Legendarny pedagog krakowski, wychowawca wielu pokoleń uczniów I Liceum Ogólnokształcącego im. Bartłomieja Nowodworskiego - tak zapamiętamy Stanisław Jastrzębskiego.
"Prawy człowiek, oddany Bogu, młodzieży, szkole, teatrowi. Niezwykły wychowawca, odnajdujący w młodym człowieku to, co najpiękniejsze. Żegnamy Cię, Profesorze, przechowując w sobie cząstkę Ciebie, szlachetnego Polaka i Nowodworczyka" – napisali uczniowie, absolwenci i nauczyciele liceum im. Nowodworskiego.
Stanisław Jastrzębski urodził się 11 kwietnia 1941 r., w rocznicę śmierci św. Stanisława. "Spacery z rodzicami na Skałkę, gdzie został zamordowany biskup męczennik, pozostały mi w pamięci jako lekcje patriotyzmu i katolicyzmu" – wspominał w rozmowie z krakowskim GN.
Ukończywszy studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, w 1964 r. rozpoczął pracę pedagogiczną w liceum im. Nowodworskiego.
– Był moim wychowawcą. Z pasją mówił o wydarzeniach historycznych. Tak sugestywnie przedstawiał postać XVII-wiecznego Dymitra Samozwańca, czyli zbiegłego mnicha Griszki Otrepiewa, że jego samego zaczęto nazywać "Griszą". To sympatyczne przezwisko pozostało mu już na zawsze – mówi Marek Solarz, krakowski przedsiębiorca, maturzysta Nowodworka z 1967 roku.
Profesor starał się przekazywać uczniom nie tylko suche fakty. – Wspominał często, że swoim nauczaniem próbował zaangażować młodzież nie tylko w racjonalne poznawanie historii, lecz także w jej odbiór emocjonalny – mówi Marcin Spyrka, konsul polski w Oslo, który jako dziennikarz stykał się wielokrotnie z prof. Jastrzębskim.
Dzięki niekonwencjonalnym metodom nauczania był bardzo popularny wśród młodzieży.
Wielką miłością Stanisława Jastrzębskiego był teatr Adam Wojnar /GN - Jego lekcje przyciągały uwagę nawet największych urwisów. Drobnej budowy, ubrany w stylu "artystycznego nieładu", z austro-wegiersko-galicyjską szarmancją kłaniał się na prawo i lewo pozostałym profesorom i dzierżąc dziennik, dziarskim krokiem, energicznie wkraczał do klasy. W czasach dla nauczania historii bardzo trudnych przekazywał wiedzę w taki sposób, że słuchacze z otwartymi ustami dowiadywali się o rzeczach, które nie były powszechnie znane. Nieco teatralny styl bycia, charakterystyczny gest odrzucania spadających kosmyków bujnej, ciemnej czupryny, przenikliwe spojrzenie i pełne oddanie się poruszanemu tematowi, tworzyły niepowtarzalny klimat jego lekcji - powiedział inż. Piotr Kumelowski z Nowego Jorku, b. uczeń profesora.
Wciągał młodzież m.in. w swoje działania teatralne. Miłość do teatru zaszczepił mu Andrzej Kruczyński, aktor Teatru im. Słowackiego. Jastrzębski z formami teatralnymi zetknął się jednak w... kościele sercanek, z którym był związany od dzieciństwa.
"W konwencji teatru mieścił się zarówno piękny śpiew sercanek, jak i słowa głoszonych w ich kościele homilii. W 1957 r. spotkałem Mieczysława Kotlarczyka z Teatru Rapsodycznego, który przyznał, że z chwilą wynalezienia druku zniknął żywy teatr; wyciszono teatralne słowo" – powiedział w rozmowie z krakowskim GN.
Słowo miało więc zająć bardzo ważne miejsce w jego inscenizacjach teatralnych. – Z tego, co usłyszał od Kotlarczyka, i z tego, co zobaczył w inscenizacji "Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim" Mikołaja z Wilkowiecka, dokonanej przez Kazimierza Dejmka, narodziła się jego wizja teatru – teatru przed ołtarzem – mówi M. Spyrka.
– Do jego współtworzenia zaprosił o. Bolesława Marię Kozyrę z klasztoru cystersów w Mogile. Przedstawieniem "Historyi..." rozpoczął w 1979 r. działalność kierowany przez Jastrzębskiego Teatr Słowa Pod Krzyżem, do którego wciągnął utalentowanych młodych ludzi – dodał M. Spyrka. Teatr dał wiele przedstawień, m.in. u sióstr sercanek. Z czasem prof. Jastrzębski zaangażował się w kolejne przedsięwzięcie teatralne – Theatrum Mundi. Reżyserował, recytował, adaptował dzieła dramatyczne.
Zachował wielką miłość do Kościoła. Dużą rolę w jego życiu religijnym odegrały postanowienia Soboru Watykańskiego II. "Jako student V roku historii UJ brałem udział w nocnych czuwaniach soborowych. W trakcie rekolekcji dla młodzieży akademickiej w kolegiacie św. Anny dane mi było wówczas spotykać się z uczestnikiem Vaticanum Secundum, bp. Karolem Wojtyłą" – wspominał w rozmowie z krakowskim GN.
Za zasługi dla Kościoła prof. Jastrzębski otrzymał w 2003 r. medal papieski "Pro Ecclesia et Pontifice".
Nie założył rodziny. "Moją rodziną są uczniowie i cała wspólnota Nowodworska" – podkreślał często. Świetnie pamiętał swoich uczniów, dokumentował ich życiowe osiągnięcia.
– Spotkałem go pewnego razu w Ogrodzie Botanicznym, gdzie recytował poezję. Spojrzał na mnie swoim przenikliwym wzrokiem, zastanowił się chwilę i rzekł: "Nic nie mów! Nazywasz się tak a tak, twoja siostra ma na imię tak a tak, siedziałeś w ławce z takim to a takim". Wiedział poza tym dobrze, czym zajmuję się obecnie – wspominał prof. Kazimierz Wiech, entomolog z Uniwersytetu Rolniczego, maturzysta Nowodworka z 1968 r.
Uczniowie nie zapominali o swoim dawnym nauczycielu. Gdy schorowany zamieszkał w pawilonie artystów w Zakładzie im. Helclów, odwiedzali go tam często.