- Nie może się nazywać uczniem Jezusa człowiek, który wprowadza zamęt, a nie pokój, lęk, a nie radość, podziały, a nie pojednanie - mówił bp Damian Muskus OFM w sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
W Łagiewnikach trwają uroczystości Niedzieli Bożego Miłosierdzia. Porannej Mszy w wypełnionej wiernymi bazylice przewodniczył bp Damian Muskus.
W homilii podkreślał, że tegoroczne święto przeżywane jest w szczególnym czasie dla Kościoła. - Konfrontując się z prawdą o wyrządzonym złu, z obnażoną słabością instytucji, przypomina on zamknięty wieczernik, w którym wielu miałoby ochotę ukryć się przed światem. Jesteśmy jak uczniowie Jezusa zaraz po Jego zmartwychwstaniu: zalęknieni, pełni bólu i wstydu wywołanego świadomością, jak bardzo zawiedli Pana, bo odwrócili się od Niego wtedy, gdy najbardziej ich potrzebował - mówił hierarcha.
Dodał, że zamknięty wieczernik nie jest istotą Kościoła. - Nie zostaliśmy powołani do tego, by kryć się przed światem, ale do tego świata iść z przesłaniem miłosierdzia i miłości - zaznaczył.
Zdaniem bp. Muskusa, czas zamknięcia był potrzebny uczniom Jezusa, by przygotować ich na spotkanie z Panem. - Aby doświadczyć Jego pokoju, najpierw trzeba, jak Tomasz, dotknąć Jego ran, bo to Jego ranimy, gdy słowem, postawami i czynami wyrządzamy krzywdę ludziom - podkreślał. Stwierdził, że stanięcie w prawdzie wobec ludzi, którzy cierpią z tego powodu, jest pierwszym krokiem powrotu do wierności Ewangelii.
- Widzimy i doświadczamy, że sam fakt wybrania i powołania nie czyni nas automatycznie lepszymi, bardziej świętymi. Gorzkie doświadczenie własnej słabości uczy, że nie zbawimy świata swoimi siłami, choć czasem poddajemy się pokusie takiego myślenia, że wszystko od nas zależy - ocenił kaznodzieja. - Pokora, która rodzi się z tej świadomości, jest początkiem uzdrowienia i otwarcia na łaskę - dodał.
Biskup przestrzegł także przed głoszeniem „złej nowiny”, czyli samych siebie i własnych koncepcji. - Bywa, że oceniamy świat według swoich, a nie Bożych kryteriów i zamiast radosnej nowiny niesiemy ludziom słowa odbierające nadzieję - ocenił. Zaznaczył, że tak dzieje się zawsze, gdy człowiek pokłada ufność bardziej w sobie niż w Jezusie i zapomina, że On szedł do największych grzeszników, do tych, którzy byli Mu przeciwni, a nie tylko do swoich.
Krakowski biskup pomocniczy mówił ponadto, że wprowadzanie pokoju jest powołaniem uczniów Chrystusa. - Nie może się nazywać uczniem Jezusa człowiek, który wprowadza zamęt, a nie pokój, lęk, a nie radość, podziały, a nie pojednanie - zauważył. Podkreślał, że chrześcijanie mają być dla świata znakami nadziei silniejszej niż zło i grzech.
- Pielgrzymujemy dziś do Łagiewnik ze świadomością, że sami nie poradzimy sobie ze wszystkim, co w nas samych i we wspólnocie Kościoła jest słabe. Pozwólmy, by miłość Jezusa nas uleczyła - apelował na zakończenie hierarcha.