Rozmowy między Joanną Sadzik, ks. Grzegorzem Babiarzem i ich prawnikami trwały 7 godzin. Nie udało się jednak podpisać porozumienia.
Pod koniec marca sąd wykreślił z Krajowego Rejestru Sądowego zarząd stowarzyszenia reprezentowany przez Joannę Sadzik, jednak jednocześnie nie wpisał ks. Grzegorza Babiarza jako prezesa "Wiosny". Jak przekonuje jego pełnomocnik, jest to tylko formalność, która wkrótce zostanie dopełniona. Dziś ks. Babiarz przyszedł do biura "Wiosny" w towarzystwie ochroniarzy, byłych pracowników GROM, którzy jednak prosili, by nie łączyć tego, gdzie pracowali z tym, dlaczego są dziś w "Wiośnie". W rozmowie z dziennikarzami mówili, iż są sympatykami stowarzyszenia, którzy jedynie pomagają zaprowadzić w nim porządek.
- Ok. godz. 11.30 do biura, w towarzystwie ochroniarzy i z pełnomocnikiem, wkroczył ks. Grzegorz Babiarz. Najpierw przyszedł kurier, mówiąc - w języku angielskim, że ma przesyłkę. Za nim weszli panowie w ciemnych okularach, ze słuchawkami w uszach i szybko rozeszli się do wszystkich pomieszczeń. Część pracowników dostała polecenia służbowe na piśmie. Powiedzieliśmy, że nie wiemy, kto jest prezesem, że sytuacja w KRS nie jest jasna, więc nie możemy przyjmować żadnych poleceń - opowiada Konrad Kruczkowski, dyrektor ds. komunikacji "Wiosny".
Pracownikom "Wiosny" zaczęto grozić konsekwencjami prawnymi.
- Poprosiliśmy, aby poczekać na naszych prawników, którzy wspierają nas pro bono. Wtedy usłyszałem, że jeśli nasz pełnomocnik przyjdzie, to nie zostanie wpuszczony. Mnie też nie chciano wypuścić z biura, a koledzy, którzy zajmują się IT usłyszeli, że mają udostępnić serwery, na których znajdują się newralgiczne dane. Kiedy odmówili, zagrożono, że drzwi do serwerowni zostaną sforsowane. Wtedy wezwaliśmy policję - relacjonuje K. Kruczkowski.
W międzyczasie doszło do spotkania Joanny Sadzik z ks. Babiarzem. Odbyło się ono w obecności prawników. Wcześniej jednak J. Sadzik otrzymała dyscyplinarne zwolnienie z pracy. - Nie wiem, kto mi je dał - być może pełnomocnik ks. Babiarza, a być może jeden z ochroniarzy, ale na pewno nie ks. Babiarz. Byłam zdenerwowana, a ta osoba zasłaniała twarz telefonem, nagrywając sytuację. Nie przyjęłam tych papierów - mówi J. Sadzik.
Jak dodaje, kiedy podczas spotkania z ks. Babiarzem wydawało się, że mamy wypracowane porozumienie, ten wyszedł na 20 minut. - Gdy wrócił, cofnął wszystkie ustalenia, nad którymi pracowaliśmy 7 godzin i powiedział, że ich nie podpisze - informuje J. Sadzik.
W przygotowywanym porozumieniu zgodziła się, że dla dobra "Wiosny" zarówno ona, jak i ks. Babiarz oraz jego ochroniarz opuszczą stowarzyszenie i będzie tak do czasu, aż sąd rozstrzygnie sprawę.
- Chcieliśmy to zrobić dla pracowników, zawalczyć o to, żeby ludzie mogli realizować projekty społeczne, bo nie chodzi o zarząd, o prezesa, ale o projekty, o ludzi, którzy dostają od darczyńców paczkę. O dzieci, które są pod opieką wolontariuszy Akademii Przyszłości, oraz o samych wolontariuszy. Chcieliśmy się też zgodzić na to, że nie będziemy kontaktować się z mediami. To wszystko jednak upadło. Nie wiemy, z kim konsultował się ks. Babiarz - mówi J. Sadzik.
Jaka będzie więc przyszłość "Wiosny"?
- Sprawa toczy się w sądzie. Ks. Babiarz złożył wniosek o wpisanie go do KRS, ale my również, i nie wiemy, po której stronie sąd orzeknie rację. Na razie jesteśmy pełnoprawnymi pracownikami "Wiosny" i możemy przychodzić do pracy - podkreśla Sadzik, dodając, że trudno jest zrozumieć wszystkim, którzy byli dziś obecni w "Wiośnie", jak to możliwe, by osoba niemająca prawnego umocowania w jakimkolwiek zakładzie pracy mogła do niego wejść i wywierać nacisk na pracowników. - Ochroniarze ks. Babiarza posługiwali się wydanym przez niego pełnomocnictwem, jednak dopóki nie zostanie on wpisany do KRS jako prezes "Wiosny", to pełnomocnictwo nie ma żadnego umocowania prawnego - tłumaczy Sadzik.
- Bardzo zależy nam, by Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości trwały. Prosimy darczyńców i partnerów, by z nami byli, bo my i ci, którym pomagamy, potrzebujemy ich. Mamy nadzieję, że tego zaufania wystarczy, choć dziś po raz kolejny z tego zaufania się wykrwawiamy. Dziękujemy też dziennikarzom za kilkugodzinną obecność z nami w biurze, bo tą obecnością media dawały nam poczucie bezpieczeństwa - dodaje K. Kruczkowski.
Po zakończeniu spotkania z J. Sadzik ks. Grzegorz Babiarz nie skomentował zaistniałej sytuacji. Powiedział jedynie, że w świetle prawa jest prezesem "Wiosny" i przyszedł, aby uzdrowić sytuację. Nie odpowiadał jednak na pytania dziennikarzy. Nie odbiera też telefonu.
Przeczytaj także: