Media, także krakowskie, zachowują się tak, jakby startowały w zawodach, kto „wyprodukuje” najbardziej sensacyjnego newsa. W tym wszystkim mało jest chrześcijańskiego spojrzenia na abdykację Benedykta XVI.
Co dalej będzie robił Benedykt XVI? Gdzie będzie mieszkał? Jak się będzie ubierał? Czy ktoś go do tej decyzji zmusił? Dlaczego to zrobił? Kto będzie następcą? Wiele pytań i wiele odpowiedzi. A do tego wiele komentarzy. W pewnych mediach „królują”, oczywiście, eksduchowni, którzy – komentując decyzję papieża Benedykta XVI – wsączają w wirtualny świat, niejako przy okazji, ocenę pontyfikatu. Oczywiście, skrajnie krytyczną. Nie dziwi mnie to, gdyż patrzą oni na Ojca Świętego w kategoriach „tego” świata, czyli zatrzymują się tylko na tym, co widzialne. Wtedy, jak nietrudno się domyślić, umyka wszystko to, co jest niewidoczne dla oka. To tak, jak z poznaniem płomienia ognia. Wzrokiem można tylko zobaczyć jego wielkość i kolor. Tymczasem najważniejszego, czyli ciepła, można doświadczyć, zbliżając się do niego.
To bliskość ognia otwiera na kolejny, pozawzrokowy wymiar jego rzeczywistości. Niestety, wiele komentarzy pochodzi od osób, dla których Ojciec Święty był kimś dalekim. I to z różnych powodów. I dlatego – niczym w przypadku badających płomień ognia na odległość – nie dostrzegają istoty rzeczy, czyli duchowego wymiaru posługi następcy św. Piotra. W zamian widzą w pontyfikacie Benedykta XVI samo zło, a nawet twierdzą zuchwale, że „zaszkodził on Kościołowi, podejmując szereg decyzji niedobrych i nieodpowiedzialnych”. Ale taki to już jest kompleks sopla lodu, który – oceniając żar ognia ze swojego punktu widzenia – usiłuje go upodobnić do siebie.
Te medialne newsy i komentarze na tym się nie kończą. Niektórzy dziennikarze (a także medialni krakowscy duchowni i eksksięża z Krakowa) usiłują oceniać Benedykta XVI, porównując go z Janem Pawłem II. Dla jednych obecny papież jest więc bohaterem, bo „nie trzyma się kurczowo władzy jak wsza ogona”, zaś dla drugich zachował się niczym dezerter, bo przecież powinien wytrwać do końca.
W tym zgiełku medialnym można się zagubić i stracić z oczu to, co tak naprawdę Bóg chce do nas powiedzieć w ostatnich dniach. Więc jak chrześcijanie kochający Kościół powinni odbierać decyzję Benedykta XVI? Najpierw powinni mieć zaufanie, że to Bóg kieruje Kościołem i daje natchnienie ludziom za niego odpowiedzialnym, aby podejmowali najwłaściwsze decyzje. Jestem przekonany, że Ojciec Święty „konsultował” swoją decyzję ze swoim Boskim Zwierzchnikiem. I to na kolanach, spędzając na modlitwie długie godziny i tygodnie. Więc, jeśli Bóg tak chce, to abdykacja obecnego papieża nie zaszkodzi w żadnym stopniu Kościołowi. W dramatycznej decyzji Benedykta XVI widać jego wielką odpowiedzialność za Kościół, który musi podjąć wyzwania stawiane mu przez współczesny świat. Porównywanie bł. Jana Pawła II z Benedyktem XVI nie ma najmniejszego sensu. Choć, patrząc na te dwa wielkie filary Kościoła, można wyciągnąć słuszny wniosek, że każdy człowiek ma swoją niepowtarzalną drogę do świętości. Śmiem twierdzić, że obaj zasługują na miano heroicznych Namiestników Chrystusa. I to niezależnie od tego, w jaki sposób zakończyli swój pontyfikat.