Maseczki ochronne są produktem deficytowym we wszystkich szpitalach. Internauci znaleźli sposób na to, jak im pomóc.
Trudno policzyć, ile maseczek już powstało, bo wśród kilku już tysięcy osób należących do facebookowej grupy "Maseczki dla krakowskich medyków" praca idzie pełną parą. Jedno jest pewne - dopóki sytuacja się nie uspokoi i zagrożenie epidemiczne nie minie, choćby uszyty został milion maseczek, wciąż będzie ich za mało.
Wszyscy szyjący korzystają z własnych materiałów (lub próbują je zdobyć), a gotowe maseczki są następnie przekazywane szpitalom, w czym pomaga cała amia kierowców. Akcja, która jest m.in. odpowiedzią na apel Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu oraz Szpitala Specjalistycznego im. Żeromskiego w Krakowie o maski chirurgiczne wielokrotnego użytku, odbywa się, rzecz jasna, z zachowaniem wszelkich procedur bezpieczeństwa. Pomagający i chętni do włączenia się w przedsięwzięcie są więc proszeni są o nieprzekazywanie artykułów samodzielnie, ale o kontakt z grupą. Z kolei w szpitalach maseczki muszą trafić do pralni, a dopiero potem, już sterylne, mogą zostać przekazane lekarzom.
- Kiedy wybuchła epidemia, mieliśmy iść do Szpitala św. Ludwika w Krakowie, żeby przywieźć chorym dzieciom "uszytki", czyli bawełniane maskotki (pieski, rybki, słoniki itp.), którymi mogą się bawić w szpitalu i wziąć ze sobą do domu. Ktoś ze znajomych rzucił jednak hasło, że trzeba szyć maseczki i że wszystkie ręce na pokład. Włączyliśmy się więc do akcji - opowiada Justyna Grochowiak z Fundacji "Pomost Nadziei".
Najpierw skontaktowała się ze znajomym, który ma hurtownię bawełny. Fundacji udało się od niego kupić pierwszych 100 m materiału. Później udało się załatwić kolejne metry, a obecnie Pomost Nadziei ma "zaklepanych" 187 m materiału.
- Zbieramy też pieniądze na zakup. Oprócz maseczek trzeba też szyć czepki. Brakuje również bawełnianych tasiemek, gumek, drucików. W potrzebie są zarówno szpitale duże, jak i małe, które nierzadko są pozostawione samym sobie. Wszyscy apelują też o rękawiczki, kombinezony jednorazowe, gogle i przyłbice - wylicza J. Grochowak. - Na szczęście ludzie coraz mocniej się organizują i chcą działać. Epidemia znów pokazała, że potrafimy się zjednoczyć, choć szkoda, że musiało przyjść takie nieszczęście, byśmy wszyscy zrozumieli kilka ważnych spraw - dodaje.
W akcję włączyła się też Spółdzielnia Socjalna "Apacze", zajmująca się m.in. konfekcjonowaniem i pakowaniem kosmetyków. Pracują w niej zarówno osoby zagrożone wykluczeniem społecznym (z różnych powodów), jak i niepełnosprawne. - Nasza sytuacja nie jest prosta, bo wielu naszych klientów zawiesiło działalność i nie przysyłają nam produktów do konfekcjonowania. Musieliśmy też - ze względu na bezpieczeństwo i koszty - ograniczyć liczbę pracowników - wyjaśnia Magdalena Chaszczyńska, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Osobowości Dzieci "Graal" i założycielka spółdzielni.
Uznała jednak, że skoro w spółdzielni są odpowiednie pomieszczenia, a także maszyny do szycia, to można odpowiedzieć na aktualną sytuację i włączyć się w pomoc szpitalom. - Mamy już podłączonych 7 maszyn. Posiadamy również profesjonalny nóż do szycia i overlock. Szukamy natomiast osób chętnych do szycia. Już dziś krawcowa, której w poniedziałek daliśmy 100 m materiałów, odda część gotowych maseczek - opowiada M. Chaszczyńska.
Jak dodaje, gdy sytuacja wróci do normy, spółdzielnia będzie chciała postarać się o pozwolenie na szycie długofalowe, a już dziś opracowywany jest wniosek dotyczący produkcji płynu bakteriobójczego.
Z grupą "Maseczki dla krakowskich medyków" mogą kontaktować się zarówno szpitale, jak i producenci chcący przekazać materiały.