Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Niezapomniany Gzymsik

Komizmem wysokiej próby cieszył ze sceny kolejne pokolenia krakowian. Wyszedłszy na deski teatralne w wieku 18 lat, nie zszedł z nich prawie do końca swojego 95-letniego życia.

Zmarły 24 marca, a pochowany 29 marca na cmentarzu Rakowickim aktor Marian Cebulski jeszcze w 2017 r., w wieku 93 lat, wygłosił ze sceny przy pl. Świętego Ducha podczas gali z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru monolog Starego Aktora z „Wyzwolenia” Wyspiańskiego. Stary Aktor był jedną z jego 150 ról, które zagrał głównie na deskach Teatru im. Słowackiego.

– Pracował w nim od 1947 r., i to z największymi reżyserami, m.in. Bronisławem Dąbrowskim i Władysławem Krzemińskim, oraz z wielkimi aktorami. Tu świętował też wszystkie swoje jubileusze. Jeszcze przed wstąpieniem do teatru przy pl. Świętego Ducha mógł obserwować grę samego Karola Adwentowicza – wspomina Dariusz Domański, krakowski krytyk teatralny. Cebulski stworzył na deskach tej sceny niezapomniane postacie. Trudno wymienić wszystkie, ale wśród nich były na przykład role Horodniczego w „Rewizorze” Gogola i Stiepana w „Ożenku” (również autorstwa Gogola).

– Zagrawszy ją pierwszy raz w 1949 r. obok wielkich aktorów Mieczysławy Ćwiklińskiej i Jana Kurnakowicza, wrócił do niej m.in. w 2012 roku. Oklaskiwano go także m.in. jako Księdza, Gospodarza i Dziada w trzech kolejnych inscenizacjach „Wesela” Wyspiańskiego w 1969, 1973 i 1984 r. – opowiada D. Domański. Teatralna przygoda urodzonego w 1924 r. Cebulskiego zaczęła się w 1942 r., w czasie okupacji niemieckiej, w podziemnym teatrze Adama Mularczyka w Krakowie. Już jako dziecko chłonął wszystko, co płynęło doń z teatralnej sceny. – Miłość do teatru zapewne odziedziczył po ojcu, który był nie tylko oficerem Wojska Polskiego, ale i miłośnikiem Melpomeny – uważa D. Domański.

W teatrze Mularczyka poznał m.in. Wiktora Sadeckiego, któremu przyjaźni dochował do końca jego życia. Grywali potem razem wielokrotnie, m.in. jako para Gzymsików w „Romansie z wodewilu” Władysława Krzemińskiego i w „Lesie” Aleksandra Ostrowskiego. Po zakończeniu wojny wstąpił do studium aktorskiego Starego Teatru, gdzie uczył się rzemiosła scenicznego m.in. pod okiem wielkiego Juliusza Osterwy. Krytyk teatralny Wojciech Natanson uważał go, obok Tadeusza Łomnickiego, za najzdolniejszego słuchacza tego studium. Występował początkowo w Teatrze Powszechnym i Teatrze Kameralnym Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, by ostatecznie zadomowić się w Teatrze im. Słowackiego. Był jednak artystą wszechstronnym. Nie ograniczał się do występów na deskach scenicznych. Można go było także usłyszeć w słuchowiskach radiowych i zobaczyć w kabarecie „Jama Michalika”.

– Marian Cebulski był zawsze uśmiechnięty do ludzi, do widza, któremu tak wiernie służył ponad 70 lat. Kiedyś powiedział o Wiktorze Sadeckim słowa, które także pasują do niego: „Intuicjonista w sztuce, romantyk, trochę i sybaryta w życiu też”. O Cebulskim można powiedzieć, że był to ktoś zarazem wielkopański, a równocześnie zwyczajny. Miarą jego zwyczajności jest to, że w 2012 r. swojego jubileuszu 70-lecia obecności na scenie nie wyzyskał do hucznych fet, ale po prostu do grania. Wydaje mi się, że Kraków bez Cebulskiego i Sadeckiego, bez tej pary niezapomnianych krowoderskich Gzymsików nie byłby tym samym miastem. Ta para to jeden ze znaków firmowych miasta – jego sztuki, teatru, kabaretu – uważa D. Domański.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy