W Maniowach bp Roman Pindel i bp Damian Muskus przewodniczyli 6 maja uroczystościom pogrzebowym - tzw. imporcie - ks. Tadeusza Dybła, wieloletniego proboszcza.
Na początku Mszy św., która na życzenie zmarłego kapłana była odprawiana w dolnym kościele, bp Damian Muskus przeczytał list od metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego. Podzielił się też osobistym wspomnieniem o zmarłym kapłanie. Przypomniał najważniejsze daty z życia ks. Tadeusza.
Eucharystii przewodniczył bp Roman Pindel, biskup diecezji bielsko-żywieckiej, który przyjaźnił się ze zmarłym kapłanem. Dzielił ich tylko rok różnicy podczas studiów w krakowskim seminarium. Ks. Tadeusza żegnała najbliższa rodzina, w tym brat kapłan, parafianie i bardzo wielu duchownych.
Zmarłego w czasie kazania wspominał ks. dr Wojciech Węgrzyniak, pochodzący z parafii w Maniowach, z miejscowości Mizerna. Zaznaczył, że ks. Dybeł prosił, żeby na pogrzebie nie mówić o nim, żeby mówić o Chrystusie, o tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. - Dlatego pozwoli ksiądz proboszcz, że stojąc nad księdza trumną, jeszcze raz spróbujemy zobaczyć w księdzu Chrystusa, zobaczyć tajemnicę tego, co umarło i tego, co na pewno żyć będzie - podkreślił ks. Węgrzyniak.
- Ks. Tadeusz robił wiele dla różnych ludzi, miał też wielu znajomych wiernych świeckich, ale najwięcej serca oddał dla księży. Czy to dlatego, że pochodził z rodziny Bajerów, która dała Kościołowi kilku dobrych kapłanów? Czy dlatego, że miał brata księdza? Nie wiem. Wiem, że nie znałem bardziej kapłańskiego księdza od proboszcza z Maniów. Troska o kapłanów chorych, odwiedziny i myślenie o intencjach, pilnowanie ponad 50 spotkań kapłańskich na rok w dekanacie, niezliczone spotkania indywidualne, plebania otwarta nie tylko na nocleg, i nawet taki mały szczegół, żeby prosić zawsze księdza gościa o przewodniczenie Mszy św. - wspominał ks. Wojciech.
Ks. Tadeusz znany był z ciągłego opowiadania żartów. I o tym też przypomniał ks. Węgrzyniak. - Moja mama już po roku powiedziała, że proboszczowi wierzy tylko jak mówi z ambony, bo inaczej to nigdy nic nie wiadomo. Była i sytuacja podczas pielgrzymki do Lichenia, kiedy starsze parafianki prosiły, żeby skończyć różaniec, bo całą drogę szły opowieści o policjantach, blondynkach i góralach - opowiadał ks. Wojciech. Dodał, że kiedy bp Małysiak wizytował parafię w Maniowach, to w powizytacyjnym protokole prosił proboszcza, aby ten spisywał swoje anegdoty.
Ks. Dybeł słynął z wielkiej dobroci. Ks. Wojciech zauważył, że nie dorobił się żadnego majątku. - Wszystko rozdał. Czy był u kogokolwiek, żeby nic nie przyniósł ze sobą? Czy nie pomagał mi, kiedy byłem na studiach? Czy skąpił na Ukrainę lub dla potrzebujących? Czy nie włożył swoich pieniędzy na parafię? I to jest właśnie miłość. I to miłość konkretna - zaznaczył kaznodzieja.
Zmarły proboszcz, pomimo swojej pogodności, niezwykłej dobroci względem drugiego człowieka, był duszpasterzem stanowczym. Na swoim obrazku prymicyjnym wypisał: "Trzeba słuchać Boga bardziej niż ludzi". - On te słowa powtarzał często. Miał swoje zasady. Konsekwentne. Nie zawsze się podobały. Ale zawsze miały jeden cel, żeby wychować ludzi na lepszych katolików. Nie upartość, nie ciasnota, nie brak elastyczności, ale najgłębiej pojęta troska o ludzi kazała mu postępować tak, a nie inaczej - podkreślił ks. Węgrzyniak.
Zmarły kapłan urodził się prawie 62 lata temu. Pochodził z Wiśniowej. Święcenia kapłańskie przyjął w 1982 r. Pracował w Igołomii, Żywcu i Krakowie u św. Brata Alberta. Od 24 lat pełnił posługę proboszcza w Maniowach. Miał tytuł kanonika, prowadził katechezę, był wicedziekanem, a przez ostatnie lata dziekanem dekanatu niedzickiego.
Msza św. pogrzebowa, po której kapłan zostanie odprowadzony na miejsce wiecznego spoczynku, rozpocznie się 7 maja o godz. 15 w kościele w Maniowach. Liturgii przewodniczyć będą krakowscy biskupi: Jan Zając i Jan Szkodoń.