Jej uczestnicy, jak co roku, zawierzyli siebie i drogę, którą chcą pokonać, Matce Bożej Ludźmierskiej.
Zgodnie z tradycją, dzień przed wyruszeniem na trasę część kolarzy wspięła się na Giewont, by po dotknięciu znajdującego się na szczycie góry krzyża nieść płynące z niego przesłanie na krańce Polski.
Z kolei w dniu rozpoczęcia pielgrzymki, czyli 3 sierpnia, wszyscy rowerowi pątnicy (blisko 70 osób) spotkali się w Ludźmierzu. Tam, podczas Mszy św. w sanktuarium Gaździny Podhala, prosili Boga - przez wstawiennictwo Maryi - zarówno o bezpieczną podróż i zdrowie dla siebie, jak również o potrzebne łaski dla tych, którym obiecali modlitwę podczas podróży. A intencji w sercach kolarzy nie brakuje - w ciągu najbliższych dwóch tygodni polecać będą bowiem tak sprawy zdrowotne swoich bliskich, jak i różne inne kłopoty rodzinne, czy zawodowe.
Wszyscy zapewniają też, że choć trasa łatwa nie będzie (do pokonania jest w sumie 1680 km, a dziennie od 100 do 190 km), to o modlitwie nie zapomną. - Te intencje będą nas nieść - mówią m.in. Katarzyna z Chyżnego, Michał z Białego Dunajca oraz Andrzej z… Tomaszowa Mazowieckiego. Wiele lat temu, podczas pielgrzymki do Fatimy, poznał on syna kierownika rowerowej pielgrzymki i dostał zaproszenie do udziału w tym przedsięwzięciu. Teraz górale żartują, że mają w swoich szeregach górala z nizin, który stał się już pielgrzymkowym weteranem. W tym roku jedzie bowiem już dziesiąty raz.
By dbać o codzienną modlitwę prosił też pielgrzymów ks. Tadeusz Skupień, jeden z kapłanów biorących udział w wyprawie. - Oby nie było tak, że nie mamy czasu na rozmowę z Bogiem, bo tyle mamy kilometrów do przejechania. Wtedy bylibyśmy niczym robotnicy, którzy biegają po placu budowy i nie mają czasu załadować taczek - przestrzegał w kazaniu, dodając, że w drodze będzie proponować rozważanie słów "Wierzę w Boga, wierzę w Kościół". W dobie medialnego zamieszania i niewiedzy widocznej w społeczeństwie, to szczególnie ważne. Wiele osób najchętniej powtarza bowiem rzeczy skandaliczne, korzystając z internetu niczym ze śmietnika…
- A skąd my czerpiemy swoją wiedzę o Bogu? Czy nie jest przypadkiem wymyślona przez ludzi? I jaka jest właściwie nasza wiara? Wypowiedzieć ją ustami, to za mało, bo Bóg patrzy w serce. Najlepiej więc pogłębiać wiarę, czerpiąc ze słowa Bożego, z tego, co On nam objawił. Pamiętajmy więc, że mówiąc "Wierzę w Kościół", mówimy o Kościele założonym przez Chrystusa, a nie przez kogokolwiek i kiedykolwiek - przypominał ks. Skupień.
Początki rowerowej pielgrzymki z Giewontu na Hel sięgają 2006 r., kiedy to ponad 200 osób przeszło całą Polskę w pieszej pielgrzymce z Helu do Częstochowy. Po dotarciu na Jasną Górę postanowili iść dalej i doszli aż na Giewont. Kolejnych kilkaset osób dojechało pociągiem, by uczestniczyć we wspólnej Mszy św. Górale zgotowali im piękne powitanie.
Rok później mieszkańcy Podhala zdecydowali, że też pójdą do Częstochowy, a potem na Hel, z rewizytą. Gdy tam dotarli, podczas Mszy św. po zaślubinach z morzem ks. Władysław Zązel, kapelan ZP powiedział, że następną taką pielgrzymkę można zorganizować za pięć lat, bo nie da się co roku maszerować przez Polskę. - Pomyślałem: Skoro nie pieszo, to może pojedziemy na rowerach? - opowiada Jan Blańda, kierownik wyprawy należący do oddziału Związku Podhalan w Spytkowicach. - Gdy o idei dowiedział się ówczesny prezes ZP, zapytał tylko, czy pojedziemy pod sztandarem Związku Podhala. Jeśli tak, to mamy zielone światło - dodaje.
W 2008 r. 13 zapaleńców dopięło swego i rowerami wjechało do morza. W tym roku pielgrzymka wpisuje się w obchody 100. rocznicy powstania Związku Podhalan.