Prezydent bardzo szybko posłuchał mieszkańców i odwołał igrzyska.
Krakowianie wyrazili się jasno. 70 proc. głosów przeciwko organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie oraz wysoka frekwencja (na tle miejsc, gdzie odbywały się tylko eurowybory) nie pozostawiły wątpliwości. Skwapliwie zareagował na to prezydent Jacek Majchrowski.
Już rankiem po zakończeniu liczenia głosów oświadczył, że projekt ZIO będzie zakończony, rozliczony i podsumowany. Od razu też wskazał winnych tego, że mieszkańcy Krakowa woleli spisać na straty wydane do tej pory duże pieniądze (m. in. na logo Krakowa, jako kandydata do organizacji igrzysk i wniosek aplikacyjny, ale nie tylko), niż dać zielone światło kolejnym wypłatom z miejskiej kasy.
Za ten stan rzeczy, zdaniem prezydenta, odpowiedzialni są: Komitet Konkursowy Kraków 2022 (kierowany przez większość czasu przez posłankę Jagnę Marczułajtis-Walczak) oraz rząd. Komitet "roztrwonił" poparcie i zaufanie krakowskiej społeczności, jakim darzyła ona projekt organizacji olimpiady w stolicy Małopolski. Rząd z kolei nie był dość stanowczy: "Kraków pozostał sam, bo poparcie rządu dla kandydatury cały czas odbierałem jako niejednoznaczne" – napisał w swoim oświadczeniu J. Majchrowski.
Cóż było robić? Tym bardziej że uczestnicy referendum powiedzieli zdecydowane "nie" igrzyskom, ale "tak" pozostałym pomysłom, których dotyczyło głosowanie: budowie metra, ścieżek rowerowych i sieci monitoringu.
Prezydent nie miał innego wyjścia, jak tylko zwalić na kogoś winę za zawrócenie w głowach krakowianom i wycofać się z organizacji igrzysk. Kto wie, może jak już zbudujemy metro (dwie albo i trzy linie), które i tak nie będzie potrzebne, bo wszędzie będzie można dojechać na rowerze pod czujnym okiem nowoczesnych kamer, wrócimy do idei igrzysk.