"Zgasła jedna z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie polskiej kultury" - tak o zmarłej artystce napisał w pożegnalnym liście prezydent RP Andrzej Duda.
Wybitna pieśniarka, mistrzyni interpretacji, genialna, niezapomniana artystka. Obdarzona niebywałą wrażliwością, charyzmą i talentem. Zachwycała publiczność w Polsce i na świecie. Jej koncerty w Piwnicy pod Baranami stanowiły w czasach PRL przejaw artystycznej wolności i nowatorstwa, a występy zagraniczne tylko umocniły zasłużoną sławę i uznanie. Była osobowością oryginalną i niezależną, ale zawsze pozostawała sobą - jedyną i niepowtarzalną Ewą Demarczyk" - zaznaczył prezydent, dodając, że tworzyła ona niezwykłe spektakle, gdzie emocje splatały się z głęboką zadumą nad ludzkim losem.
"W jej wspaniałych pieśniach, jak w zwierciadle, znalazł odbicie miniony XX wiek, czas wojen, kryzysu wartości, ludzkiego osamotnienia i nadziei. Zapraszała swoich słuchaczy do świata wyrafinowanych dźwięków i słów. Wszystkie utwory z jej wyśmienitego repertuaru niezmiennie kojarzyć się będą z jej fenomenalnym głosem, perfekcyjną dykcją i doskonałym wykonaniem. (...) Dziś pragniemy podziękować Ewie Demarczyk za cały jej dorobek artystyczny, który ofiarowała, i do którego będziemy stale wracać, by czerpać z niego piękno i prawdę przeżyć. Żegnamy ją z głębokim żalem, ale i przekonaniem, że wciąż będzie inspirować, budząc zachwyt i podziw kolejnych pokoleń" - podkreślił A. Duda.
Obecny na pogrzebie minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński zauważył z kolei, że artystka była "legendą już za życia, i taką z pewnością pozostanie po odejściu". - Ewa Demarczyk unieśmiertelniła i nadała nowe życie wielkim dziełom poetyckim Mirona Białoszewskiego, Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima czy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, które w jej niezwykłym wykonaniu ukształtowały wrażliwość wielu pokoleń słuchaczy, wielu pokoleń polskich inteligentów, chroniąc ich w swoisty sposób przed beznadzieją tamtego czasu PRL - powiedział.
Głos zabrali również były minister kultury Bogdan Zdrojewski oraz Bogdan Micek, dyrektor Piwnicy pod Baranami, z którą wokalistka związana była przez wiele lat.
- Nieruchoma, dramatyczna postać. Ten "czarny anioł" polskiej piosenki w czasach, których nikt już prawie nie pamięta, był wesołą, pełną życia dziewczyną, która lubiła ludzi i świat, chłopców i kolorowe kiecki, wypady za miasto na grzyby i biesiady do rana, podczas których, nie troszcząc się o swój bezcenny głos, w dymie papierosów i we wrzasku biesiadników, wyśpiewywała do rana znane i nieznane szlagiery - wspominał B. Micek.
Uroczystość pogrzebowa miała charakter świecki. Urna z prochami pieśniarki spoczęła w Alei Zasłużonych cmentarza Rakowickiego, tuż obok przyjaciół z Piwnicy pod Baranami - Marka Grechuty, Piotra Skrzyneckiego i Mieczysława Święcickiego. Nie zabrakło też krótkiego występu Piwnicy, która zaśpiewała swój hymn - piosenkę "Przychodzimy, odchodzimy".
Ewa Demarczyk zmarła 14 sierpnia. Miała 79 lat.