- Ojciec powiedział tylko, że jesteśmy bardzo narażeni, bo przechowywanie Żyda w domu jest nielegalne i grozi nam kara śmierci. Rodzice wierzyli, że jeśli przyjmą go pod swój dach, to Pan Bóg będzie nas chronił - wspomina Kazimiera Trębacz, której rodzina podczas II wojny światowej uratowała życie Pinkusowi Jakubowiczowi.
Ta historia mogła się nie wydarzyć. Nie byłoby strachu, przerażenia i nieprzespanych nocy. Jej bohaterowie nie zastanawialiby się, jak będzie wyglądać egzekucja: czy najpierw zabiją rodziców na oczach dzieci, czy odwrotnie, żeby rodzice patrzyli na śmierć swoich pociech. Ta historia nie wydarzyłaby się na pewno, gdyby nie heroizm i męstwo niezamożnej rodziny, a właściwie ojca Józefa i matki Walerii Trębaczów. To na ich barkach w połowie czerwca pamiętnego 1942 roku spoczęła odpowiedzialność za życie, bądź śmierć ich samych oraz trójki dzieci: Anny, Stanisława i najmłodszej Kazimiery oraz zięcia Władysława.
Gdyby ich plan się nie powiódł, wszyscy zostaliby na miejscu rozstrzelani albo w "najlepszym" wypadku wysłani transportem do pobliskiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Czy była to najtrudniejsza decyzja w życiu tych ludzi? - Nasi rodzice byli bardzo bogobojni. Wierzyli, że jak przyjmą pod swój dach Żyda, to Pan Bóg będzie nad nami czuwał. I tak było do końca wojny - odpowiada dziś pani Kazimiera.
Wasze ulice, nasze kamienice
A zaczęło się jeszcze przed wojną. W Chrzanowie, według dzisiejszych szacunków, przed pojawieniem się Niemców żyło około ośmiu tysięcy Żydów, a więc prawie co trzeci mieszkaniec miasta był wyznania mojżeszowego. Jak wyglądały relacje polsko-żydowskie? Poza nielicznymi aktami agresji, układały się bez zarzutu. Pamiętający te czasy Żyd - Berek Grajower określa je nawet jako "poprawne".
Czy chrzanowscy Żydzi byli bogaci? Mieszkańcy wspominają, że mieli nosa do interesów, potrafili inwestować i oszczędzać. Potwierdzają to liczby: dane z 1934 roku wskazują, że 77,5 proc. przedsiębiorstw handlowych i 64 proc. usługowych prowadzonych było przez wyznawców judaizmu. Żydzi widoczni byli w wielu dziedzinach gospodarki, prowadzili handel hurtowy i detaliczny, spożywczy i przemysłowy. Prawie całkowicie zdominowali także wyszynk alkoholu. Duży udział mieli w piekarnictwie, cukiernictwie i przemyśle odzieżowym. Byli też tacy, którzy zajmowali się lichwą.
Czy Polacy im zazdrościli? Chrzanowianie odpowiedzą, że owszem, niektórzy Żydzi obnosili się ze swoim majątkiem. "Wasze ulice, nasze kamienice" - powtarzają dziś z ironią. Jednak życie z reguły bywa bardziej skomplikowane, a los człowieczy wymyka się podziałom na: "nasze" i "wasze". Nikt w 1934 roku nie przypuszczał, że sytuacja wkrótce zmieni się tak dramatycznie.
Dobre i złe czasy
Przed wojną dobrze żyło się również Trębaczom, którzy utrzymywali się z niewielkiej cegielni. Interes przynosił spore zyski, bo ludzie coraz chętniej stawiali murowane domy. Roboty było tyle, że Józef Trębacz zatrudniał do pracy kilku pomocników. Niczego im nie brakowało, przez co również zwracali na siebie uwagę nieżyczliwych.
Dom rodziny Trębaczów, ok. 1916 roku archiwum rodzinne - Pewnego ranka ojciec odkrył, że cegielnia nie może dalej pracować, bo w nocy ktoś ukradł silnik - opowiada Kazimiera, dodając, że zdobycie wtedy motoru napędowego, było rzeczą prawie niewykonalną. - Zakład musiał przerwać produkcję cegły, co wpędziło zakład w długi - tłumaczy.
Trębacz był jednak człowiekiem, który umiał znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Problem kupna nowego silnika, spłacenia części klientów i postępującej inflacji gospodarczej rozwiązała pożyczka od szkolnego kolegi, zamożnego kupca chrzanowskiego - Pinkusa Jakubowicza. Jeszcze przed wojną, gdy znów stanął na nogi, oddał wszystko co do grosza. Trębacz miał więc u Żyda spory dług wdzięczności.
Dobre czasy powróciły, ale nie na długo. Już 1 września 1939 roku o godzinie 6 rano niemieckie bombowce dokonały nalotu na Trzebinię. Chrzanów był w następnej kolejności.
- Rodzice wpadli w popłoch: mama piekła chleb, byśmy mieli co jeść w czasie ucieczki, a ojciec przygotował furmankę i konie, aby zabrać cały dorobek życia. W Wolbromiu zobaczyliśmy pierwsze skutki rozpoczynającej się wojny: na rynku miasta leżały ciała Żydów pomordowanych przez Niemców. Naziści zorganizowali łapankę, której ofiarą był mój brat. Ojciec zdecydował wtedy o powrocie do domu - wspomina po 79-latach pani Kazimiera.
Pierwsze miesiące okupacji - czas terroru, mordów i prześladowań - szczególnie dotkliwie odczuła ludność żydowska. W listopadzie 1941 roku Niemcy utworzyli w Chrzanowie getto, które obejmowało rejon dzisiejszych ulic: Kadłubka, Krzyskiej, Garncarskiej, część Krakowskiej, Luszowickiej, Balińskiej i Berka Joselewicza. Tam właśnie znajdowały się przedwojenne "wasze" kamienice, które po okupacji okazjonalnie przejęli zupełnie obcy ludzie.
Niespodziewany gość
"Przed południem, 21 czerwca 1942 roku, zjawił się w naszym domu Pinkus Jakubowicz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że był Żydem i gdyby nie przyszedł w biały dzień, w stroju noszonym przez ortodoksyjnych" - tak to zdarzenie zapamiętał 20-letni wówczas Stanisław, który zapisał je po latach w "Sadze rodziny Trębaczów".
Kronikarz rodu zapomniał dodać jeszcze zdanie: nie byłoby nic dziwnego w pojawieniu się Żyda, gdyby nie fakt, że tego dnia Jakubowicz powinien już nie żyć. Pinkus jeszcze przed wojną postanowił opuścić Chrzanów i razem z rodziną udał się do Tarnowa. Przebywając w tamtejszym getcie, w pierwszej kolejności zadbał o bezpieczeństwo swoich dzieci. Wiele ryzykując, przekupił jednego z maszynistów, który przemycił w węglarce jego syna i córkę do Węgier, co dawało im spore szanse na przeżycie. Sam pozostał jednak w Tarnowie, kiedy Niemcy rozpoczęli masowe mordy na lokalnej ludności żydowskiej. W połowie 1942 roku Jakubowicz razem z żoną znaleźli się w transporcie zmierzającym do obozu koncentracyjnego.
Kiedy pociąg stanął w Dulowej, na granicy Generalnej Guberni i Rzeszy, uwierzyli, że jest jeszcze nadzieja. Nie zastanawiając się długo, wyskoczyli chcąc ukryć się w pobliskiej Puszczy Dulowskiej. Udało się tylko Pinkusowi. Jego żona przewróciła się, zbiegając z nasypu, gdzie dopadła ją seria strzałów z niemieckich karabinów. Jakubowicz pamiętał dokładnie przedwojenny adres Trębaczów. 21 czerwca 1942 roku zapukał do drzwi ich domu. Byli dla niego jedyną szansą na przeżycie.
- Tato, mama i Pinkus zamknęli się w dużym pokoju, a nas wyrzucili do małego. Nie chcieli, żebyśmy brali udział w rozmowie. Narada trwała bardzo długo, ale w końcu zdecydowali - przypomina sobie pani Kazimiera.