Wyrozumiałość, przebaczenie i niezliczone kompromisy - te niełatwe do realizacji zadania zapewniły trwałość niejednemu już małżeństwu.
Zofia i Mieczysław Malawscy są małżeństwem już od 50 lat. Zapytani o przepis na udany długotrwały związek, odpowiadają jednogłośnie: kompromis.
- Pobraliśmy się z wielkiej miłości i ta miłość trwa do dziś. Oczywiście, zdarzały się ciężkie momenty, ale one nas nie pokonały. Najważniejsza w małżeństwie jest wyrozumiałość. Zawsze trzeba starać się zrozumieć drugą osobę i nie bać się ustąpić - przekonuje Z. Malawska.
- Dzisiaj pary się nie rozumieją, a nawet nie chcą spróbować się zrozumieć. Nie potrafią przebaczyć nawet błahych przewinień i ta krzywda w nich z każdym dniem narasta. Trzeba umieć pójść na kompromis, bo ceną jest szczęśliwe życie - dodaje jej mąż.
Z kolei Regina i Władysław Krzyworzekowie w swoim 50-letnim małżeństwie nauczyli się, że to spokój i przebaczenie pomagają przetrwać każdą trudność. - Naszym sekretem jest to, że nigdy nie pozwoliliśmy sobie na nienawiść względem siebie i przebaczaliśmy sobie wszystkie przewinienia - zdradza R. Krzyworzeka. Jak opowiada, nawet w najcięższych chwilach mąż był obok niej. - Kiedy przychodzą momenty kryzysowe, nie można na siebie krzyczeć. Trzeba spokojnie rozmawiać na każdy, nawet najtrudniejszy temat, aż znajdzie się przyczyna problemów. Później wystarczy tylko jedno spojrzenie, pocałunek i wszystko jest dobrze - przekonuje.
Jej mąż Władysław przyznaje, że bardzo ważne jest również natychmiastowe rozwiązywanie konfliktów. - Nie może być mowy o żadnych cichych dniach! Tak, jak mówił papież Franciszek - trzeba się pogodzić przed snem, a nie zasypiać pokłóconym. My tak zawsze robiliśmy i, jak widać, to się sprawdza - tłumaczy.
Tę samą zasadę stosują Maria i Zdzisław Bączkowie. - Trzeba żyć nadzieją i unikać cichych dni. Po drodze pojawiają się różne kłopoty, ale trzeba ze sobą rozmawiać. Myślę, że to m.in. dlatego udało się nam przeżyć ze sobą aż 50 lat - mówi Z. Bączek.
Małżeństwo, choć pełne trosk i walki z przeciwnościami, jest przepełnione również momentami pełnymi radości. Jak opowiadają kolejni małżonkowie, którzy sakramentalne "tak" powiedzieli sobie 50 lat temu, jedną z piękniejszych chwil, którą pamiętają, jest ta, kiedy na świat przyszły ich... wnuki.
- To są chyba jeszcze szczęśliwsze chwile od tych, kiedy pojawiają się dzieci. Myślę, że nikt tego nie zrozumie, dopóki sam nie zostanie babcią czy dziadkiem. My się nawet nie spodziewamy, że możemy z siebie wykrzesać jeszcze większe pokłady miłości niż te, którymi obdarzaliśmy nasze dzieci. W stosunku do wnuków jest to coś fenomenalnego! - zapewnia Lucyna Gruszczyńska-Jeleńska.
Razem z mężem uważają, że choć nie ma uniwersalnego przepisu na szczęśliwe wspólne życie, to nierozerwalność sakramentu, którym jest małżeństwo, i wiara w Boga pomagają przetrwać trudny czas. Historia nie była dla ich związku łaskawa, bo w czasie ich małżeństwa trwał stan wojenny.
- Trzeba przyznać, że nie były to łatwe dni. Przetrwaliśmy dzięki Panu Bogu i cały czas pamiętaliśmy, że ślub wzięliśmy na dobre i złe. Dzisiaj dużym błędem wielu par jest to, że nie decydują się na ślub. Związek niesakramentalny z góry zakłada, że nie jest on trwały. Niestety, w naszym społeczeństwie jest duża tolerancja dla takich par. Jak dla mnie - zbyt duża. Małżeństwo to w końcu sakrament, który nierozerwalnie wiąże ludzi i daje im większą szansę na długie i szczęśliwe wspólne życie - podkreśla L. Gruszczyńska-Jeleńska.
We wtorek 23 sierpnia w krakowskim Urzędzie Stanu Cywilnego 10 par otrzymało medale za długoletnie pożycie małżeńskie. Każda z nich może pochwalić się 50-letnim stażem. Medale i listy gratulacyjne wręczyła im Marzena Paszkot, pełnomocnik prezydenta ds. rodziny. W tym roku to już 13. taka uroczystość.