ta akcja policji, a potem przymusowy pobyt w domu dziecka, który faktycznie jest dla tych chłopaków więzieniem.
Powinni przygotować chłopców, że przez jakiś czas zostaną umieszczeni w ośrodku opiekuńczym uspakajając przy tym, że taka jest wprawdzie decyzja sądu, ale sprawa się na pewno wyjaśni i wrócą do domu (pewnie by w końcu tak rzeczywiście się stało).
Sami powinni odprowadzić chłopców do ośrodka, uściskać i pocałować chłopców na pożegnanie i powiedzieć, że są dzielni i na pewno sobie poradzą
To są duzi chłopcy - na pewno by zrozumieli. I obyło by się bez traumy związanym z "rozwiązaniem siłowym".
Co robią rodzice?
Sprzeciwiają się decyzji sądu w głupi sposób (po prostu uniemożliwiając wykonanie decyzji sądu). Nie rozmawiają z chłopcami, nic im nie wyjaśniają, nie przygotowują na rozstanie....
A może by tak ktoś zajął się napisaniem poradnika dla rodziców w podobnej sytuacji, może jakiś psycholog+prawnik.
Może by w tym poradniku znalazło się coś na temat:
- Jak wyjaśniać dzieciom zaistniałą sytuację, - jak przygotowywać na pobyt w ośrodku wychowawczym - jak przekonać ich, że to tylko "na tymczasem". - jak radzić sobie z emocjami związanymi z sytuacją by pod ich wpływem nie podejmować nieracjonalnych decyzji i nie przenosić swoich emocji na dzieci
itp.
+ porady prawne co robić w tej sytuacji i gdzie w tej sytuacji szukać pomocy i wspacia
A może dobrze by bylo gdyby była osoba pełniąca rolę "rzecznika praw rodzica" (lub czegoś w tym rodzaju) i wprowadzić obowiązek informowania każdego rodzica, ktoremu sąd chce ograniczyć/ odebrać prawa lub już to zrobił, o istnieniu takiego rzecznika (i informowania jak się z nim skontaktować)?
jak mam wytłumaczyć dziecku, że sprawa się wyjaśni, jeśli: - nie wiem jaka będzie decyzja sądu w przyszłości (wrócą, nie wrócą) - nie wiem, kiedy sąd zajmie się apelacją. Statusu niepewności jutra niczym nie da się wyjaśnić. Nie ma odpowiedzi na podstawowe dla dziecka pytanie: na jak długo... A kiedy dziecko zacznie tracić nadzieję, że znów wróci do rodziców..? - jak mogę wiarygodnie zapewnić dziecko, że zrobię wszystko, żeby je odzyskać (to istotny wyraz miłości rodzicielskiej) skoro bez protestów oddaję je do domu dziecka - i najważniejsza sprawa: jak mam wytłumaczyć spokojnie dziecku, że je oddaję, bo sąd tak chciał, jeśli całym sercem z tą decyzją się nie zgadzam, i uważam ją za krzywdzącą dla dziecka?
No i zwróćmy uwagę na upływ czasu: postanowienie o odebraniu dzieci jest z 30 stycznia. Sąd zajmie się sprawą merytorycznie dopiero 11 kwietnia, więc po upływie ponad 2 miesięcy. !!!
Sąd ma czas....
W sprawie zażalenia sąd też nie uznał, że w interesie dzieci jest szybkie działanie. Sprawę o uchylenie wykonalności najpierw wyznaczył na 11 marca ((a co się działo w lutym?) a potem i tak odroczył na 10 dni. Dziesięć być może dalszych niepotrzebnych dni w domu dziecka. A co sąd robił do 11 marca? Nie mógł zarządzić sprawdzenia sytuacji u babci wcześniej?
Moim zdaniem nie da się uczciwie i bezboleśnie przygotować dzieci na taką traumę. T to traumę podwójną: raz, że odbiera się ich od rodziców i dwa - że nie wiadomo jaki będzie ich los, i kiedy do tych rodziców wrócą.
A miało być tak, że w sprawach dzieci sąd może (a w niektórych sytuacjach musi) wyznaczyć rozprawę w dniu kiedy wpłynie wniosek!
Jak widać sąd jest szybki w zabieraniu dzieci (i dobrze, nie jednemu dziecku to uratowało zycie), ale bardzo powolny w skwestii jak trzeba wyjaśnianiać wątpliwości i rozpatrywać odwołania.
Przyznaję, w tej konkretnej sytuacji niewiele dało się zrobić, ale może chociaż tyle by można, by dzieci nie czuły się zaskoczone tym, że zostaną zabrane do ośrodka opiekuńczego?
Nie kwalifikuje się. Są cztery grzechy wołające o pomstę do nieba: 1/umyślne zabójstwo 2/grzech sodomski 3/uciskanie ubogich, wdów i sierot 4/zatrzymywanie zapłaty robotnikom
Co jednak bynajmniej nie oznacza, jakoby ten kto się do tego porwania dzieci przyczynił nie popełnił grzechu.
Pod "uciskanie ubogich" kwalifikuje się jak najbardziej. Gdyby poszkodowani posiadali majątek, nikt nie odważyłby się ich tknąć. Ubóstwo skutkuje bardzo ograniczoną możliwością obrony i dokładnie tak jest w tym przypadku.
Każdy rodzic mniej więcej wie, na ile dojrzałe jest jego dziecko. Ostatnio częściej dzieci są krzywdzone przez nadgorliwość. Podobno chodzą z dziećmi nawet na rozmowę w sprawie pracy (po studiach)
Rozumiem, ze wspolczesny oznacza postepowy. A moze postepacki. Ja ci nie powiem co taki ktos mysli. Ty mi powiedz. Moge ci powiedziec co ja mysle. W wieku lat 7 samodzielnie chodzilem do szkoly. W wieku lat dziesieciu jezdzilem w duzym miescie tramwajami i autobusami. W wieku 16 i pol pojechalem z kolega autostopem przez pol Polski i zajelo nam to dwa i pol tygodnia. Nakrecono o tym filmy dla dzeci. "Podroz za jeden usmiech", czy o dziewczynce jadacej na wakacje "Dziewczyna i Chlopak Czyli heca Na 14 Fajerek". Nie widze w tym problemu, jesli dzieci maja odpowiednioa osobowosc. Z drugiej strony Sa ludzie wymagajacy stalej opieki w doroslym zyciu. Nie mozna wrzucac wszystkich do jednego worka. Dramat sie zaczyna kiedy biurokraci/psychologowie/terapeuci roznej masci maja nie wiadomo przez kogo nadane prawo do ddecydowania o ludzkim zyciu i chronia ludzi wbrew ich woli przed nimi samymi. To juz jest system totalitarny. I ja ci mowie; Na pohybel systemowi totalitarnemu. Wszyscy powinni sie zjednoczyc bo dzisiaj przyszli do tej rodziny, a jutro moga przyjsc do ciebie i jesli dzis nie bedziemy walczyc przeciwko terrorowi panstwa to kto ci jutro pomoze? Pewnie nikt i zdechniesz w jakiejs psychuszce.
Nie tak postępowy jak twoja wersja języka polskiego, najwyraźniej.
Nie tak dawno zamordowano dorosłą kobietę w pociągu. Nie walczyła o swoje życie dość werbalnie, teraz jej nie ma, a mogła być.
Ale co tam, twojemu dziecku się to na pewno nie przytrafi, bo ono ma charakter. Poza tym, na filmach kręconych w PRL-u życie było piękne, ludzie wspaniałomyślni i nikomu nigdy nie działa się krzywda (no chyba, że bandytom, łapanym przez odważnych Milicjantów).
Dzieci wychowuje się do samodzielności i konieczne jest dawanie im okazji do radzenia sobie bez ciągłej opieki i stawianie przed nimi wyzwań. Jestem przekonany, że Janusz Korczak podobnie okazałby zaufanie dziecku i dał okazję do sprawdzenia się. Zresztą... dziś inne czasy, z pewnością chłopak był w stałym kontakcie telefonicznym.
Ja w wieku 12 lat również jeździłem sam pociągiem - trzy przystanki do babci. A w pierwszej klasie sam wracałem taksówką lub piechotą do domu. Swoich dzieci nie puszczam, nie miały okazji nawyknąć, a i miasto większe. Ale daleki byłbym od demonizowania.
Po każdej sprawie pojawiają się radykalne pomysły na rozwiązanie problemu. Jak dziecko jest bite, zaraz wszyscy krzyczą: powinno się je bez sądu zabrać. Jak dziecko zabierają: państwo nie ma prawa się wpitalać. Po mojemu ludzie powinni kierować się zawsze rozumem i sercem a nie jakimiś sezonowymi procedurami. Państwo nie jest od rozwiązywania pojedynczych przypadków i do każdej sytuacji prawa nie dostosuje.
Panie cau czy kał, czy jak się tam błaźnie przezwałeś. Ja i moi rówieśnicy jeździliśmy pociągami, pekaesami i komunikacją miejską samodzielnie w wieku 12-13 lat i było to zupełnie normalne, już wiele lat temu. Kiedy o komórkach dających stały kontakt z rodzicami nikt jeszcze nie słyszał. Co ty w tym widzisz niezwykłego?!
Zastanawiam sie , czy jestes taki gloopi czy po prostu skoro nie mozesz odpowiedziec merytorycznie to wymyslasz bzdury. A moze byles mamin-synkiem, ktoremu nadopiekucza mamusia do tej pory nie pozwala samodzielnie zyc i wszedzie widzisz zagrozenie, do tego stopnia, ze nie mozesz normalnie funkcjonowac. A moze jestes jednym z tych postepowych psychologow z licencjamido odbierania cudzych dzieci bo rodzina nie chce sie dostosowac do nowczesnych metod zycia. Np. nie akceptuja homofilow. W sumie to nie znam cie i nie znam twoich argumentow, bo zadnych nie podajesz. Najlepiej bedzie jesli sie po prostu przestaniesz odzywac lesli nie masz nic merytorycznego do powiedzenia.
To dla równowagi przypomnę, że kiedy latem rodzice zostawili dziecko w wieku ok. 2 lat na lotnisku pod "opieką" przypadkowych osób, pracowników obsługi, nie dopatrzono się ze strony rodziców rażącego zaniedbania i nieodpowiedzialności, narażenia dziecka na emocjonalne cierpienie.
To dla równowagi przypomnę, że kiedy latem rodzice zostawili dziecko w wieku ok. 2 lat na lotnisku pod "opieką" przypadkowych osób, pracowników obsługi, nie dopatrzono się ze strony rodziców rażącego zaniedbania i nieodpowiedzialności, narażenia dziecka na emocjonalne cierpienie.
Czy dziennikarzom GN udało się uzyskać komentarz od księdza Andrzeja Augustyńskiego, szefa Stowarzyszenia "Siemacha" którego pracownik Krzysztof Gondek napisał donos do Sądu na państwa Bajkowskich?
Taka tradycja była w tym narodzie,by wiosną urządzać marsze. A może by tak wybrać się tam całą Polską do Warszawy? Może jak na jej opłotkach stanie milion i pieszo wejdzie zewsząd do miasta - do samego jego centrum. Może jak się upomni o pracę, o godność, o wolność, o rodzinę i o prawdę i dobre obyczaje. Może to kogoś obudzi?
Wygląda na to, że ten KIP, który ich wydał to "psycholodzy" scisle zwiazani z "Siemachą" ksiedza Augustiańskiego. Więc może kościól powinien sie przyjrzeć co firmuje.
Do grona załozycieli i przyjaciół należą kard. Macharski oraz Jarosław Gowin. Znane sa tez nazwiska dwójki terapeutów , którzy złozyli donos w tej sprawie. Jak rozumiem wątpliwosci poboznego ministar Gowina w tej sparwie wynikają z wyrzutów sumienia. Ale czy to wystarczy ? Gdzie jest ks. Augustyński, kardynał Macharski. Moj pasterze i obrońcy rodziny
dawniej szło się po radę do babci, cioci czy dziadka albo i do księdza. To co się wydarzyło państwu Bajkowskim dowodzi, że bezwzględnie starą tradycję należy pielęgnować. Oczywiscie, że wina leży po stronie p. Bajkowskich, zaufali psychologom i instytucji. Ich dzieci tego błędu już nie popełnią.
Oni poszli do księdza. Księdza Augustyńskiego. To kierowane przez niego stowarzyszenie "Siemacha" prowadzi tą "psychoterapię" - widać, z jakim skutkiem.
I jeszcze bezczelnie żądają z plakatów i bilboardów 1% z PIT!
O jakim dobru dziecka mówisz w sytuacji z której zostaje zabrane z kochającej, posiadającej zdrowe relacje rodziny ? Tacy za przeproszeniem , pożyteczni idioci jak Ty biorą ospowiedzialnosć za haniebne ustawy przepychane w Polsce rękami "katolickich" polityków dbających o rodzinę. Ani Tusk ani Komorowski , który podpisał tą haniebną ustawę , nazwaną ustawą nacjonalizacyjną nie niszczyli by tego społeczeństwa bez mandatu , który im dali tacy jak Ty.
Nieważne. Odebranie dziecka rodzicom powinno być ostatecznością. Nawet, gdyby dziecko było krzywdzone, to trzeba wyważyć krzywdę, jaką odczuwa każde dziecko, gdy jest odbierane od rodziców, z krzywdą, jaka dzieje się dziecku w domu rodzinnym. Gdy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, co dzieje się z psychiką dziecka siłą odrywanego od rodziców i zamykanego w domu dziecka, wtedy łatwiej zrozumieć, jak poważne naruszenie obowiązków rodzicielskich musiałoby nastąpić, żeby oddzielenie dzieci od rodziców było mniejszym złem i miało jakikolwiek sens.
A skąd wiesz, że nie było ostatecznością, że nie było innego wyjścia? (tak naprawdę nie znamy sytuacji).
Dzieci odbiera się w wypadku drastycznej przemocy fizycznej, molestowania seksualnego oraz poważnego zagrożenia zdrowia - ale również w przypadku podejrzeń (np. wtedy gdy zachodzi podejrzenie, że dziecku dzieje się drastyczna krzywda) - to ostatnie budzi kontrowersje.
Moim zdaniem niesłusznie. Pytanie doi Ciebie.
czy masz coś przeciwko odebrania dziecka w sytuacji gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że jest np. maltretowane, co może zakończyć się nawet jego śmiercią?
- w sytuacji gdy zaniechanie prewencyjnego odebrania dziecka, gdy było tak rzeczywiście jak się podejrzewa grozi jego zdrowiu lub życiu?
Skąd wiesz ilu dzieciom ustawa pozwalająca prewencyjnie odbierać dzieci uratowala życie?
Pomyłki się zdarzają - ludzie nie są jasnowidzami - mogą się mylić.
Gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że dziecko jest maltretowane, wtedy można rozważyć odebranie dziecka rodzicom. Ale co to znaczy "uzasadnione". Że są jakieś przesłanki, siniaki na ciele dziecka, problemy z nauką. A przecież tutaj niczego takiego nie było, wręcz przeciwnie.
Natomiast (pytanie nie do mnie, ale odpowiem) czy mam bezgraniczne zaufanie do Gościa Niedzielnego? Jestem człowiekiem ograniczonym, więc raczej żadne moje uczucie czy odczucie nie jest bezgraniczne. Niemniej jednak Gość Niedzielny cieszy się moim bardzo dużym zaufaniem, największym spośród wszystkich czasopism. Nierzetelności, owszem, się zdarzają, bo tworzą to czasopismo również ludzie niedoskonali. Jednak są to drobne nierzetelności, nigdy nie łgarstwa.
ja też mam zaufanie do GN (pełnym go nazwać nie można)
, łgarstw żadnych w tym piśmie nie pamiętam (mimo, że moim hobby jest tropienie ich w prasie) natomiast przemilczenia pewnych faktów w artykulach i owszem.
Jest też dużo manipulacji polegających między innymi "sensacyjnych" tytułów, które wprowadzają w bład i nijak się mają do ich treści, ktora jest dużo mniej "sensacyjna" niż sugeruje to tytuł. To praktyka spotykana prawie we wszystkich czasopismach _GN, nie jest w tym odosobniony, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie.
Jest też sporo ocen różnych wydarzeń czy faktów, z jakimi się niezgadzam (to akurat jest całkiem naturalne i nie jest w żaden sposób zarzutem).
W ocenie sytuacji w tym wypadku też mogłabym mieć inne zdanie gdybym znała akta. Nie znam GN, zna - więc wstrzymuję się od wyrażenia swojego zdania w temacie.
Z tego co wiem GN zna sprawę, łącznie z papierami, z którymi się zapoznawali. Skoro nie przytoczyli innych stawiających rodzinę w złym świetle informacji to albo ich nie ma albo nic nie wnoszą do istoty sprawy. Przyjmijmy więc, że zabranie dzieci było niesłuszne i jest karą dla rodziców, np za postawienie się terapeutą lub sądowi.
Niestety GN cytuje tylko wyrwanie z kontekstu stwierdzenie z wniosku RODK do sądu - chodzi o (cytat):
zastrzeżenia do „warunków wychowawczych dzieci” i uznał, że rodzice „wadliwie funkcjonują w swoich rolach” oraz „nie zabezpieczają potrzeb emocjonalnych dzieci, co wpływa na ich rozwój emocjonalny”.
Nie znamy faktów jakie stoją za tymi stwierdzeniami (pewnie jakieś były, nie wiadomo jakie) i na jakiej podstawie zostaly sformułowane (a to kluczowe dla sprawy). Nie wiemy też jak sąd uzasadnił swoją decyzję.
"Skoro nie przytoczyli innych stawiających rodzinę w złym świetle informacji to albo ich nie ma albo nic nie wnoszą do istoty sprawy. Przyjmijmy więc, że zabranie dzieci było niesłuszne i jest karą dla rodziców, np za postawienie się terapeutą lub sądowi."
Masz takie bezgraniczne zaufanie do GN?
Ja nie (mimo, że cenię to pismo).
To takie czasopismo jak każde inne.
Zdarzają się nierzetelności dziennikarskie
jak wszędzie.
@jesienna: Jedna uwaga. Gdyby rzeczywiście odebranie dzieci rodzicom było uzasadnione, to powinno zostać wykonane już na samym początku. Niewiarygodne jest, aby kwestie zagrożenia życia lub molestowania wypłynęły dopiero po 15 spotkaniach. Skrajnie nieprawdopodobne jest też, żeby ktoś maltretujący lub molestujący własne dzieci z własnej woli udał się na terapię. Dla mnie, ojca pięciorga dzieci, decyzja ta jest haniebna i przerażająca.
Oczywiście - to o czym piszesz uprawdapadabnia stwierdzenie, że popełniono błąd. Ale jest też możliwy taki scenariusz:
absolutnie nie twierdzę, że tak było, to tylko takie "gdybanie"
mogło być tak, że nie odbierano dzieci mimo, że w rodzinie dzialo się źle (przemoc) bo rodzice byli szczerzy wobec psychoterapeutów i psychoterapeuci byli spokojni bo:
- wiedzieli na bierząco się dzieje w tej rodzinie
- mogli na bierząco oceniać stopień zagrożenie
- i natychmiast interweniować gdyby działo się coś złego.
- zagrożenie mijało w miarę postępów w terapii
Gdy rodzice przestali się pojawiać na terapii
- nie było juz nad tym co się dzieje w ich domu takiej kontroli - pojawiły się podejrzenia - że efekty terapii zostaly przez rodziców odrzucone,
więc niepokój o to czy nie dzieje się nic złego się istotnie zwiększył, pojawiły się obawy, obawy na tyle uprawdopodobniające "czarny scenariusz, że zdecydowano się dzieci odebrać.
Niepokoi mnie bardzo słowo "lanie" ktore pada w artykule.
To samo słowo padło w artykule GN broniącymi książek, ktore zalecały stosowanie kar cielesnych m.in "Jak wytrenować dziecko" (potem GN, z obrony tych książek się wycofał).
Tam słowo "lanie" oznaczało bicie niemowlęcia witką, a starszego dziecka pasem lub deską (!)
Jesienna. Masz racje, możliwych scenariuszy jest wiele. Podobne odczucia mam w stosunku do interpretacji słowa "lanie". Znam je dość dobrze z autopcji i jest to dość ciemny element moich wspomnień. Problem w tym, że troska urzędnicza z reguły (a obawiam się, że również z natury) ogranicza się do stosowania rozwiązań najprostrzych. Rozdzielenie rodziny jest najprostrzym sposobem na wyeliminowanie problemu, a do tego w dzisiejszych czasach słusznym ideologicznie. To, że dołoży się 10 innych problemów, prawdopodobnie dużo gorszych, kompletnie nie mieści się w kryteriach oceny urzędniczej. Nie wiem, czy słyszałaś stwierdzenie pewnego młodego człowieka, agresywnego blokersa z blokowiska Nowej Huty odnośnie ojca. "Wolałbym, żeby mnie tłukł. Przynajmniej bym wiedział, że mu zależy". Ojcowie nieobecni, bezstresowe wychowanie - takie problemy są obce urzędnikom. A młodych ludzi, którzy w ten sposób zostaną zdeprawowani, za kilka lat nazwie się zwyrodnialcami i pozamyka w więzieniach.
Masz rację, to jest najprostsze. Urzędnicy nie bilansują strat i zysków podejmując konkretne decyzje. I to jest źle. niestety od angażowania urzędników w takie sprawy się nie ucieknie. Zostaje lepsze szkolenie i nadzór nad ich pracą - również społeczny (poprzez piętnowanie bezduszności urzędniczej i urzędniczych błędów).
Znam ludzi stosujących przemoc, ktorzy sami z własnej woli zgłosili się na terapię.
Znam też takich, którzy dopiero na terapii przyznali się sami przed sobą, że stosują przemoc (wcześniej sami przed sobą takie zachowania usprawiedliwiali).
Znam przykład pracy kuratora sądowego i społecznego opraz pomocy społecznej, ktory w sytuacji, gdzie większość ludzi patrzących na to z zewnątrz byłaby za odebraniemn dziecka, otoczyli rodzinę taką opieką i wsparciem, że dziecko mogło zostać w rodzinie (a raczej z ojcem - matka zdecydowała się odejść).
Tak, znamy akta dotyczące tej sprawy i z pełnym przekonaniem i odpowiedzialnością stoimy na stanowisku, że dzieci powinny pozostać w domu, z rodzicami.
Czyli stowarzyszenie, jak mozna przeczytac z komentarzy internautow, pod agida koscielna postapilo nieprawidlowo? To dlaczego Pani Moniko nie ma ani slowa w artykulach GN kim byli owi psychologowie? Bo to mogloby intytucje koscielna w zlym swietle postawic, a tak to mozna na Sadzie Rodzinnym (czyli panstwowym) psy wieszac?
I to jest jak najbardziej rzetelne, dziennikarskie podejscie?
Zarzut nierzetelności nieco absurdalny - cały czas piszemy, że kłopoty zaczęły się od podjęcia terapii w Krakowskim Ośrodku Psychoterapii - więc nie tylko "psy wieszamy" na sądzie, ale pokazujemy, skąd się sprawa wzięła. A Siemacha tylko KIP prowadzi - terapeuci, którzy sprawę skierowali do sądu podlegają kierownikowi swojej filii (ul. Podbrzezie), nie ks. Augusyńskiemu. I tylko prowadzi, bo ośrodek podlega też MOPS, a proponowana tam terapia - co kilkakrotnie usłyszeliśmy w MOPS - jest "neutralna", a nie o światopogląd (katolicki bądź inny).
nie podalibyście dokładnej nazwy (w takim brzmieniu, że każdy mógły się zorientować o jaką instytucję chodzi - tzn. nazwę pod jaką jest powszechnie znana)
gdyby za sprawą stała jakaś instytucja nie ciesząca się, delikatnie mówiąc, Waszą sympatią (z różnych względów)?
Nie byłoby artykułu z wielkim tytułem, "sąd odebrał rodzicom dzieci na wniosek psychologów z fundacji "XX".
A w treści dokładnego wyjaśnienia dla niezorientowanych, kto za organizacją stoi?
@jesienna: Szczerze i z ręką na sercu - ten tekst powstawał na dwa pióra, przez kilka dni, był kilkakrotnie zmieniany, dopisywany, prowadziliśmy w związku z nim wiele rozmów i ostatnie na co najwidoczniej zwróciliśmy uwagę to nazwa Siemacha. Od początku mówiliśmy o Krakowskim Instytucie Psychoterapii i tak zostało. A tak naprawdę wszyscy i tak wiedzieli, że to Stowarzyszenie prowadzi KIP, to nie było tajemnicą ani my nie myśleliśmy żeby ten fakt pomijać. jeśli dla Czytelników to jest nadal ważne, to w wersji internetowej, czyli tu, w każdej chwili możemy to dopisać (i zaraz to zrobię). Choć nie da się ukryć, że to i tak niczego nie zmienia - sąd przekazał sprawę dalej, wydał wyrok, nakazał odebranie dzieci i od sądu zależy, co dalej. Oby za tydzień była radość, że dramat dzieci zmierza ku końcowi i mogą opuścić dom dziecka. to jest najważniejsze.
Pytasz, czy "gdyby za sprawą stała jakaś instytucja nie ciesząca się, delikatnie mówiąc, Waszą sympatią (z różnych względów), to czy nie byłoby artykułu z wielkim tytułem, "sąd odebrał rodzicom dzieci na wniosek psychologów z fundacji "XX". A w treści dokładnego wyjaśnienia dla niezorientowanych, kto za organizacją stoi?" -> Byłby dokładnie taki tekst, jak i teraz powstał. jak najbardziej rzetelny i porządkujący fakty. i stawiający na dobro dziecka i rodziny, co widać już w tytule (pierwotnym, Dla "dobra dziecka"). Dom dziecka dobrem dla dzieci państwa Bajkowskich nie jest, dobrem jest koniec koszmaru i powrót do domu.
Co do pierwszego - wierzę w Waszą rzetelność i jak nalepsze intencje.
Oraz wierzę w to, że pominięcie nazwy "siemacha" nie było zabiegiem zamierzonym.
Co do drugiego... hm, no nie wiem, może Wy jako Wy (tzn. autorzy tego tekstu) byście nie wykorzystali okazji "dokopania" organizacji jakiej "nie lubicie".
Natomiast przypuszczam, że w redakcji GN znalazłby się ktoś kto jednak okazję taką skwapliwie by wykorzystał.
Nie śledzę kto podpisuje się pod artykulami. Ale wiem, że w GN natykam się na artykuły w których zauważyłam nie raz to o czym piszę.
Życzę powodzenia w dalszym śledzeniu sprawy aż do szczęśliwego finału.
Rozumiem. Dalej pozostaję w pewnien sposób "nieufna" wobec oceny sytuacja przedstawinej w artykule, ale skoro znacie akta to moja "nieufność" jest znacząco mniejsza.
Do 20 marca sąd odroczył dzisiaj rozpoznanie zażalenia państwa Bajkowskich dotyczące natychmiastowego umieszczenia ich synów w domu dziecka W tej sytuacji co najmniej do przyszłej środy zostaną oni w domu dziecka.
Pamiętajmy, że psycholodzy którzy zemścili się na pp.Bajkowskich i ich dzieciach są zatrudnieni przez krakowskie stowarzyszenie "Siemacha". To tam zwrócili się po pomoc pp.Bajkowscy i tam zamiast pomocy znaleźli koszmar. Tylko że tym stowarzyszeniem kieruje ks. Andrzej Augustyński CM. Smutne.
Krakowski Instytut Psychoterapii to jeden z trzech "filarów" działań "Siemachy" przedstawionych na ich stronach. To, że wewnętrznie KIP ma swoje oddziały z szefami nie znaczy, że za całość działań nie odpowiada "Siemacha" i jej szef. KIP to edna z części "Siemachy" a nie samodzielny byt.
To, że ks.Augustński milczy, "Siemacha" milczy a na FB kasuje niewygodne dla siebie pytania i banuje użytkowników a Gość Niedzielny milczy o tym, że w stowarzyszeniu zarządzanym przez katolickiego księdza lewacy walczą z rodziną to zamiatanie sprawy pod dywan.
O tym co się stało podczas terapii rodziny Bajkowskich w KIP piszemy cały czas, a nie milczymy i nie zamiatamy sprawy pod dywan. raczej rodziny Bajkowskich bronimy.co robi na FB Siemacha - nie wiem. proszę zauważyć jeden fakt - gdyby ks. Augustyński chciał patrzeć na ręce każdemu z wielu wychowawców w DOS czy teraputów w KIP, angażować się w każdą ze spraw, czy czytać wszystkie dokumenty, to po pierwsze nie starczyłoby mu na to dni, miesięcy ani lat, a po drugie jest to formalnie nie możliwe. wychowawcy mają nad sobą kierowników oddziałów, terapeuci ze wszystkich oddziałów KIP mają superwizorów i kierowników. z pełnym przekonaniem - dopóki sprawa nie trafiła do sądu i nie została nagłośniona przez media, ks. Augustyński nawet nie musiał o niej wiedzieć, nie ma takiego obowiązku, ani teraz nie musi jej komentować. Analogia - gdyby redaktor naczelny naszej gazety pytał każdego z dziennikarzy ze wszystkich oddziałów z całej Polski o czym piszą i czym się zajmują, byłoby to zupełne nieporozumienie - od tego są kierownicy oddziałów.
No nie całkiem tak - gdyby się okazało, że są bardzo poważne zarzuty wobec jednego z dziennikarzy GN i sprawa jest głośna to może powinien się odezwać??
@ jesienna: tak, pewnie wtedy byłoba rekacja szefa. w tej sprawie problem jest tym, że zgodnie z prawem terapuci mogli skierować sprawę do sądu - niestety, takie są przepisy i komentarz szefa Siemachy ich nie zmieni. Niestety, bo to, czy mieli ku temu powody, to inna bajka, o czym piszemy w tekście, i o czym rodzice mówią w naszej i innych publikacjach. stanowisko GN jest jasne i cały czas powtarzamy, że dziennikarze stoją za rodziną murem. czekamy na powrót dzieci do domu, bo tam być powinny. od wczoraj jest na to nadzieja.
Najprawdopodobniej pomylili się w ocenie sytuacji.
Sąd musiał się sprawą zająć, bo ją zgłosili a ich opinia była w tej sprawie bardzo istotna, choć pewnie nie jedyna.
Sprawa nie w ustawie umożliwiającej odbieranie dzieci (ta pewnie uratowała zdrowie i życie niejednego dziecka), ale w najprawdopodobniej blędnej ocenie przez sąd tego, na ile poważne jest zagrożenie.
Nie usprawiedliwiam w tej sprawie nikogo, ale trzeba pamiętać, że nie robi błędów tylko ten co siedzi z założonymi rękami i nic nie robi, wtedy możliwość popełnienia pomyłki jest zerowa, ale chyba nie o to nam chodzi, prawda?
Na bieżąco monitorować nie może za to teraz o sprawie na pewno wie. I co? I gucio! Zarówno "terapeuci" jak i ich przełożony nadal są pracownikami "Siemachy". Gdyby ktoś przeze mnie zatrudniany wykonałby taki numer umowa z nim zostałaby rozwiązana ze skutkiem natychmiastowym. Atu co? Gucio. Byleby cichosza i 1% z PIT na odbieranie następnych dzieci i synekurki dla pseudoterapeutów.
Nie czytałem wszystkich komentarzy, więc może już ktoś to napisał.
Gdyby to rodzice tych chłopców wzięli np. jednego z nich z obu stron za ręce i przy głośnych jego sprzeciwach, aby np. zaprowadzić go do szkoły to uznano by to za przemoc bez usprawiedliwienia, ale kiedy robią to obcy faceci na zlecenie DURNEGO sędziego to jest to dla dobra dziecka. CHORE!!
Jesienna, osoby ze wspomnianej organizacji robią sporo dobrych rzeczy, także w ramach terapii i szkoleń z psychoterapii. Nie wydaje mi się, aby był to monolit pod względem światopoglądowym. Ale uważam, że jednak w tej sprawie doszło do błędu i nadużycia władzy ze strony terapeutów zatrudnionych przez te organizację. Co zresztą podkopuje zaufanie do ogółu praktyków z tej dziedziny!
Jesienna, osoby ze wspomnianej organizacji robią sporo dobrych rzeczy, także w ramach terapii i szkoleń z psychoterapii. Nie wydaje mi się, aby był to monolit pod względem światopoglądowym. Ale uważam, że jednak w tej sprawie doszło do błędu i nadużycia władzy ze strony terapeutów zatrudnionych przez te organizację. Co zresztą podkopuje zaufanie do ogółu praktyków z tej dziedziny!
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Ale ślepe, bezmyślne pisanie takich bzdur. Jaki to ma sens?
Kto nie dał synowi klapsa niech pierwszy rzuci kamień.
To już nie żarty, niedługo będzie tak jak w Skandynawii: dziecko przyjdzie do szkoły w podartych spodniach - trafi do rodziny zastępczej.
Agesja i nieumiejętność radzenia sobie z emocjami przechodzi na następne pokolenie. Z każdym uderzeniem dziecka oddalasz się od niego i nic tego nie zmieni. Bardzo dobrze, że istnieją teraz kursy, na których rodzice stosujący agresję fizyczną w stosunku do swoich dzieci, są uczeni innego rozwiązywania problemów.
Moje różne błędy uczą mnie przepraszać, wracać do punktu wyjścia i budować od nowa lepsze porozumienie. Trudne sytuacje, których nie udało mi się uniknąć pokazały mi coś jeszcze - doświadczyłam przebaczenia, na które, wydawało mi się, nie zasłużyłam. Również polecam warsztaty dla rodziców, zwłąszcza te pod hasłem "szkoła dla rodziców". Zwracam jednak uwagę, że są to programy w znacznym stopniu wspomagające autorefleksję, bazujące na zachęcaniu, a nie na donoszeniu na kogokolwiek z powodu braku pełnego przekonania co do proponowanych metod czy trudności w pełnym odejściu od kar fizycznych.
W audycji na antenie radia pojawił się ktoś, kogo przedstawiono jako "politologa", a na mnie sprawiał wrażenie zwykłego polit-agitatora. Zresztą sporo takich tam się pojawiało, żeby tłumaczyć różne decyzje PO.
Ten to oświadczył, że ustawa nie jest groźna, bo "nie będzie stosowana". Argument kuriozalny. Dzisiejsze zdarzenie jest do tego tłumaczenia najlepszym komentarzem.
Od tamtego czasu nie słucham Radia Plus Józef.
- dziecko odebrał sąd a nie pracownicy opieki społecznej.
A wiesz jak to wyglądało
zanim wprowadzono ustawę,
którą tak krytykujesz?
Trzymiesięczne dziecko, pijany facet i jego konkubina, awantura w mieszkaniu (nie pierwsza zresztą), wózek z dzieckiem wyrzucony z impetem
z mieszkania zjeżdża po schodach zatrzymując się na półpiętrze, kobieta zabiera dziecko do domu, dalej awantura, powtórka sytuacji z wózkiem.
Dzwonię na policję - policja bezradna.
Bez wyroku sądu nie można zabrać dziecka.
A jest godzina 2 w nocy.
Chcą zabrać kobietę w z dzieckie
w bezpieczne miejsce - ta odmawia.
Błagam policjanów, żeby nie odjeżdżali.
Myslą, myślą, w końcu dzwonią po pogotowie.
Przyjeżdża lekarz - bez słów orientuje się
w sytuacji.
Stwierdza u dziecka wysoką gorączkę,
żeby móc zabrać dziecko do szpitala
gdzie będzie bezpieczne zanim
sąd wyda decyzję.
A co by bylo, gdyby policjanci
nie wpadli na pomysł z lekarzem
albo lekarz okazał się mniej domyślny?
Do niedawna, ogólne przeświadczenie było takie, za każdy jest z natury całkowicie wolny, ale wszyscy wydzielamy z naszej wolności obszary, które w swojej wolności oddajemy pod nadzór instytucji rządowych dla zachowania dobra wspólnego. Taki obraz rzeczy wyraźnie zanika na rzecz sytuacji w której wszystko jest pod kontrola państwa, a tylko male rzeczy są łaskawie zostawione (póki co) w gestii ludzi.
A ludzie rechoczą jak co dzień do telewizora i mało ich to wszystko obchodzi. Byle był dostatek żarcia i rozrywki.
http://www.petycjeonline.com/bajkowscy
Zachęcam wszystkich do poparcia.
Kontakt z Rzecznikiem Praw Dziecka odbywa się za pośrednictwem Biura Rzecznika Praw Dziecka. Wszystkie sprawy mogą Państwo kierować osobiście, za pośrednictwem poczty elektronicznej, telefonicznie lub wysyłając list. Rzecznik gwarantuje zachowanie poufności uzyskanych informacji (należy to zaznaczyć we wniosku). Oto adres:
Rzecznik Praw Dziecka
ul. Przemysłowa 30/32
00-450 Warszawa
telefon: (22) 583 66 00
fax: (22) 583 66 96
Biuro jest czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 08.15 - 16.15.
Adres poczty elektronicznej:
rpd@brpd.gov.pl
Zgodnie z przepisami ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka oraz Konstytucją RP - Rzecznik nie zastępuje instytucji i organów odpowiedzialnych za podejmowanie działań związanych z ochroną praw dzieci m.in. organów rządowych, w szczególności: Ministra Zdrowia, Sprawiedliwości, Spraw Wewnętrznych i Administracji, Edukacji Narodowej, Pracy i Polityki Społecznej oraz podległych im jednostek, a także instytucji samorządowych takich, jak: ośrodki pomocy społecznej, domy dziecka, placówki oświatowe.
To wskazane podmioty wykonują działania zapewniające dzieciom pełny i harmonijny rozwój, np. o charakterze edukacyjnym, socjalnym, czy zdrowotnym. Odpowiadają również za poszanowanie godności i podmiotowości dziecka m.in. w toku procesów sądowych.
Natomiast jeśli Rzecznik Praw Dziecka uzyska informację lub dostrzeże naruszenie praw i dobra dziecka podejmuje czynności, które są przewidziane w ustawie:
1) zwraca się do organów władzy publicznej, organizacji lub instytucji o złożenie wyjaśnień i udzielenie niezbędnych informacji, a także o udostępnienie akt i dokumentów;
2) zwraca się do właściwych organów, w tym Rzecznika Praw Obywatelskich, organizacji lub instytucji o podjęcie prawidłowych działań na rzecz dziecka z zakresu ich kompetencji;
Kiedyś stanąłem w obronie mojej córki w wiejskiej szkole podstawowej, która była szykanowana przez nauczyciela muzyki (dodam tylko, że córka była najlepszą uczennicą w całej gminie). A pani dyrektor na to, że zastanowi się czy nie przydzielić naszej rodzinie kuratora ... Była czerwona aktywistka poczuła się znowu przy władzy ponieważ jest odpowiedni paragraf - dzieci można odebrać a potem sprawdzić czy było to słuszne. Jak się potem okazało,pani była "w specjalnych układach" z panem muzykiem... Nie dałem sobie w kasze dmuchać i swego dopiąłem. Myślę, że byliśmy "trochę podejrzani", ponieważ mamy piątkę dzieci, a to już przecież zakrawa na patologię.
Brońcie swoich dzieci.
"Na początku jedna nauczycielka przyszła na lekcji na angielskim i powiedziała, że idziemy do dyrektorki. Myślałem, że to na kolejną taka rozmowę (…). Potem ona nas przyprowadziła pod szatnię a tam czekali źli... Piotrek był już wcześniej wzięty i czekał na nas w samochodzie. A ja ze Staszkiem… Na początku próbowali nas przekonać żebyśmy szli, ale później zaczęli wyrywać nas siłą. Oni powiedzieli „no choć pokażesz nam gdzie masz kurtę”. Powiedziałem nie. Wtedy mnie policjant wziął za jedną rękę drugi za drugą. Trzymali mnie tak, że rękoma nie mogłem ruszyć. Zabrali nam telefony, gdy próbowaliśmy zadzwonić. Potem krzyknąłem pomocy i nikt nie usłyszał bo była lekcja i byliśmy na korytarzu i tam nikogo nie było. (…)" cytat za www.niezalezna.pl
Czy to nie jest przemoc wobec dzieci? Sady i policja wiedzą lepiej, czego dzieciom i rodzinie potrzeba?
Tak wygląda liberalne państwo po pięciu latach rządów PO-PSL.
Powinni przygotować chłopców, że przez jakiś czas zostaną umieszczeni w ośrodku opiekuńczym uspakajając przy tym, że taka jest wprawdzie decyzja sądu, ale sprawa się na pewno wyjaśni i wrócą do domu (pewnie by w końcu tak rzeczywiście się stało).
Sami powinni odprowadzić chłopców do ośrodka, uściskać i pocałować chłopców na pożegnanie i powiedzieć, że są dzielni i na pewno sobie poradzą
To są duzi chłopcy - na pewno by zrozumieli.
I obyło by się bez traumy związanym z "rozwiązaniem siłowym".
Co robią rodzice?
Sprzeciwiają się decyzji sądu w głupi sposób
(po prostu uniemożliwiając wykonanie
decyzji sądu). Nie rozmawiają z chłopcami, nic im nie wyjaśniają, nie przygotowują na rozstanie....
A może by tak ktoś zajął się napisaniem poradnika dla rodziców w podobnej sytuacji, może jakiś psycholog+prawnik.
Może by w tym poradniku znalazło
się coś na temat:
- Jak wyjaśniać dzieciom zaistniałą sytuację,
- jak przygotowywać na pobyt w ośrodku
wychowawczym
- jak przekonać ich, że to tylko "na tymczasem".
- jak radzić sobie z emocjami związanymi z
sytuacją by pod ich wpływem nie podejmować
nieracjonalnych decyzji i nie przenosić
swoich emocji na dzieci
itp.
+ porady prawne co robić w tej sytuacji i
gdzie w tej sytuacji szukać pomocy i wspacia
A może dobrze by bylo gdyby była osoba pełniąca
rolę "rzecznika praw rodzica" (lub czegoś w tym
rodzaju) i wprowadzić obowiązek informowania
każdego rodzica, ktoremu sąd chce ograniczyć/
odebrać prawa lub już to zrobił, o istnieniu
takiego rzecznika (i informowania jak się z nim
skontaktować)?
jak mam wytłumaczyć dziecku, że sprawa się wyjaśni, jeśli:
- nie wiem jaka będzie decyzja sądu w przyszłości (wrócą, nie wrócą)
- nie wiem, kiedy sąd zajmie się apelacją.
Statusu niepewności jutra niczym nie da się wyjaśnić. Nie ma odpowiedzi na podstawowe dla dziecka pytanie: na jak długo... A kiedy dziecko zacznie tracić nadzieję, że znów wróci do rodziców..?
- jak mogę wiarygodnie zapewnić dziecko, że zrobię wszystko, żeby je odzyskać (to istotny wyraz miłości rodzicielskiej) skoro bez protestów oddaję je do domu dziecka
- i najważniejsza sprawa: jak mam wytłumaczyć spokojnie dziecku, że je oddaję, bo sąd tak chciał, jeśli całym sercem z tą decyzją się nie zgadzam, i uważam ją za krzywdzącą dla dziecka?
No i zwróćmy uwagę na upływ czasu:
postanowienie o odebraniu dzieci jest z 30 stycznia. Sąd zajmie się sprawą merytorycznie dopiero 11 kwietnia, więc po upływie ponad 2 miesięcy. !!!
Sąd ma czas....
W sprawie zażalenia sąd też nie uznał, że w interesie dzieci jest szybkie działanie. Sprawę o uchylenie wykonalności najpierw wyznaczył na 11 marca ((a co się działo w lutym?) a potem i tak odroczył na 10 dni. Dziesięć być może dalszych niepotrzebnych dni w domu dziecka. A co sąd robił do 11 marca? Nie mógł zarządzić sprawdzenia sytuacji u babci wcześniej?
Moim zdaniem nie da się uczciwie i bezboleśnie przygotować dzieci na taką traumę. T to traumę podwójną: raz, że odbiera się ich od rodziców i dwa - że nie wiadomo jaki będzie ich los, i kiedy do tych rodziców wrócą.
A miało być tak, że w sprawach dzieci sąd może (a w niektórych sytuacjach musi) wyznaczyć rozprawę w dniu kiedy wpłynie wniosek!
Jak widać sąd jest szybki w zabieraniu dzieci
(i dobrze, nie jednemu dziecku to uratowało zycie), ale bardzo powolny w skwestii jak trzeba wyjaśnianiać wątpliwości i rozpatrywać odwołania.
Przyznaję, w tej konkretnej sytuacji niewiele dało się zrobić, ale może chociaż tyle by można, by dzieci nie czuły się zaskoczone tym, że zostaną zabrane do ośrodka opiekuńczego?
1/umyślne zabójstwo
2/grzech sodomski
3/uciskanie ubogich, wdów i sierot
4/zatrzymywanie zapłaty robotnikom
Co jednak bynajmniej nie oznacza, jakoby ten kto się do tego porwania dzieci przyczynił nie popełnił grzechu.
Co myśli dorosły, współczesny człowiek, który wysyła dziecko na dworzec pkp samodzielnie, niech sobie pojedzie, a może dojedzie?
Może to jest powszechne - jestem autentycznie ciekawy - co myśli taki człowiek? Co jest w jego wyobraźni w takim momencie?
Co jeszcze tam się działo? Czy wiemy wszystko?
Dziecko samo w pociągu to nie jest normalność - to jest skrajne zaniedbanie.
Nie tak dawno zamordowano dorosłą kobietę w pociągu. Nie walczyła o swoje życie dość werbalnie, teraz jej nie ma, a mogła być.
Ale co tam, twojemu dziecku się to na pewno nie przytrafi, bo ono ma charakter. Poza tym, na filmach kręconych w PRL-u życie było piękne, ludzie wspaniałomyślni i nikomu nigdy nie działa się krzywda (no chyba, że bandytom, łapanym przez odważnych Milicjantów).
Zastanów się czasem.
Po mojemu ludzie powinni kierować się zawsze rozumem i sercem a nie jakimiś sezonowymi procedurami. Państwo nie jest od rozwiązywania pojedynczych przypadków i do każdej sytuacji prawa nie dostosuje.
Jak ten świat zdziczał, żeby przedszkolak nie mógł normalnie piwa w sklepie kupić.
I jeszcze bezczelnie żądają z plakatów i bilboardów 1% z PIT!
Nie mozna wyrzucać do kosza wszyskiego co robi ta organizacja, z powodu nadgorliwości lub pomyłki w ocenie sytuacji dwójki psychologów.
Znasz organizację gdzie pracują wyłącznie ludzie, którzy zawsze podejmują trafne decyzje?
Tacy za przeproszeniem , pożyteczni idioci jak Ty biorą ospowiedzialnosć za haniebne ustawy przepychane w Polsce rękami "katolickich" polityków dbających o rodzinę. Ani Tusk ani Komorowski , który podpisał tą haniebną ustawę , nazwaną ustawą nacjonalizacyjną nie niszczyli by tego społeczeństwa bez mandatu , który im dali tacy jak Ty.
Dzieci odbiera się w wypadku drastycznej przemocy fizycznej, molestowania seksualnego oraz poważnego zagrożenia zdrowia - ale również w przypadku podejrzeń (np. wtedy gdy zachodzi podejrzenie, że dziecku dzieje się drastyczna krzywda) - to ostatnie budzi kontrowersje.
Moim zdaniem niesłusznie.
Pytanie doi Ciebie.
czy masz coś przeciwko odebrania dziecka w sytuacji gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że jest np. maltretowane, co może zakończyć się nawet jego śmiercią?
- w sytuacji gdy zaniechanie prewencyjnego odebrania dziecka, gdy było tak rzeczywiście jak się podejrzewa grozi jego zdrowiu lub życiu?
Skąd wiesz ilu dzieciom ustawa pozwalająca prewencyjnie odbierać dzieci uratowala życie?
Pomyłki się zdarzają - ludzie
nie są jasnowidzami - mogą się mylić.
Natomiast (pytanie nie do mnie, ale odpowiem) czy mam bezgraniczne zaufanie do Gościa Niedzielnego? Jestem człowiekiem ograniczonym, więc raczej żadne moje uczucie czy odczucie nie jest bezgraniczne. Niemniej jednak Gość Niedzielny cieszy się moim bardzo dużym zaufaniem, największym spośród wszystkich czasopism. Nierzetelności, owszem, się zdarzają, bo tworzą to czasopismo również ludzie niedoskonali. Jednak są to drobne nierzetelności, nigdy nie łgarstwa.
, łgarstw żadnych w tym piśmie nie pamiętam
(mimo, że moim hobby jest tropienie ich w prasie)
natomiast przemilczenia pewnych faktów w artykulach i owszem.
Jest też dużo manipulacji polegających między innymi "sensacyjnych" tytułów, które wprowadzają w bład i nijak się mają do ich treści, ktora jest dużo mniej "sensacyjna" niż sugeruje to tytuł.
To praktyka spotykana prawie we wszystkich czasopismach _GN, nie jest w tym odosobniony, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie.
Jest też sporo ocen różnych wydarzeń czy faktów, z jakimi się niezgadzam (to akurat jest całkiem naturalne i nie jest w żaden sposób zarzutem).
W ocenie sytuacji w tym wypadku też mogłabym mieć inne zdanie gdybym znała akta. Nie znam GN, zna - więc wstrzymuję się od wyrażenia swojego zdania w temacie.
zastrzeżenia do „warunków wychowawczych dzieci” i uznał, że rodzice „wadliwie funkcjonują w swoich rolach” oraz „nie zabezpieczają potrzeb emocjonalnych dzieci, co wpływa na ich rozwój emocjonalny”.
Nie znamy faktów jakie stoją za tymi stwierdzeniami (pewnie jakieś były, nie wiadomo jakie) i na jakiej podstawie zostaly sformułowane (a to kluczowe dla sprawy). Nie wiemy też jak sąd uzasadnił swoją decyzję.
piszesz:
"Skoro nie przytoczyli innych stawiających rodzinę w złym świetle informacji to albo ich nie ma albo nic nie wnoszą do istoty sprawy. Przyjmijmy więc, że zabranie dzieci było niesłuszne i jest karą dla rodziców, np za postawienie się terapeutą lub sądowi."
Masz takie bezgraniczne zaufanie do GN?
Ja nie (mimo, że cenię to pismo).
To takie czasopismo jak każde inne.
Zdarzają się nierzetelności dziennikarskie
jak wszędzie.
Oczywiście - to o czym piszesz uprawdapadabnia stwierdzenie, że popełniono błąd. Ale jest też możliwy taki scenariusz:
absolutnie nie twierdzę, że tak było, to tylko takie "gdybanie"
mogło być tak, że nie odbierano dzieci mimo, że w rodzinie dzialo się źle (przemoc) bo rodzice byli szczerzy wobec psychoterapeutów i psychoterapeuci byli spokojni bo:
- wiedzieli na bierząco się dzieje w tej rodzinie
- mogli na bierząco oceniać stopień zagrożenie
- i natychmiast interweniować gdyby działo się coś złego.
- zagrożenie mijało w miarę postępów w terapii
Gdy rodzice przestali się pojawiać na terapii
- nie było juz nad tym co się dzieje w ich domu takiej kontroli - pojawiły się podejrzenia - że efekty terapii zostaly przez rodziców odrzucone,
więc niepokój o to czy nie dzieje się nic złego się istotnie zwiększył, pojawiły się obawy, obawy na tyle uprawdopodobniające "czarny scenariusz, że zdecydowano się dzieci odebrać.
Niepokoi mnie bardzo słowo "lanie" ktore pada w artykule.
To samo słowo padło w artykule GN broniącymi książek, ktore zalecały stosowanie kar cielesnych m.in "Jak wytrenować dziecko" (potem GN, z obrony tych książek się wycofał).
Tam słowo "lanie" oznaczało bicie niemowlęcia witką, a starszego dziecka pasem lub deską (!)
Znam ludzi stosujących przemoc, ktorzy sami z własnej woli zgłosili się na terapię.
Znam też takich, którzy dopiero na terapii przyznali się sami przed sobą, że stosują przemoc (wcześniej sami przed sobą takie zachowania usprawiedliwiali).
Znam przykład pracy kuratora sądowego i społecznego opraz pomocy społecznej, ktory w sytuacji, gdzie większość ludzi patrzących na to z zewnątrz byłaby za odebraniemn dziecka, otoczyli rodzinę taką opieką i wsparciem, że dziecko mogło zostać w rodzinie (a raczej z ojcem - matka zdecydowała się odejść).
Jak się chhce to się da ...
Trzeba chcieć.
To dlaczego Pani Moniko nie ma ani slowa w artykulach GN kim byli owi psychologowie?
Bo to mogloby intytucje koscielna w zlym swietle postawic, a tak to mozna na Sadzie Rodzinnym (czyli panstwowym) psy wieszac?
I to jest jak najbardziej rzetelne, dziennikarskie podejscie?
nie podalibyście dokładnej nazwy
(w takim brzmieniu, że każdy mógły się zorientować o jaką instytucję chodzi
- tzn. nazwę pod jaką jest powszechnie znana)
gdyby za sprawą stała jakaś instytucja nie ciesząca się, delikatnie mówiąc, Waszą sympatią
(z różnych względów)?
Nie byłoby artykułu z wielkim tytułem,
"sąd odebrał rodzicom dzieci na wniosek
psychologów z fundacji "XX".
A w treści dokładnego wyjaśnienia dla niezorientowanych, kto za organizacją stoi?
Pytasz, czy "gdyby za sprawą stała jakaś instytucja nie ciesząca się, delikatnie mówiąc, Waszą sympatią (z różnych względów), to czy nie byłoby artykułu z wielkim tytułem, "sąd odebrał rodzicom dzieci na wniosek psychologów z fundacji "XX". A w treści dokładnego wyjaśnienia dla niezorientowanych, kto za organizacją stoi?"
-> Byłby dokładnie taki tekst, jak i teraz powstał. jak najbardziej rzetelny i porządkujący fakty. i stawiający na dobro dziecka i rodziny, co widać już w tytule (pierwotnym, Dla "dobra dziecka"). Dom dziecka dobrem dla dzieci państwa Bajkowskich nie jest, dobrem jest koniec koszmaru i powrót do domu.
Oraz wierzę w to, że pominięcie nazwy "siemacha" nie było zabiegiem zamierzonym.
Co do drugiego... hm, no nie wiem,
może Wy jako Wy (tzn. autorzy tego tekstu) byście nie wykorzystali okazji "dokopania" organizacji jakiej "nie lubicie".
Natomiast przypuszczam, że w redakcji GN znalazłby się ktoś kto jednak okazję taką skwapliwie by wykorzystał.
Nie śledzę kto podpisuje się pod artykulami.
Ale wiem, że w GN natykam się na artykuły w których zauważyłam nie raz to o czym piszę.
Życzę powodzenia w dalszym śledzeniu sprawy
aż do szczęśliwego finału.
W tej sytuacji co najmniej do przyszłej środy zostaną oni w domu dziecka.
Krakowski Instytut Psychoterapii to jeden z trzech "filarów" działań "Siemachy" przedstawionych na ich stronach. To, że wewnętrznie KIP ma swoje oddziały z szefami nie znaczy, że za całość działań nie odpowiada "Siemacha" i jej szef. KIP to edna z części "Siemachy" a nie samodzielny byt.
To, że ks.Augustński milczy, "Siemacha" milczy a na FB kasuje niewygodne dla siebie pytania i banuje użytkowników a Gość Niedzielny milczy o tym, że w stowarzyszeniu zarządzanym przez katolickiego księdza lewacy walczą z rodziną to zamiatanie sprawy pod dywan.
proszę zauważyć jeden fakt - gdyby ks. Augustyński chciał patrzeć na ręce każdemu z wielu wychowawców w DOS czy teraputów w KIP, angażować się w każdą ze spraw, czy czytać wszystkie dokumenty, to po pierwsze nie starczyłoby mu na to dni, miesięcy ani lat, a po drugie jest to formalnie nie możliwe. wychowawcy mają nad sobą kierowników oddziałów, terapeuci ze wszystkich oddziałów KIP mają superwizorów i kierowników. z pełnym przekonaniem - dopóki sprawa nie trafiła do sądu i nie została nagłośniona przez media, ks. Augustyński nawet nie musiał o niej wiedzieć, nie ma takiego obowiązku, ani teraz nie musi jej komentować. Analogia - gdyby redaktor naczelny naszej gazety pytał każdego z dziennikarzy ze wszystkich oddziałów z całej Polski o czym piszą i czym się zajmują, byłoby to zupełne nieporozumienie - od tego są kierownicy oddziałów.
Najprawdopodobniej pomylili się
w ocenie sytuacji.
Sąd musiał się sprawą zająć, bo ją zgłosili
a ich opinia była w tej sprawie bardzo istotna,
choć pewnie nie jedyna.
Sprawa nie w ustawie umożliwiającej odbieranie dzieci (ta pewnie uratowała zdrowie i życie niejednego dziecka), ale w najprawdopodobniej blędnej ocenie przez sąd tego, na ile poważne jest zagrożenie.
Nie usprawiedliwiam w tej sprawie nikogo, ale trzeba pamiętać, że nie robi błędów tylko ten co siedzi z założonymi rękami i nic nie robi, wtedy możliwość popełnienia pomyłki jest zerowa, ale chyba nie o to nam chodzi, prawda?
Gdyby to rodzice tych chłopców wzięli np. jednego z nich z obu stron za ręce i przy głośnych jego sprzeciwach, aby np. zaprowadzić go do szkoły to uznano by to za przemoc bez usprawiedliwienia, ale kiedy robią to obcy faceci na zlecenie DURNEGO sędziego to jest to dla dobra dziecka. CHORE!!
(trzeba skopiować do przeglądarki)
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/krakow/sprawa-odebrania-dzieci-rodzinie-bajkowskich-wraca,1,5465361,region-wiadomosc.html
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.