Na Małym Rynku w Krakowie znów stanie Namiot Spotkań. W wymowny sposób przypomni, że każdy z nas nosi w sobie jakieś ubóstwo, samotność i tęsknotę.
Michał właśnie wyszedł z zakładu karnego. Nie miał gdzie się podziać, całe dnie spędzał na ulicy. Próbował szukać pomocy. Nie udawało się. – Dzięki temu, że przyszedłem tutaj, do Namiotu Spotkań, dostałem ulotki, siostry się jeszcze pomodliły ze mną i na następny dzień załatwiłem sobie, gdzie można się wykąpać, gdzie można dostać ciuchy, wszystko. A dzisiaj byłem w następnym miejscu, załatwiłem sobie bilet, jutro między godz. 8 a 10 mam go sobie odebrać, jadę do siebie, do domu – opowiada.
Trzeba się komuś wygadać
Jest jednym z tysięcy ubogich i bezdomnych, którzy rok temu zajrzeli do Namiotu Spotkań, ustawionego na Małym Rynku z myślą o potrzebujących. Jak wielu, znalazł tu wsparcie i przyjazną obecność ludzi gotowych do pomocy. To najważniejszy owoc ubiegłorocznych obchodów Światowego Dnia Ubogich – odmiana życia w sytuacji, która wydawała się bez wyjścia, gdy brakuje już nadziei i sił na przeżycie kolejnego dnia.
Trudno zliczyć, ile gorących posiłków wówczas wydano, ile osób skorzystało z pomocy prawnika czy lekarza, a ile po prostu po raz pierwszy od wielu dni mogło porozmawiać z kimś, kto nie ocenia, nie odrzuca, daje to, co najcenniejsze – obecność i zainteresowanie. Michałowi pomogły modlitwa sióstr i rozmowa z wolontariuszem, bo – jak mówi – nie chodzi tylko o to, żeby się przebrać i wykąpać. – To, co się ma w środku, trzeba wypowiedzieć. Bo jak się tego nie wypowie, trzyma się w sobie, to jednak się kumuluje. A jak się komuś wszystko powie, to jest lżej na sercu – uważa.
Namacalnym dowodem, że warto było zorganizować Światowy Dzień Ubogich, są ludzkie historie. Ktoś znalazł mieszkanie, ktoś inny zmobilizował się, by przestać pić. – Pani, która gotowała posiłki w czasie ŚDU, zatrudniła kilka osób w swojej restauracji, dając im tym samym szansę na odbicie się od dna – wspomina Julia Bromberek, rzecznik ŚDU. Ale rewolucje dotyczą także organizatorów i wolontariuszy. Są tacy, którzy zmienili pracę na bardziej prospołeczną, ukierunkowaną na pomoc drugiemu człowiekowi.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się