Lekarka kierująca oddziałem chorób infekcyjnych i pediatrii dla dzieci w Szpitalu Specjalistycznym im. S. Żeromskiego w Krakowie przekonuje, że w tej chwili większy problem jest z paniką niż z koronawirusem.
Jak tłumaczy, pojawienie się w Polsce pierwszego przypadku koronawirusa COVOD-19 nie zmieniło wiele. - My jesteśmy przygotowani. Mój oddział, otwarty w grudniu 2019 r., ma 7 sal z podciśnieniem, wyposażonych na takie sytuacje. To jest miejsce, w którym przyjmujemy zarówno dzieci z Małopolski, jak i z województwa śląskiego, gdzie nie ma oddziału zakaźnego czy obserwacyjno-zakaźnego. To dużo, choć nie wiemy, jaka skala epidemii nas czeka, bo wszystko zależy od rozwoju sytuacji - mówi L. Stopyra.
W ostatnim czasie na tym oddziale hospitalizowanych było 9 dzieci z powodu podejrzenia infekcji koronawirusem. Wszystkie przebywały wcześniej w Chinach, Tajlandii i północnych Włoszech, mieszkały w hotelach, gdzie u innych osób stwierdzono zakażenie. U 8 dzieci wynik testu jest ujemny, dziś powinny być znane wyniki ostatniego. - Dużo więcej dzieci było konsultowanych. Kilkadziesiąt z nich albo pozostało w domu w izolacji, albo wykluczyliśmy koronawirusa i nie wymagały one dalszej diagnostyki - zaznacza lekarka.
Dla porównania - od początku epidemii grypy w tym sezonie (2019/2020) oddział hospitalizował ok. 200 dzieci z powikłaniami tej choroby. Z kolei w całej Polsce odnotowano już ponad 2 mln zachorowań na grypę.
Lidia Stopyra podkreśla również, że w dobie medialnych informacji o koronawirusie nie wolno całkiem go bagatelizować. - Musimy być czujni, bo nie znamy jego pełnych możliwości i cały czas się tej epidemii uczymy. Inaczej wyglądała ona w Chinach, inaczej wygląda we Włoszech, a nie wiemy, co będzie u nas. Wiadomo natomiast, że osoby z dobrą odpornością, w dobrym stanie zdrowia, które dbają o siebie, nie są szczególnie zagrożone. Najbardziej zagrożone powikłaniami i śmiertelnością są osoby po 80. roku życia oraz cierpiące na inne poważne choroby - przypomina. - Jeśli jednak nie opanujemy medialnej paniki, może być tak, że w tej panice zginie więcej ludzi niż z powodu koronawirusa. Musimy pilnować, żeby nie konsultować nieuzasadnionych sytuacji wynikających z dezinformacji, żeby nie okazało się, iż osoby rzeczywiście potrzebujące pomocy nie otrzymają jej - dodaje lekarka.
Apeluje też, by każdy pamiętał o podstawowych zasadach higieny (myciu rąk, zasłanianiu ust podczas kaszlu itd.) i nie przebywał niepotrzebnie w miejscach, w których jest dużo ludzi. - Osoby zainfekowane powinny pozostać w domu, nie zastanawiając się, czy mają koronawirusa, wirusa grypy czy innego wirusa. Jeżeli ktoś ma infekcję, powinien przez kilka dni izolować się od innych. Pamiętajmy, że "zwykłe" przeziębienie powodują w Polsce 4 różne koronawirusy. Tak więc mając przeziębienie, też zarażamy nim innych - wyjaśnia.