Kard. Franciszek Macharski swój najważniejszy jubileusz kapłański przeżywał pamiętnego wieczoru 2 kwietnia, kiedy stał w tłumie modlących się pod Oknem Papieskim krakowian i wraz z nimi żegnał odchodzącego Jana Pawła II. Wielki czciciel św. Franciszka z Asyżu zmarł w święto Porcjunkuli - specjalnego odpustu, który Biedaczyna wybłagał dla całego świata.
Franciszek Macharski otrzymał święcenia kapłańskie w Niedzielę Palmową, 2 kwietnia 1950 roku, z rąk kard. Adama Stefana Sapiehy. Odbyły się one w bazylice ojców franciszkanów, bo katedra była wówczas nieopalana, a metropolita krakowski miał już swoje lata. "Tak zaczęła się ta definitywna przygoda, nad którą się zastanawiam głęboko także w kontekście kapłaństwa kogoś mi najbliższego - Ojca Świętego" - mówił po latach w jednej z rozmów w ramach cyklu "Widziane z Franciszkańskiej".
Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że swój najważniejszy jubileusz metropolita krakowski spędzi pod Oknem Papieskim, wśród tłumów krakowian modlących się w intencji umierającego papieża. - Nie trzeba się wstydzić łez, ale pamiętajmy, by patrzeć w kierunku Jezusa, który mówi: Niech się spełni mądra, kochająca wola Boga. Życie się nie kończy. Życie się tylko zmienia. Na lepsze! - mówił, gdy późnym wieczorem, w wypełnionej po brzegi bazylice franciszkańskiej rozpoczynał Mszę św. po śmierci Jana Pawła II.
Mieszkańcy Krakowa do dziś pamiętają, że kard. Franciszek był w tych dniach z nimi, czuwający, rozmawiający z zapłakanymi ludźmi na ulicach, modlący się z nimi i pocieszający. Dla wielu zmarły w 2016 roku arcybiskup krakowski wciąż jest kimś bliskim i ważnym.
- W mojej codziennej modlitwie pojawia się bardzo często. Bez wątpienia dlatego, że przez jego pokorną służbę uśmiechnął się do mnie sam Bóg - wspomina s. Bożena Leszczyńska OCV, która pracuje w dziecięcym szpitalu w Prokocimiu, gdzie go często spotykała. - Widziałam, jak z czułą troską i z wielkim wzruszeniem pochylał się nad cierpiącymi dziećmi. To samo wzruszenie dostrzegałam wtedy, gdy odprawiał Mszę św. Ciche łzy płynące po jego twarzy mówiły same za siebie - dodaje.
To było uderzające doświadczenie również dla Franciszka Mroza, który 25 lat temu przyjechał do Krakowa na studia. Kard. Franciszek stał mu się bliski ze względu na wspólnego patrona. - Spotykałem go na ulicach, na Plantach, w kościołach, często chodziłem na odprawiane przez niego Msze - opowiada, podkreślając ciepło i życzliwość ówczesnego metropolity. - Mocno przeżywał Eucharystię, również fizycznie. Bardzo mnie to budowało jako młodego człowieka - zauważa.
Ostatnie wspomnienie kard. Franciszka wiąże się dla jego imiennika z odwiedzinami u sióstr albertynek, gdzie mieszkał po przejściu na emeryturę. - To było kilka miesięcy przed jego śmiercią. Skądś wracał, wyszedł z samochodu z serdecznym uśmiechem i podniósł rękę na powitanie - mówi F. Mróz.
Towarzyszką ostatnich lat kard. Macharskiego była albertynka s. Dolorosa. - Czuję jego wsparcie dziś chyba nawet bardziej niż wtedy, gdy żył. Nie prosiłam go o wiele, ale widziałam, jak modli się w sprawach różnych osób i jak skuteczna jest ta jego modlitwa - wyznaje. Wspólnota sióstr, gdzie obecnie posługuje s. Dolorosa, oddaje dziś kard. Franciszkowi swoje trudności i problemy. - To jest takie namacalne. Mamy 70 chorych, musimy sobie radzić, ale Pan Bóg posyła nam ludzi, którzy bezinteresownie pomagają. Wiem, że za tym stoi kard. Franciszek - podkreśla albertynka.
Siostra Bożena Leszczyńska nigdy nie zapomni chwili, gdy niespodziewanie i pierwszy raz w życiu usłyszała w telefonie głos: "Halo, tu kardynał. Kiedy chce siostra złożyć śluby wieczyste?". Zadzwonił do niej w odpowiedzi na list, w którym pisała o odkryciu powołania w powołaniu, wymagającego od niej podjęcia indywidualnej drogi życia konsekrowanego, by w pełni mogła oddać się chorym dzieciom.
- Nie wiedziałam jednak, jak i gdzie mogę to uczynić. Odpowiedź księdza kardynała w jednej chwili rozwiązała mój życiowy problem. Kiedy zapytałam, czy są potrzebne jeszcze jakieś przygotowania, odpowiedział z wyczuwalną w głosie radością: "Ja jestem gotowy". Polecił mi krótkie rekolekcje oraz miejsce konsekracji w swojej kaplicy i wyznaczył datę najbliższego maryjnego święta. O nic nie musiałam się już martwić - wspomina.
Na Facebooku powstała grupa pod nazwą "Kardynał Franciszek Macharski (Beatyfikacja)". Jej członkowie dzielą się dobrem, którego doświadczyli dzięki patronowi tej wirtualnej wspólnoty, mając nadzieję na rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego. Założył ją Tomasz Kowacz, lekarz z Nowego Jorku. Spotkał kard. Macharskiego tylko raz, w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach.
- To mogło być w 2003 roku. Po odwiedzinach grobu św. Faustyny spacerowaliśmy z moją przyjaciółką, obecnie żoną, obok klasztoru, gdy wyszedł z niego kardynał. Podeszliśmy do niego, a ja pocałowałem go w pierścień - wspomina. Jego przyszła żona nie była jeszcze wtedy katoliczką i zachowanie T. Kowacza bardzo ją zaskoczyło. Kard. Macharski rozmawiał z nimi po angielsku, a na pożegnanie objął ich i przytulił. - Jak ojciec. Tego momentu nigdy nie zapomnę. Czułem jego świętość - mówi dziś z przekonaniem.