Gaszenie "czerwonych latarni" nie jest największym sukcesem modlących się w "Szpitalu Domowym".
Przypomnijmy - inicjatywa trwała od 18 listopada do 18 grudnia i polegała na codziennej modlitwie (prowadzonej każdego dnia przez inną wspólnotę) w intencji moralnej odnowy Krakowa.
W dniu zakończenia tego miesięcznego maratonu media obiegła wiadomość o wkroczeniu policji do dwóch klubów erotycznych w okolicy Rynku Głównego. Właścicielom tych przybytków grozi odpowiedzialność za samowolę budowlaną i zniszczenie zabytkowego budynku.
Podczas przeszukań obu klubów funkcjonariusze zebrali także materiał dowodowy potrzebny w innych śledztwach dotyczących lokali dawniej działających pod wspólną marką "Cocomo".
Datę interwencji można uznać za przypadek, można też - za znak, potwierdzający skuteczność modlitwy w "Szpitalu Domowym". Nie to jest jednak najważniejsze.
- Ta modlitwa nie była "przeciwko" nikomu - przekonywał 18 grudnia bp Grzegorz Ryś. Wtedy było już wiadomo, że to nie zakończenie akcji, a jedynie zamknięcie jej pierwszego etapu. Nie było bowiem wątpliwości, że istotniejsze od walki (choć bywa ona kusząca) jest budowanie.
Co udało się zbudować podczas codziennych spotkań na Rynku Głównym?
Po pierwsze - osiągnięto porozumienie kilkudziesięciu krakowskich wspólnot młodzieżowych i wypracowano wspólną wizję "Szpitala".
Po drugie - stworzono w ścisłym centrum miasta przestrzeń regularnej (codziennej!) modlitwy.
Po trzecie - stało się jasne, że modlitwa musi trwać. Inne, czasem bardzo osobiste, owoce trudno nawet wyliczyć.
Te trzy rzeczy sprawiły jednak, że kard. Stanisław Dziwisz mógł w swoim liście (pełna treść TUTAJ) nazwać kościół św. Wojciecha, w którym działa "Szpital Domowy", "sercem duchowych przygotowań do Światowych Dni Młodzieży".