17 listopada w Bazylice Świętej Trójcy przy ul. Stolarskiej 12 odprawiona została Msza św. w intencji jedności polskich katolików z różnych środowisk. Przewodniczył jej bp Tadeusz Pieronek.
W koncelebrze wzięli udział ojcowie dominikanie, księża diecezjalni oraz kapłani z innych zgromadzeń zakonnych. Kazanie wygłosił ks. Wojciech Grygiel z tradycjonalistycznego Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra.
„Niepokojące jest to, że katolicy w Polsce, chociaż wyznają w »Credo« wiarę w »jeden, święty i apostolski Kościół«, są tak bardzo podzieleni. Te podziały budzą tak duże emocje, że czasem uniemożliwiają bycie ze sobą na płaszczyźnie czysto ludzkiej. (…) Uznaliśmy, że liturgia jest najlepszym sposobem, by poszukiwać tej jedności” – tłumaczy Dawid Gospodarek z Fundacji Świętego Grzegorza Wielkiego, jeden z pomysłodawców Mszy.
Cieszę się, że powstała taka inicjatywa. Mnie też boli ten dramatyczny podział w naszej katolickiej rodzinie. Podział, który jest nieświadomym hymnem ku czci szatana, ojca wszelkiego chaosu i wrogości pomiędzy ludźmi. Nie mam wątpliwości, że Msza święta jest najlepszym sposobem szukania jedności pomiędzy tymi, którzy należą do tej samej rodziny. Przecież, co warto podkreślić, mówimy tutaj o jedności pomiędzy katolikami, a nie o jedności na przykład pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, chrześcijanami a buddystami czy też jedności między chrześcijanami a wojującymi ateistami.
Chodzi o jedność między tymi, którzy – teoretycznie rzecz biorąc – nie różnią się w sprawach dotyczących wiary i moralności. Ale to tylko teoretycznie, bo wszelkie podziały pomiędzy polskimi katolikami biorą się właśnie z tego, że ktoś ma „swoje prywatne poglądy na sprawy wiary i moralności”. Czyż nie jest właśnie tak, że to, co dla jednych jest już grzechem ciężkim, dla drugich (także katolików, członków tego samego Kościoła!) nie jest najmniejszym grzechem? Widzimy to gołym okiem. Ci pierwsi są nazywani tradycjonalistami, a inni – postępowymi katolikami. Nie potrzeba przywoływać konkretnych przykładów, choć jest ich bardzo dużo. Jaka więc droga prowadzi do jedności?
Nie ma innej, jak tylko głęboko, wręcz mistycznie przeżywana Eucharystia. Warto przywołać słowa pozdrowień, które kapłan wypowiada na samym jej początku: „Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi”. Można powiedzieć, że w tym zdaniu zawiera się cudowna recepta na jedność. Ona zaś oznacza, że katolicy będą jedno, gdy będą mocno przeżywać, że Bóg Ojciec ich kocha, a to domaga się wzajemności. Będą jedno, gdy odkryją, że Jezus Chrystus (druga osoba Trójcy Świętej) z miłości do nich umarł na krzyżu i zmartwychwstał; co więcej, zostawił im siebie w sakramencie Eucharystii. Będą jedno, gdy zrozumieją prawdę, że Duch Święty (trzecia osoba Trójcy Świętej), jeśli tylko człowiek na Niego się otwiera i poddaje jego natchnieniom, prowadzi go do świętości. Ta zaś zawsze ludzi łączy, a nie dzieli.
Więc, gdy mówimy o jedności pomiędzy katolikami, powinniśmy myśleć o rzeczywistości mającej swoje źródło w Bogu Trójjedynym. To właśnie taka jedność jest czymś trwałym i stabilnym.
Tym, którzy jeszcze nie bardzo orientują się, o co chodzi, podsuwam kolejne kryteria jedności. Zawarte są one w modlitwie "Ojcze nasz", wypowiadanej podczas każdej Mszy. Są tam słowa: „...święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja”. Jedność pomiędzy polskimi (i nie tylko polskimi) katolikami zacznie się realizować, gdy będą oni pragnąć, aby wszyscy ludzie Boga uwielbiali, patrząc na przykład życia Jego wyznawców, czyli ich samych. Gdy będą w równym stopniu cierpieć duchowo, gdy ktoś Boga obraża i kpi z Niego. Jedność zacznie się dopiero wtedy, gdy wszyscy polscy katolicy będą w równym stopniu pragnąć tego, by Boże prawa były przestrzegane.
Nie muszę chyba dowodzić, że z tym bywa różnie i ci spod sztandaru Kościoła katolickiego potrafią popierać poglądy tych, którzy są wrogami Bożych praw. Jedność zacznie się dopiero wtedy, gdy wszyscy katolicy będą zgodni, że w fundamentalnych sprawach moralnych na pierwszym miejscu powinna być realizowana wola Boża, a nie zaś na przykład wola polityczna. Innymi słowy, jedność zacznie się wtedy, gdy z serc katolików wyrwana będzie pycha, która każe człowiekowi nie słuchać Boga, i która, co gorsza, roztacza przed nim fałszywą wizję wolności. Zaś pychę z serca najskuteczniej wyrywa się przy pomocy łaski Bożej w sakramencie pokuty.
Brak jedności polskich katolików jest tak naprawdę dowodem, że jesteśmy jak dzieci kłócące się po powrocie z wakacji o to, które z nich miało lepsze słońce do opalania. Boga, tak jak i słońca, nikt nie ma na wyłączną własność. Jedność zaczyna się od momentu, gdy każdy na swojej duchowej szerokości geograficznej otworzy się całkowicie na tego, który jest Miłością.