Gdy w 1951 roku 12-letni uczeń z Zembrzyc Bronek Fidelus był z wycieczką szkolną po raz pierwszy w krakowskim kościele Mariackim, nie przypuszczał, że zostanie kiedyś księdzem, a tym bardziej że będzie wieloletnim proboszczem tej słynnej świątyni. Życie płynie szybko i niegdysiejszy uczestnik wycieczki skończy wkrótce 80 lat.
Urodził się 17 kwietnia 1939 r. w Wadowicach. Jest synem znanego zembrzyckiego garbarza. W 1956 r., po maturze w liceum w Suchej Beskidzkiej, wstąpił do seminarium duchownego w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął 17 czerwca 1962 r. z rąk bp. Karola Wojtyły. Pracował potem jako wikariusz w parafiach w: Babicach, Brzeszczach, Żywcu i Krakowie. Od 1968 r. pracował w Kurii Metropolitalnej jako notariusz, wicekanclerz, kanclerz. Od 1992 r. był ekonomem archidiecezji krakowskiej, od 1995 do 2011 r. zaś – archiprezbiterem bazyliki Mariackiej. Jest kanonikiem Kapituły Metropolitalnej, absolwentem i doktorem prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, ma tytuł infułata. W trakcie studiów seminaryjnych przez rok mieszkał w jednym pokoju z alumnem I roku Staszkiem Dziwiszem. Powiada się w Krakowie, że ks. dr Bronisław Fidelus jest niczym wino – z dobrego rocznika.
Wśród jego krakowskich równolatków są bowiem wybitni duchowni. Nie tylko kard. Dziwisz, lecz także biskupi Tadeusz Rakoczy i Jan Zając, ks. Jakub Gil, wieloletni proboszcz parafii na krakowskich Wzgórzach Krzesławickich i w Wadowicach, były dyrektor archidiecezjalnej Caritas, oraz ks. Jan Bielański, były proboszcz parafii św. Brata Alberta w Krakowie. Co ciekawe, ks. Bronisław wyprzedził ich w święceniach kapłańskich. – Po prostu poszedłem wcześniej do szkoły. Maturę zdawałem w wieku 17 lat – śmieje się ks. Fidelus.
Głowa nie od parady
– Ksiądz infułat to prawdziwa encyklopedia wiedzy o diecezji, parafiach i księżach. Posiadł ją nie z książek, ale dzięki pracy w kurii, zasiadaniu w wielu komisjach i radach, uczestniczeniu w najważniejszych wydarzeniach kościelnych, podczas ekonomicznych wizytacji parafii, ale przede wszystkim dzięki pracy duszpasterskiej i zwykłym spotkaniom oraz rozmowom z kapłanami, zakonnikami i osobami świeckimi, u których miał zawsze poważanie, bo sam nie tworzył żadnego dystansu i potrafił dostrzec każdego z osobna. Ekonomiczne zdolności jubilata są zaś sławne nie tylko w kręgach kościelnych. Jak się powszechnie mówi – ma do tego głowę – opowiada znający go dobrze ks. Andrzej Sawulski, rektor placówki duszpasterskiej w Glisnem. Owe talenty gospodarskie ujawniły się szczególnie podczas 16 lat proboszczowania w parafii mariackiej, splatającej funkcje duszpasterskie z rolą symbolu historycznej wielkości Krakowa. Znał ją wcześniej dobrze, gdy od 1968 r. był tu przez 3 lata wikariuszem, pracując jednocześnie w kurii. Nominację proboszczowską otrzymał 25 czerwca 1995 r. od kard. Franciszka Macharskiego. Przejął tę funkcję po ks. inf. Janie Kościółku. – Kiedy potem stawałem codziennie przed ołtarzem Wita Stwosza, który powstał staraniem mieszczan krakowskich, by głosić chwałę Bożą i w plastycznym kształcie wyrażać żar modlitwy wielu pokoleń krakowian, przypominałem sobie zdarzenie sprzed lat – mówi ks. Fidelus. – W 1951 r., jako uczeń szkoły średniej, byłem na wycieczce szkolnej w Krakowie. Zapamiętałem szczególnie wejście do kościoła Mariackiego. Wydawał mi się on bardzo ciemny i smutny, brakowało w nim bowiem głównego ołtarza. Zamiast niego wisiała ciemna kotara. Potem poszliśmy na Wawel i tam oglądaliśmy w kilku salach odrestaurowane i rozłożone na części arcydzieło Wita Stwosza. Czułem się bardzo mały przy potężnych figurach apostołów. Bardzo chcieliśmy z kolegami dotknąć którejś z nich, nie słuchając nawet uważnie tego, co mówił przewodnik. Nie przypuszczałem, że kilkadziesiąt lat później, jako proboszcz mariacki, nie tylko będę odpowiedzialny za ołtarz Wita Stwosza, ale będę mógł go spokojnie dotykać, bez obawy, że ktoś mnie skarci – wspomina.
Odnawiał, co się dało
Po objęciu urzędu proboszcza ks. Fidelus od razu zabrał się za porządki, starając się oddzielić sacrum od profanum. Turyści zwiedzający świątynię rozpraszali bowiem modlących się wiernych. Otworzono zamknięte wówczas boczne drzwi od strony pl. Mariackiego i turystów zaczęto wpuszczać tylko tamtędy, pobierając od nich opłaty za wstęp. Wejścia od Rynku i od ul. Floriańskiej przeznaczono wyłącznie dla osób udających się na modlitwę. To rozwiązanie zdało egzamin. Nastąpiło wyciszenie, umożliwiające modlitewne skupienie, spowiadanie się, uczestnictwo w Mszach św. – Pamiętajmy, że bazylika to nie muzeum, to przede wszystkim świątynia – wyjaśnia ks. Fidelus. Po objęciu przez niego probostwa rozpoczęto na wielką skalę prace renowacyjne w bazylice. Nie były łatwe, ze względu na wielkie nagromadzenie zabytkowego wyposażenia, wykonanego z rozmaitych materiałów, w niejednakowym stanie zachowania. Na przykład na starych gotyckich witrażach negatywnie odcisnęło się wieloletnie oddziaływanie pyłów i związków siarki. Dla lepszego zabezpieczenia pokryto je specjalnymi siatkami i dodatkowymi szybami. – Prace konserwatorskie finansowano zarówno z dotacji Społecznego Komitetu Ochrony Zabytków Krakowa, pieniędzy własnych parafii, jak i rozmaitych darczyńców. Konserwację wsparła np. World Monuments Fund z Nowego Jorku – mówi ks. Fidelus.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się