PiS zdobywa Kraków, ale to zwycięstwo ma raczej wymiar symboliczny. Po wyborach mapa polityczna Małopolski niewiele się zmieni.
Wygrana Prawa i Sprawiedliwości nikogo w Małopolsce nie dziwi. To raczej każdy inny wynik byłby sporą niespodzianką. Przegrana Platformy Obywatelskiej w Krakowie także nie oznacza jakiegoś znaczącego przesunięcia nastrojów pod Wawelem. Po prostu część wyborców Ireneusza Rasia czy Józefa Lassoty przerzuciło swoje głosy na Jerzego Meysztowicza. Zsumowanie wyniku PO i Nowoczesnej pokazuje, że Kraków pozostaje – jak zawsze – konserwatywny, ale w tym sensie, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.
Oczywiście „kropla drąży skałę” i w każdych kolejnych wyborach PiS odbija elektorat (zwłaszcza młody) Platformie. Nie należy jednak zapominać, że mówimy o mieście, w którym czwartą już kadencję rządzi człowiek lewicy, obecnie wspierany – z wzajemnością – przez PO.
A propos – niewątpliwie osierocony został w Krakowie wyborca lewicowy, zazwyczaj dość liczny. Ten od lat głosujący na Kazimierza Chrzanowskiego czy Andrzeja Urbańczyka jakoś nie przekonał się do Kazimiery Szczuki. Ten, który jest zbyt młody, by pamiętać starych liderów SLD, dumnie noszący koszulkę z Karolem Marksem, wolał zmarnować głos na Partię Razem.
A propos – ponoć jest to ugrupowanie które szturmem, choć już bez szturmówek, zdobywa krakowskie akademiki. I nie jest to jedynie plotka, skoro Partia Razem w pobitym polu zostawiła Polskie Stronnictwo Ludowe. Zarówno w okręgu 12, jak i 13, czyli w Krakowie i w Małopolsce Zachodniej.
A propos – warto przypomnieć, że PSL, które zajęło ostatnie miejsce w wyborczym rankingu, zdobywając w każdym z okręgów po ok. 3 tys. głosów (przy 80 tys. samej Małgorzaty Wassermann, o Beacie Szydło nie wspominając), współrządzi w Małopolsce. Mało tego, coraz śmielej przebąkuje o przejęciu z rąk Marka Sowy buławy marszałka województwa. To się nazywa szacunek najstarszej partii III RP dla woli ludu i mechanizmów demokracji!