Da się pomóc rodzinie? Nie, bo nie ma pieniędzy. Poszły na pomoc rodzinie.
W tym paradoksie zdają się być uwięzieni mentalnie politycy koalicji rządzącej. Widać to było i słychać po sobotnim Kongresie Polskiej Rodziny, na którym padła propozycja wprowadzenia bonu wychowawczego. Miałby go dostawać każdy rodzic, który poświęci się wychowaniu dziecka przez dwa lata. Kwota ok 1600 złotych miesięcznie przemnożona przez liczbę rodzących się obecnie w Polsce dzieci dała ponad 7 miliardów rocznie. „Nie ma takich wolnych pieniędzy w budżecie” - natychmiast skontrował minister Kosiniak-Kamysz. „To nie jest dobry pomysł dla kobiet, które będą miały potem kłopot z powrotem na rynek pracy” - ostrzegł ekspert w tym samym programie informacyjnym. Reasumując: pieniędzy nie ma, a nawet jakby były, to bon przyniósłby więcej szkody rodzinom niż pożytku.
Ten schemat odrzucania kolejnych propozycji przełamania demograficznego impasu w Polsce już się przyjął. Kupili go też dziennikarze. Niedawno zneutralizowano w ten sposób propozycje prof. Rybińskiego. Jest kryzys! Nie da się pomóc rodzinie, a każdy kto twierdzi inaczej mąci ludziom w głowach. Można go albo wykpić (jak Rybińskiego), albo z miłosierdziem, bo chęci organizatorów kongresu rodziny zacne, potraktować jako political fiction.
Tymczasem pomysł bonu wychowawczego nie wymaga żadnej kreatywnej księgowości, czy pogłębiania deficytu. Jest racjonalną propozycją (innych Centrum im. Adama Smitha nie zgłasza) lepszego wykorzystania pieniędzy, które już są w systemie. Nie zmusza też nikogo do porzucania pracy, czy rezygnacji ze żłobka. Pozwala na wolność wyboru.
No właśnie. Zacznijmy od konstatacji, że nie każdy rodzic zostanie w domu, by skorzystać z bonu, więc już kwota, jaką epatują jego przeciwnicy jest nieprawdziwa. Chodzi o dużo mniejsze pieniądze. Mniejsze niż koszt utrzymania dziecka w żłobku, nie mówiąc o ich budowaniu. Mniejsze niż koszt biurokracji, jaka jest dziś związana z systemem świadczeń społecznych. Drogim, niewydolnym i niesprawiedliwym, bo na urlop macierzyński nie może dziś liczyć każda Polka. Bon przysługiwałby wszystkim, które się na wychowanie dziecka zdecydują.
System bonów zaproponowany przez ekonomistów na Kongresie Polskiej Rodziny byłby niewątpliwie rewolucją w sferze pomocy społecznej. Ale sytuacja demograficzna do rewolucji dojrzała. Rząd powinien poważnie potraktować tę propozycję. Mentalnie będzie to trudne, bo Donald Tusk ogłosił 2013 „Rokiem Rodziny” i jest bardzo przywiązany do swoich pomysłów. Tyle, że jeszcze kasztany nie zakwitły, a już część z nich okazała się nieaktualna (przedszkola za złotówkę). Może więc dać jednak te pieniądze rodzinom. Wyjdzie taniej. Porozmawiajmy o tym.