Aniela i Franciszek Jaroszowie z podhalańskiego Zębu, a dokładnie z przysiółka Jarosze, 2 lutego obchodzić będą 70. rocznicę ślubu.
Gdy się pobierali, on miał 22 lata, a ona - 18 i pół. Dziś, pomimo słusznego wieku, dobrze pamiętają czasy swojej młodości. Nie mają też problemu z imionami wszystkich prawnuków, a mają ich, bagatela 46 (najmłodszy urodził się kilka dni temu, w poniedziałek 28 stycznia, a najstarszy ma już 28 lat) oraz wnuków (mają ich 26). Dzieci doczekali się zaś ośmioro - pięciu synów (Stanisław, Wojciech, Władysław, Jan i Mieczysław) i trzech córek (Maria, Czesława i Danuta).
Pani Aniela i pan Franciszek mieszkali prawie, że po sąsiedzku, nawet nazwisko mieli to samo (choć w żaden sposób nie byli spokrewnieni), więc po ślubie pani Aniela nie musiała go zmieniać. Oboje nie mieli łatwego życia, bo gdy byli dziećmi, w Polsce trwała wojenna zawierucha. Zginęła wtedy część rodziny pana Franciszka, a on sam uciekł z pociągu podczas wywózki. Widocznie Pan Bóg miał wobec niego swoje plany i chciał, by młody Franciszek jeszcze długie lata chodził po tym świecie...
Po wojnie, a potem i po ślubie, też lekko nie było - na podhalańskiej wsi ludzie utrzymywali się mając w gospodarstwie kilka krów i wiążąc, jak się da, koniec z końcem. Bieda każdego dnia pukała więc do drzwi.
- Dziadek dostał w końcu pracę na Śląsku, gdzie wyjeżdżał i babcia zostawała sama z dziećmi. Później, gdy wrócił w góry, dalej zajmował się gospodarstwem i póki sił starczało, bardzo kochał to zajęcie - opowiada Bożena Kras, wnuczka państwa Jaroszów i dodaje, że patrząc na dziadków czuje w sercu ogromne ciepło i wdzięczność za to, że tak wspaniale wychowali dzieci, które potem przekazały najważniejsze wartości swoim dzieciom, a te przekazują je znowu swoim…
- Mimo, że obecnie jesteśmy rozsypani po świecie, wszyscy czujemy się mocno przywiązani do rodzinnego miejsca i przy okazji ślubów, pogrzebów czy innych uroczystych wydarzeń przyjeżdżamy do Zębu. Choć tak naprawdę to dziadków (i pradziadków) wnukowie i prawnukowie odwiedzają też bez powodu, gdy tylko są w pobliżu. A oni ciągle wspierają nas duchowo, modląc się za nas - zapewnia pani Bożena.
Nie ma też wątpliwości, iż życie państwa Anieli i Franciszka jest dla całej rodziny świadectwem nierozerwalności małżeństwa oraz miłości, która dojrzewała w trudnych czasach.
- W świecie, w którym tak wiele małżeństw rozpada się, jest więc świadectwem trwania jedno przy drugim, mimo trudów codzienności, zwykłych małżeńskich wzlotów i upadków oraz ciężkiej pracy. Myślę, że ich recepta na długie wspólne życie jest prosta: jest nią konsekwencja w podążaniu za raz podjętą decyzją i niedopuszczenie myśli, że może być inaczej. To pomaga przetrwać kryzysy. A ja jestem dumna, że dzięki nim mam wokół siebie tylu bliskich - podkreśla pani Bożena.
Historię państwa Jaroszów opublikujemy w jednym z najbliższych numerów "Gościa Krakowskiego".
Kamienni jubilaci dobrze pamiętają czasy swojej młodości Archiwum rodzinne