Na pielgrzymce jak w domu

Właśnie tak czują się pielgrzymi, którzy zatrzymują się na nocleg u pani Barbary Gomułki w Wierbce - pisze Justyna Zygmunt, która podczas 38. PPK była kwatermistrzem.

Pierwszy raz pielgrzymi zawitali u państwa Gomułków w 1999 roku. Założyli, że przyjmą sześć osób, gdyż tyle mieli wolnych wersalek w domu. - Kwatermistrz zapytał, ilu pielgrzymów mogę przyjąć. Odpowiedziałam, że sześciu. Następnie obejrzał pokój i stwierdził, że zmieści się w nim dziesięć osób. Nie miałam nic do gadania, wpisał 20, przyszło 23. I do tej pory nie przychodzi mniej niż 20 - wspomina pani Basia.

Pani Gomułka sama nie może wziąć udziału w pielgrzymce, ale poprzez pomaganie innym czuje, że uczestniczy w drodze do Matki. Młodych prosi o modlitwę, by miała siłę przyjąć ich podczas kolejnej pielgrzymki. Co roku przygotowuje pełen stół pyszności oraz tradycyjny żurek, którym częstują się również osoby, które u niej nie nocują.

- Czasem mówię sobie, że w tym roku przyjmę tylko 10-15 osób. I na tyle szykuję jedzenia, chlebów. Ale jednak jest ich ponad 30. Wtedy zastanawiam się, skąd bierze się tyle jedzenia i jak to jest, że jeszcze go zostaje. Może mniej jedzą - śmieje się pani Basia.

Przez 20 lat przyjmowania pielgrzymów przez dom państwa Gomułków przewinęło się ponad 500 osób. Rekordowa liczba pątników w jednym roku wyniosła 42. - Od kilku lat nocują u nas te same osoby. Bardzo cieszę się, że chcą przychodzić. Jestem z nimi bardzo zżyta - przyznaje pani Basia. - Utrzymujemy ze sobą kontakt przez cały rok. Wysyłają życzenia, zdjęcia, informują o ważnych wydarzeniach ze swojego życia - wyjaśnia.

Warto wspomnieć, że pani Basia była świadkiem tworzenia się nowych par pielgrzymkowych. - Są tacy, którzy na początku przychodzili jako koleżeństwo, za rok jako para, a następnie jako narzeczeństwo i małżeństwo. Później dowiaduję się, że spodziewają się dziecka. Mimo że sami są już rodzicami, to dalej nazywam ich swoimi dzieciakami - tłumaczy pani Gomułka.

- Ten szczególny nocleg traktuję jak przyjazd do rodziny, czuję się jak u siebie w domu. Pani Basia i pan Andrzej są na nas bardzo otwarci. Nigdy nie usłyszeliśmy od nich "nie", choć były takie lata, w których pielgrzymi zajmowali każdy kawałek podłogi - mówi Dominik Uliasz, jeden z pielgrzymów.

Od 2005 roku nieprzerwanie nocuje w tym samym miejscu. Kontakt z gospodarzami utrzymuje przez cały rok, a spotkanie z nimi w czasie pielgrzymki mija mu na rozmowach i żartach w atmosferze wielkiej serdeczności.


Chcesz się podzielić tym co widziałeś, przeżyłeś albo kogo spotkałeś w czasie tegorocznej Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej? Przyślij swoje wspomnienia lub zdjęcia na krakow@gosc.pl.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: