Obrona życia była jego pasją. Lubił niekonwencjonalne metody działania, a jedną z nich była kartka na drzwiach jego gabinetu. Widniała na niej kropka i podpis: „Antoni Zięba. Wierny portret w pierwszym dniu od poczęcia”.
Z ruchem pro life związał się Bożym przypadkiem. Był rok 1979. Młody i pobożny inżynier przyjechał wówczas do Wiednia na stypendium naukowe. W jednym z kościołów zobaczył plakat z fotografią worków na śmieci, w których były szczątki ciał dzieci zamordowanych w wyniku aborcji. Mocno nim to wstrząsnęło. Po powrocie do Krakowa, na politechnikę, znalazł wydaną w drugim obiegu książeczkę ks. Tadeusza Dzięgla, z której wynikało, że w rządzonej przez komunistów Polsce rocznie w wyniku aborcji ginęło 800 tys. osób. Praktyczny inżynier, do którego przemawiały przede wszystkim liczby, wziął do ręki kalkulator i policzył, że aborterzy codziennie wylewają rzekę krwi, zadając śmierć 2,5 tys. dzieci. W jednej chwili zrozumiał, że coś musi z tym zrobić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.