Pochodzący z Katanii Antonio Strano od 8 lat mieszka w Krakowie i mówi, że chciałby być Polakiem. Chce też wspierać jedyny w Polsce dom, w którym mieszkają rodzice ciężko chorych dzieci. Póki co, zaprosił ich na pachnącą słońcem kolację.
Jak przekonuje, za swoją ojczyzną - z wielu względów - nie tęskni, a pod Wawelem brakuje mu tylko ciepłego morza. Z Polską zżył się już bardzo mocno, podobnie jak i jego liczna rodzina - żona i 9 dzieci, z którymi na Kazimierzu prowadzi restaurację (Coca Typical Sicilian Food) i lodziarnię. Mówi też, że ma wobec Polaków wielki dług wdzięczności i w końcu przyszedł czas, by zacząć go spłacać.
- Gdy postanowiłem wyjechać z Sycylii, Polska była dla mnie tylko atrakcją turystyczną, krajem, w którym chciałem zacząć mieszkać. Znajomi dziwili się temu wyborowi, mówili, że Polacy są zimni i mają duży dystans do obcych osób. A ja już po pierwszym miesiącu pobytu tutaj przekonałem się, że to nie jest prawda i dziś dziękuję wszystkim, że ani przez moment nie czułem się tu obcy, ale zostałem ciepło przyjęty - opowiada i dodaje, że jest szczęśliwy, mieszkając w Polsce. Tak bardzo, że na Sycylię nie chce wracać, za to chciałby być Polakiem.
Gdy A. Strano dowiedział się o istnieniu Domu Ronalda McDonalda, w którym "dom poza domem" znajdują rodzice dzieci walczących z nowotworami i leczących się w USD w Prokocimiu, pomyślał, że przecież może zrobić dla nich coś dobrego. Coś, co oderwie ich od szpitalnej codzienności i da odrobinę uśmiechu.
Pierwszym krokiem do realizacji tego planu była wielka uczta, którą jej uczestnicy zapamiętają na długo, bo cały dom pięknie pachniał tradycyjnymi sycylijskimi potrawami. Najpierw jednak Antonio opowiedział wszystkim trochę faktów o sycylijskiej kulturze, kuchni i problemach codzienności, a na stole pojawiły się pierwsze zakąski (m.in. arancini, czyli kulki ryżowe nadziewane mięsem i sosem pomidorowym) oraz deser - rozpływające się w ustach ptysie z kremem pistacjowym.
Później zaczęła się już ciężka praca w kuchni, gdzie wraz z Antoniem, jego córką Claudią i dwójką pracowników restauracji uwijali się także wolontariusze i pracownicy domu. Na kilka chwil pojawiła się także jedna z mam - pani Magda, która przyszła nabrać sił po pobycie przy łóżku córki, 4-letniej Wiktorii walczącej z neuroblastomą. - Ten dom jest domem pełnym ciepła, w którym każdy jest traktowany serdecznie. Takie akcje jak dzisiejsza uczta są bardzo potrzebne, bo pomagają nam oderwać się od stresu związanego z chorobą dziecka - mówiła.
Efektami pracy w kuchni były przystawka (koperty z ciasta francuskiego nadziewane cebulą, pomidorami, serem i szynką) i dwa rodzaje makaronów. Na koniec okazało się, że Antonio zadbał też o desery i zaserwował czekoladową granitę oraz lody pistacjowe. Wszystkiego było tak dużo, że zostało także dla tych rodziców, którzy do późna są w szpitalu i do domu przychodzą dopiero w nocy.
To nie wszystko - sympatyczny Sycylijczyk chce bowiem na stałe uczestniczyć w życiu domu i na różne sposoby go wspierać.
Warto dodać, że projekt "Bez granic" wymyśliła Dorota Skowerska, manager Domu Ronalda McDonalda, który powstał po to, by rodzice w ciężkich chwilach choroby dziecka mogli być razem.
- Gdy dziecko walczy z tak ciężkim przeciwnikiem, jakim jest nowotwór, rzecz jasna nie ma mowy o podróżach i zwiedzaniu świata, dlatego świat przychodzi do rodziców, by mogli go poznać, dotknąć i poczuć. Były więc już spotkania z kulturą i kuchnią Indii oraz Libanu, a po dzisiejszej Sycylii mamy jeszcze kilka pomysłów - zapowiada i dodaje, że takie spotkania poszerzają horyzonty i rodzą więzi, bo gdy ktoś opowiada o swoim kraju i częstuje swoim domem, to już staje się nieco bliższy, niż był jeszcze wczoraj.