Kościół św. Wojciecha stał się miejscem, gdzie młodzi modlą się nie tylko o świętość miasta, ale także w intencji ŚDM - mówi o. bp Damian Muskus OFM, koordynator generalny Komitetu Organizacyjnego ŚDM Kraków 2016.
Piotr Legutko: Podczas wizyt duszpasterskich w krakowskich domach rozmawia się teraz o tym, kto przyjmie gości pod swój dach. Dlaczego to takie ważne, bo przecież nie chodzi tylko o liczbę łóżek?
Bp Damian Muskus: Doświadczenia poprzednich edycji ŚDM pokazują, że jest to najlepsza forma okazania gościnności. Młodzi najlepiej czują się w rodzinach. Często słuchałem, jak uczestnicy spotkania w Rio z wielkim entuzjazmem opowiadali o swoich pobytach w brazylijskich domach. Młodzież, która korzystała z gościny w zamożnych rodzinach, przyjechała bardzo zadowolona, natomiast ci, którym przyszło spędzać noce w fawelach, gdzie ubodzy mieszkańcy spali w przedsionkach, a swoje łóżka udostępniali gościom z Polski, byli… wprost urzeczeni cudownym przyjęciem. Jak więc widać, strona materialna nie jest najważniejsza. Może uspokoi to rodziny, które ze względu na skromne warunki mieszkaniowe mają na tym tle jakieś kompleksy. Młodzi nie potrzebują wygód, lecz serca. A serca w polskich rodzinach przecież nie brakuje.
Kim jest przeciętny… czy raczej nieprzeciętny lider Światowych Dni Młodzieży?
Można ich żartem nazwać "działaczami parafialnymi". Najczęściej są to młodzi znani z aktywności w swoich lokalnych środowiskach. Udało nam się do nich dotrzeć dzięki proboszczom i wikariuszom, którzy najlepiej wiedzą, na kogo mogą liczyć. Chcieliśmy, by ci liderzy byli naszymi ambasadorami w parafiach, gdzie młodzież będzie zakwaterowana. Już są dla nas wielką pomocą i wiążemy z nimi ogromne nadzieje na przyszłość.
Mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach z dość nietypowym poligonem przed ŚDM. Mam na myśli "Szpital domowy", czyli modlitwę o czystość miasta podjętą w kościele św. Wojciecha na krakowskim Rynku.
Najważniejsze w "szpitalu" jest to, że pojawił się jako inicjatywa oddolna młodych. Pomysł zrodził się z potrzeby przeciwstawienia się złu, które jest uderzająco widoczne w centrum miasta, gdzie krzyżują się drogi sacrum i profanum. Na miejsce modlitwy wybrali maleńki kościół, pozostający dotąd w cieniu monumentalnych świątyń, choć zarazem znajdujący się w samym sercu naszego miasta. Trochę mi on przypomina Porcjunkulę, w której zakochał się św. Franciszek z Asyżu, i gdzie zrodził się wielki, wciąż żywy nurt odnowy w Kościele. Kościół św. Wojciecha stał się już miejscem, gdzie młodzi modlą się nie tylko o świętość miasta, ale także w intencji ŚDM.
Można to czytać jako znak i pierwszy owoc ŚDM, choć przecież do nich jeszcze daleko.
"Szpital domowy" to dowód na to, jak bardzo młodym zależy na tym, by przyjęcie gości z całego świata odbyło się w czystym i pięknym otoczeniu. "Szpital" zadaje też kłam opiniom o rzekomej bierności ludzi młodych, o wygodnictwie i szukaniu tego, co łatwe. Trzeba było wielkiej odwagi, by taką inicjatywę podjąć i wyjść z nią na ulice miasta. Taka postawa budzi szacunek i respekt. Tym bardziej że "szpital" nie skończył się po miesiącu modlitw, ale nadal trwa i myślę, że tak będzie co najmniej do lipca 2016. Na pewno zrodzi się z tego wielkie dobro.
Pierwsza odsłona tego dzieła już przyniosła owoce i nie mówię tu teraz o zamknięciu klubów o wątpliwej reputacji w centrum Krakowa. Myślę o tym, że młodzi chcą się modlić, proszą, by ten kościół był dla nich cały czas dostępny, a w nim - stały konfesjonał i Jezus Eucharystyczny, wystawiony także w czasie, gdy inne świątynie są zamknięte. Miasto żyje swoim rytmem, ale w jego centrum jest cicha przestrzeń nieustannej modlitwy. I zawdzięczamy to krakowskiej młodzieży.
-----
Cała rozmowa Piotra Legutki z o. bp. Damianem Muskusem OFM w najnowszym "Gościu Niedzielnym".