„Operacja likwidacja” zakończona fiaskiem. Prezydent się nie martwi, rachunki zapłaci PO. I mieszkańcy Krakowa.
Zarówno prezydent Jacek Majchrowski, jak i jego zastępczyni nie sprawiali wrażenia zmartwionych tym, że lista szkół do likwidacji została praktycznie skasowana. Zadowoleni są radni opozycji i rodzice, uszczęśliwione dzieci. Moralnego kaca mają jedynie radni PO.
Prezydent nie czuje się winny. Twierdzi, że chciał dostosować sieć szkół do realiów budżetowych. Wycofał się, gdy uznał, że stracił wsparcie świeżo upieczonego koalicjanta (PO) i lista nie przejdzie w głosowaniu. Niczym Piłat umył ręce. Jak zawsze.
To już jest znak firmowy Jacka Majchrowskiego. Stadiony, parkingi podziemne, smog, inwestycje miejskie – w każdym z tych przypadków on chciał inaczej (czytaj: dobrze), ale wychodziło jak zawsze. Bo rządzi prezydent, ale głosuje rada. I coś w tym jest. Choć z drugiej strony można się zastanawiać, na ile radni wypijają piwo, którego nawarzył Jacek Majchrowski. To on odpowiada za taki, a nie inny kształt listy. To jego urzędnicy wstawili na nią szkołę z klasami integracyjnymi albo gimnazjum na osiedlu, gdzie za chwilę przybędzie kilka tysięcy mieszkańców. To miasto, a nie radni, wyznaczając szkoły do zamknięcia, kierowało się wyłącznie poziomem nauczania i stanem budynków, kompletnie nie uwzględniając społecznego kontekstu.
Czapki z głów przed umiejętnością wychodzenia z opresji, jakiej przez dwie kadencje nabrał prezydent Krakowa. Kompletną fuszerkę sprzedaje dziś jako „cenne doświadczenie”. Nieudaną próbę racjonalizacji wydatków – jako udane wciągnięcie rodziców w odpowiedzialność za los szkoły. Polityczne rachunki za „operację likwidacja” zapłaci Platforma. Te realne – jak zwykle – mieszkańcy Krakowa.