Świeczki na zaczepkach na choince, smarowanie progów czosnkiem, aby odpędzić czarowników, a w końcu popularne podłazy, czyli szukanie dziewek do wydania. Boże Narodzenie na Podhalu obfituje w wiele, na szczęście ciągle pielęgnowanych, zwyczajów.
Etnograf z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Stanisława Trebunia-Staszel przypomina, że na Podhalu przeżywanie świąt Bożego Narodzenia zwie się w gwarze „Godnim Casem”. – Na pewno dniem wyjątkowym była Wigilia, kiedy to obowiązywało wiele zakazów i praktyk magicznych. Zgodnie z porzekadłem „Jako Wilijo, taki cały rok”, wszyscy starali się przeżyć ten dzień jak najlepiej, unikając kłótni, płaczu, złości i przeklinania – podkreśla. – Rano trza było wceśnie wstać, umyć się i brać do roboty. Chłop, coby uniknąć zwady, jechoł do lasa po drzewo, a baba zostawała w chałpie z dzieciami i ryktowała wiecerze. Dzieci starały się być grzecne, coby bitki nie zebrać, bo tak byłyby bite cały rok – wspomina dzień Wigilii jedna z gaździn w Cichem. Do dzisiaj przetrwał ten zwyczaj, jak i to, że gospodarze mający gazdówkę dzielą się resztkami wigilijnej wieczerzy i opłatkiem ze zwierzętami. Pochodząca z Nowego Bystrego 72-letnia gaździna dawne Wigilie wspomina z wielką radością. – W dzień Wigilii był ścisły post, w ogóle się nie jadło, a na wieczerzę jedliśmy potrawy podawane jak dzisiaj: groch, kapustę, kompot z suszu. Mama czasami kupowała nam śliwki, ale my je podbieraliśmy i szybko zjadaliśmy. I tak raz na Wigilię był kompot z jabłek i borówek, bo wszystkie śliwki były zjedzone. A proszę pamiętać, że nie było tak łatwo iść do sklepu i kupić – mówi Maria Tylka, która po założeniu rodziny przeniosła się do Cichego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.