W siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego jego dyrektor Szymon Ziobrowski oraz Filip Zięba opowiadali dzisiaj o kulisach śmierci małego niedźwiadka, który podchodził pod Kasprowy Wierch i w inne miejsca.
- Odłowiliśmy zwierzę i przenieśliśmy w inne, mniej dostępne dla turystów miejsce. Niestety, nasz niedźwiadek zginął po starciu z dorosłym niedźwiedziem - mówi F. Zięba.
- Jest to niewątpliwie tragedia, ale musimy z niej wyciągnąć wnioski. Proszę pamiętać, że nie wolno w żaden sposób dokarmiać dzikich zwierząt. Pierwsza kanapka może być początkiem drogi do jego śmierci - podkreśla.
Pracownik TPN zaznacza, że nie ma w zaistniałej sytuacji nic nadzwyczajnego. - To naturalny rytm życia niedźwiedzi. Dorosły niedźwiedź chce wejść w okres rui i zrobi wszystko, aby odgonić małe niedźwiedzie od matki. Tak zapewne było i w tym przypadku - tłumaczy F. Zięba.
Dodaje, że im niedźwiadek jest mniejszy, tym mniejsze szanse ma na przeżycie. - Jeśli odchodzi od matki po trzech latach, to jest już dla niego dobra sytuacja - ocenia F. Zięba.
- Niedźwiedzie są bardzo konsekwentne w swoim działaniu i uparte. Nie dadzą za wygraną i cały czas będą sprawdzały miejsca, skąd mogły być dokarmiane. Pamiętam przypadek z jesieni ubiegłego roku, gdy niedźwiedzica chodziła po ulicach Zakopanego. Wystarczyło, że dwóch gospodarzy nie zabezpieczyło swoich obejść i śmieci, nie potraktowało naszego apelu poważnie i drapieżnik tam ciągle zaglądał - przypomina F. Zięba.
- Historia Kaspra, bo tak go nazwaliśmy, nie kończy się happy endem. Będzie zapewne wielu takich, którzy będą nas krytykować za to, że dopuściliśmy lub wręcz doprowadziliśmy do aktu dzieciobójstwa. Będą twierdzić, że lepiej było tego niedźwiadka oddać do zoo. Trzeba jednak pamiętać, że ogrody zoologiczne przepełnione są niedźwiedziami brunatnymi, dla których często brakuje miejsca na godne życie - podkreśla Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN.
Chętny spotkań z ludźmi jest jeszcze jeden młody niedźwiadek, ale starszy od tego, który poniósł śmierć. - Mamy nadzieję, że niebawem zrozumie, że podchodzenie do ludzi to nie jest dobry pomysł i sam pójdzie szukać naturalnego pokarmu, którego w Tatrach wcale nie brakuje. Jeśli nie stanie się to w ciągu najbliższych dni, zostanie podjęta kolejna próba uśpienia go, po czym zostanie oznakowany i wypuszczony w nieco bardziej ustronnym miejscu - podkreśla S. Ziobrowski.