Nie milknie spór wokół kształtu artystycznego krakowskiego Starego Teatru.
Protesty przeciw formom spektakli wystawianych obecnie w Narodowym Starym Teatrze i kierunkowi artystycznemu, jaki ta scena obiera za dyrekcji Jana Klaty, przybierają na sile. Jeszcze kilka dni temu, przy okazji protestu grupy miłośników teatru, na wyreżyserowanym przez Klatę spektaklu Augusta Strindberga „Do Damaszku” wyśmiewano bezlitośnie protestujących jako „pisowski ciemnogród”, nierozumiejący sztuki nowoczesnej. Próżne były słowa Stanisława Markowskiego, inicjatora protestu, że są przeciw obrazoburstwu i tandecie, a nie przeciw nowoczesności teatralnej, którą przecież uosabiali kiedyś wielcy poprzednicy Klaty, np. Konrad Swinarski. Pogromcy „ciemnogrodzian” wiedzieli jednak swoje, próbując na siłę przypisać protestującym polityczne, a nie artystyczne motywy ich wystąpienia.
„Dziennik Polski” relację z protestu zatytułował: „Marny spektakl w Starym Teatrze”. Nie chodziło przy tym o marność spektaklu Klaty, lecz o formę protestu przeciw niemu. Marek Kęskrawiec, redaktor naczelny „Dziennika”, napisał w komentarzu bez ogródek: „Po awanturach na ulicach Warszawy, przyszła kolej na krakowskie salony. (...) Można bowiem uważać ostatnie premiery za bardzo kiepskie, ale to nie oznacza automatycznego poparcia dla żenady na widowni. Bądźmy zresztą szczerzy, tym »oburzonym« nie o troskę o kulturę chodzi, lecz o politykę”. Klata więc może niezbyt słuszny, ale protestujący zupełnie „niesłuszni”.
Jak się jednak okazało, „ciemnogród” rośnie w siłę, bo przeciw kuriozalnym pomysłom Klaty wystąpili ostro daleki od „pisowskiego odchylenia” reżyser Kazimierz Kutz i grupa znanych aktorów Starego Teatru. Kutz zaprotestował słowami, zaś aktorzy nogami, opuszczając próby do dziwacznej, prowokacyjnej produkcji teatralnej, noszącej - jak na urągowisko - tytuł arcydramatu Zygmunta Krasińskiego, niemającej z nim jednak poza tym nic wspólnego.
Próby politycznej oceny stosunku do sztuki są chybione. Można bowiem być konserwatystą w poglądach na politykę i jednocześnie zwolennikiem śmiałych wizji artystycznych. Podobnie nierzadkim przypadkiem bywają lewicowcy, którzy chcą „spokojnej”, konwencjonalnej sztuki. Rudolf Starzewski, redaktor konserwatywnego krakowskiego „Czasu”, był np. jednocześnie wielkim zwolennikiem śmiałych wizji teatralnych Stanisława Wyspiańskiego.
O kolejnym skandalu w krakowskim Teatrze Starym piszemy w tekście: Nieśmieszna komedia.