Żal imprezy tak mocno związanej z krakowską kulturą. To precedens, czy zapowiedź dalszych cięć?
Dopóki tylko mówi się o możliwych problemach finansowych, dopóty można traktować takie ostrzeżenia czysto teoretycznie i nie przejmować się nimi zgodnie ze staropolską zasadą „jakoś to będzie”. Dopiero gdy z powodu braku wystarczających funduszy trzeba odwołać jakieś wydarzenie, przekonujemy się, że wcześniejsze przestrogi nie były typowymi „strachami na Lachy”, ale wyrazem realizmu formułujących je osób.
Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia w Krakowie, o którego zadłużeniu i sporych kłopotach finansowych - także w dziedzinie kultury - sporo się ostatnio słyszy i czyta. Właśnie okazało się, że ofiarą finansowej mizerii padł Grechuta Festival, odbywający się zawsze z okazji przypadającej 9 października rocznicy śmierci krakowskiego artysty (zmarł sześć lat temu).
Owszem, w piwnicach hotelu Pod Różą przy ulicy Floriańskiej spotkają się przyjaciele autora „Korowodu” (m.in. Karolina Leszko - zwyciężczyni festiwalu z 2009 roku, Andrzej i Jacek Zielińscy - liderzy zespołu Skaldowie, jazzman Wojciech Majewski, Grzegorz Turnau, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Leszek Aleksander Moczulski), ale nie będzie finału dorocznego konkursu na interpretację piosenek z repertuaru Grechuty oraz towarzyszacych mu recitali uznanych piosenkarzy.
- Czy to sytuacja precedensowa, czy też zapowiedź dalszych cięć środków finansowych przeznaczonych na rozwój kultury pod Wawelem? - pytają z niepokojem krakowscy artyści, przypominając władzom samorządowym, że dawna stolica Polski jest silna i sławna (nie tylko w kraju) właśnie ich dokonaniami