Na plac przed katedrą wierni schodzili się już od samego rana, by pożegnać zmarłego metropolitę krakowskiego. Choć nie wszyscy znali go osobiście, każdy przyniósł ze sobą jakieś wspomnienie o nim.
- Nie znałam kard. Macharskiego osobiście, ale kiedyś miałam z nim bardzo bliskie, choć przypadkowe spotkanie. Wracałam z moją córką wcześnie rano z Mszy św. u braci kapucynów, a on szedł z naprzeciwka. Kiedy tylko go zobaczyłyśmy, od razu pojawił się uśmiech na naszych twarzach. On niespodziewanie podszedł do nas i się przywitał. Byłyśmy zaskoczone, bo żadna z nas nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała - wspomina ze łzami w oczach Zofia z Krakowa.
Tadeusz Truty, który na pogrzeb kard. Macharskiego przyjechał z Nowego Targu, wspominał równie nieoczekiwane spotkanie z kardynałem. - Należę do jednej z 200 parafii, które powstały dzięki niemu. Osobiście nadzorował budowę. Pamiętam, jak pewnego dnia pracowałem w ogrodzie i przyszedł do mnie ks. Franciszek Juraszek. Poprosił mnie wtedy, żebym pokazał mu miejsce, na którym powstanie kościół. Byłem wtedy w stroju roboczym i kiedy zobaczyłem, że z samochodu wysiada kard. Macharski, chciałem pójść się przebrać. On wtedy zaczął mnie przekonywać, że to wcale nie jest konieczne. Właśnie taki był - bardzo pokorny i prosty - opowiada.
W piątkowe przedpołudnie na twarzach wielu osób zgromadzonych przed katedrą wawelską widać było wielkie wzruszenie spowodowane tym, że muszą już pożegnać kard. Macharskiego. - Byłem z nim związany już od kilkunastu lat, kiedy zamieszkał u sióstr albertynek. Niejednokrotnie sprawował dla nas Msze św., a po nich zawsze mieliśmy okazję z nim porozmawiać. Czułem się zobowiązany, żeby tu dziś przyjść, bo on był dla mnie jak przyjaciel. 10 czerwca spotkałem go po raz ostatni i właśnie wtedy mnie pobłogosławił. Mam nawet zdjęcie z tego wydarzenia i to chyba jest jedno z jego ostatnich zdjęć. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że kardynał jest w szpitalu - wspomina Bohdan Aniszczyk, prezes Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Wielu z obecnych na piątkowym pogrzebie dziękowało Bogu za życie kardynała, które było darem zarówno dla Kościoła krakowskiego, jak i dla całej Polski. Jak podkreślają niektórzy, był on prawdziwym arystokratą Kościoła. - To był dobry i miły człowiek, a dziś, kiedy musimy się z nim pożegnać, czuję ogromne wzruszenie i wdzięczność - przekonuje Krystyna z Krakowa.
Inni z kolei szczególnie doceniają jego pokorę i otwartość na drugiego człowieka. Właśnie za to wdzięczna jest mu s. Radosława, franciszkanka Służebnica Krzyża z Lasek. - Chciałabym dziś podziękować kardynałowi za świadectwo jego życia, za prostotę i przede wszystkim braterskość, której doświadczałyśmy razem z innymi siostrami. Kardynał zawsze okazywał wielką czułość niewidomym dzieciom, a kiedy przyjeżdżał do nas 4 października na swoje imieniny, pokazywał dzieciom swój pierścień i pozwalał im dotykać swojego krzyża. Mówi się, że kard. Macharski to książę Kościoła, a mnie się wydaje, że on był prawdziwą ikoną św. Franciszka z Asyżu - tłumaczy.